piątek, 5 sierpnia 2016

Od Soleado cd. Annabeth

Klacz po chwili odeszła szybkim krokiem, a ja zostałem za górze sam i słyszałem tylko szum wiatru. Odprowadziłem klacz wzrokiem i podszedłem bliżej klifu i obserwowałem inne konie. Nikt się nie zranił i wszystko było w porządku , lecz chciałem jeszcze postać w tym magicznym miejscu... W końcu jednak zszedłem na dół i poszedłem przez las. Spokojnie i niespiesznie. Nagle usłyszałem czyjeś krzyki... Zerwałem się biegiem do miejsca z kąt dobiegały krzyki i wołania o pomoc. Po chwili dotarłem na miejsce... I ujrzałem tą sama klacz, co widziałem na wzgórzu! Nie mogła się podnieść, jej noga była we krwi i nie potrafiła nią ruszyć. Wiedziałem już że to złamanie i powierzchowne rany, które trzeba będzie szybko oprzeć bo mogła się wdać poważna infekcja... Klacz po chwili mnie zauważyła.
- Co się stało? - spytałem podchodząc do wciąż dygoczącej ze strachu i szoku klaczy.

< Annabeth? :> >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz