czwartek, 31 grudnia 2015

Od Alestrii von Meteorite- c.d. Mystic'a

-Bylibyśmy tu wcześniej, gdyby Cloud'owi nie zachciało się wychodzić w jej poszukiwaniu aż za tereny Dawnego Mysterious Valley.- oświadczyłam.
-Pewnie wciąż miał nadzieję, że jego ukochana jest gdzieś blisko.
-Masz rację, ale w końcu nawet on się poddał...-westchnęłam ciężko.
-Musiała to być dla niego bardzo trudna decyzja.- zauważył Mystic.
-Której nie podjąłby nigdy, gdybym na niego tak nie nalegała.- dodałam.
-Czyli zrobił to tylko ze względu na Ciebie.- podsumował ogier mego serca.
-I na nasze partnerstwo, którego nie chciał niszczyć przez swoją zawiedzioną miłość.- znów uzupełniłam.
-To bardzo szlachetnie z jego strony.
-Owszem, a co najważniejsze po tym wszystkim nie załamał się i znów poszukuje kolejnej miłości.
-I myślisz, że uda mu się ją odnaleźć?- zaciekawił się.
-Czas pokaże.- odparłam tylko w zamyśleniu.
-A Vendela- znalazła już kogoś odpowiedniego?
-Wciąż czeka na swojego księcia z bajki.- zaśmiałam się.
-Jeszcze z tego nie wyrosła?- zdziwił się.
-Niestety.- potwierdziłam.- Dobrze, że chociaż zrezygnowała z ideału.

<Mystic?>

wtorek, 29 grudnia 2015

Od Mystic`a- CD. Alestrii von Meteorite

Zaśmiałem się w duchu. Cieszyłem się, że wróciła i mogliśmy nadal normalnie rozmawiać. Czułem w środku, że moje uczucia do niej nie zmieniły się. Raczej to ja obawiałem się, że ona odeszła. Chciałem ją mocno przytulić i pocałować, tak by miała wrażenie, że nie zamierzam jej już puszczać, jednak... W tym samym momencie naszyły mnie wyrzuty sumienia. Ona dobrze to wyczuła, bo odsunęła się powoli i spojrzała przenikliwie w moje oczy. Spuściłem głowę.
-O co chodzi?- spytała zmartwionym wzrokiem.
-N-nic... Ehh...- odwróciłem się i stanąłem tyłem- No bo widzisz... Przepraszam, że was nie zacząłem szukać- lekko skierowałem głowę w jej stronę- Na początku chciałem odszukać Was wszystkich, jednak miałem nadzieję, że podczas tej krzątaniny sami się znajdziecie. Z biegiem czasu traciłem nadzieję. Już miałem się wybierać Was poszukać... nawet byłem już na kilku terenach gdy... ehh... nie ważne- chciałem jej powiedzieć, lecz nie mogłem. Nie ze względu na siebie, lecz na nią. Alestrię i jej rodzinę. Nie mogłem tak ryzykować. Chociaż raz w życiu chciałem postąpić jako odpowiedzialny partner czy ojciec, postąpić dobrze.
Mystic... weź się w garść...
-Ale jesteś... ty i twoja rodzina- posłałem jej uśmiech gdy do mnie podeszła- Nie zamierzam Was teraz gubić nawet na chwilę- spojrzałem w jej kryształowe oczy.
 
Alestria?

Od Alestrii von Metorite

Od razu po przybyciu na tereny Nowego Mysterious Valley wyruszyłam na poszukiwanie Mystic'a, który miał czekać gdzieś tutaj na mnie i Vendelę. Swoją drogą zastanawiało mnie czy przez te kilka miesięcy nie zmieniły się jego uczucia względem nas i czy aby nie uważa nas za zmarłe.... W końcu zostałam dużo dłużej w Dawnych okolicach, chcąc towarzyszyć bratu w próbach odnalezienia Chairy i jednocześnie nie dając mu znaku życia, więc miał do tego pełne prawo...
Z tych rozmyślań wyrwał mnie dochodzący gdzieś z lewej strony tętent kopyt, który wyraźnie zbliżał się w moją stronę. Poczułam, że moje serce przyśpiesza, a ja sama zadaję sobie pytanie czy to, aby nie on. Na całe szczęście, kiedy po kilku minutach twórca tego dźwięku stanął koło mnie, okazało się, że owe przeczucia się sprawdziły- był to nie kto inny niż ten właśnie ogier we własnej osobie.
-Cieszę się, że Cię wreszcie widzę.- oświadczył na powitanie.
-Ja również.- odparłam i dodałam szybko, spuszczając lekko wzrok.- Przepraszam, że się tak długo nie odzywałam.
-Nie ma za co.- zapewnił.- Powiedz lepiej jak wypadły Cloud'owi poszukiwania ukochanej.
-Niestety kiepsko.
-Domyślam się, że jest rozczarowany...
-Na razie tak, ale z pewnością niedługo mu to przejdzie.- stwierdziłam.- Za to ja od jakiegoś czasu zamartwiałam się, że o nas zapomniałeś.- wyjawiłam, przytulając się do jego piersi.

<Mystic? Jak była Twoja reakcja?>

poniedziałek, 28 grudnia 2015

Od Slayer'a - CD. Havany

Głos Havany wyrywa mnie z rozmyślań.  Przystaję.  Nie mogąc uwierzyć po chwili podchodzę do śnieżnobiałej klaczy.
- Midway?  -  pytam
Klacz kiwa głową. Za nią coś krzyczy nowa klacz . Szukam w pamięci jej imienia.
Firuse. Opiekunka źrebaków.
Midway odwraca się do niej. Mówi krótko. Wychwytuję tylko, że chodzi o jakąś Lilię, czy coś.
- Zaczekajcie chwilę -  rzuca do nas Midway i idzie za Firuse.
Pełen zdumienia odwracam się do Havany.
- Kim jest ta Lili, o której mówiły?  -  pytam
- Lilith. -  poprawia mnie Havana  -  Nowa w stadzie. Roczna klaczka.
- Przybyła tu z rodziną?  -  dopytuję się
Havana kręci głową.
Po chwili widzę jak Midway wraca. Za nią idą Firuse i ta, Lilith.

Havana? Lilith? Midway? A...może... Firuse?

Od Midway - CD. Firuse

Mała leży pod płaczącą wierzbą.  Patrzę na karą klaczkę. Łudząco podobną do swojego ojca.
Podchodzę do niej. Spokojnie. Jakby to mnie nie dotyczyło.
Wtedy postanawiam. Powiem jej to. I będzie po sprawie. Ta Firuse też się dowie.
I będzie cisza.
Podchodzę do niej. Klaczka od razu wstaje na nogi. Za mną stoi Firuse.
- Lilith. Chciałam Ci zakomunikować, że od dzisiaj prawnie Twoją matką będzie Firuse. Zdecydowałam się jednak jeszcze coś powiedzieć. -  zaczynam sucho, w moim głosie nie słychać emocji.
Lilith podchodzi do Firuse i przytula się do niej. Zaczęła płakać.
- Twoim ojcem jest pewien ogier. Który bardzo mnie skrzywdził. Magnetic. Mam nadzieję, że nigdy go nie poznasz. Zostałaś poczęta wbrew mej woli. Wykorzystał mnie. Nie mogę na Ciebie patrzeć. Za bardzo go przypominasz.  -  mówię cicho.
Odwracam się.

Firuse?

Od Havany- CD. Midway

Szłam z Slayer`em w ciszy, gdyż ogier wkraczając powoli na tereny Mglistej Polany coraz bardziej oddawał się nie tylko wspomnieniom co i rozmyślaniu. Nie chciałam mu przeszkadzać. Nie tym razem, chociaż dobrze wiedziałam o czym rozmyśla. Szłam więc cicho, monotonnie stawiając krok za krokiem. Dopiero po chwili zatrzymałam się i w dali zauważyłam siwą sylwetkę klaczy, która coraz to bardziej się do nas zbliżała.
-Slayer...- zwróciłam się do ogiera- To chyba ktoś kogo dobrze znasz- klacz stanęła naprzeciwko nas z poważną miną.
Ogier jednak nic nie odpowiedział i wyrwawszy się z natłoku myśli, spojrzał na siwą, biorąc głęboki wdech. Zanim jednak zdążył coś powiedzieć, obok nas znalazła się też druga klacz, która nie zwracając na nas zbytnio uwagi, od razu skierowała się w stronę Midway.

Midway? Slayer?

Od Firuse- CD. Midway

- Z wielką przyjemnością ją adoptuję. Przynajmniej umiem zająć się dzieckiem. Masz rację, nie wiem, przez co przeszłaś. Ale nie możesz obwiniać Lilith za to, co się, chyba, stało. Ona niczemu nie jest winna.
- Chcesz taką ladacznicę przyjąć pod swoją grzywę? - prychnęła
- Kobieto, nie dociera do ciebie, że nie mam dzieci? Że uwielbiam się z nimi bawić? Że ci zazdroszczę takiej córki, jaką masz?
- Możesz ją adoptować, tak jak ci powiedziałam. Mnie nie jest ona do niczego potrzebna.
- A więc chodź ze mną, powiedz jej, że od dziś ja będę jej prawną opiekunką!
Klacz bez zastanowienia ruszyła przed siebie. Pytająco się odwróciłam.
- Co ty robisz? - spytałam
- Idę pod starą wierzbę, nadal tam siedzi prawda? No, a więc, chcę jej powiedzieć, że od dziś ty jesteś jej mamusią. Slayer, Havana, zaczekajcie kilka minut.

Midway?

Od Midway - CD. Firuse

Spojrzałam na klacz jak na wariatkę.  Konie obok mnie zaczęły przyglądać się ze zdziwieniem.
- Zaczekaj no... -  rzucam za nią a do towarzystwa wołam -  Zaraz wrócę.
A więc ta mała niewdzięcznica na skargę poleciała jak jej to źle, niedobrze. Ale ona nie wie co to zło. Ta wariatka również.
Żadna z nich nie wie, przez co przeszłam.
Na wspomnienie ciała Magnetica na moim bierze mnie na wymioty.
 - Jak Ci na imię? -  pytam się klaczy
- Firuse. -  mówi -  Naprawdę się spieszę.
- Nigdzie nie pójdziesz. Dopóki nie wysłuchasz. -  mówię stanowczo
Firuse przystaje i patrzy na mnie badawczo.
- Możesz adoptować Lilith. Nie obchodzi mnie jej los. Właściwie miała się nie urodzić. I ja miałam być nieżywa. Ale patrz. Jestem. Żyję. Ona też. Nie znasz mnie i nie wiesz co się stało w moim życiu. I się nie dowiesz -  krzyczę jej w twarz -  A teraz zmykaj.

Firuse?

Od Firuse- CD. Lilith

- Co ty mówisz? - byłam zaskoczona wypowiedzią klaczki - Jak można gardzić tak wspaniałą dziewczyną, jaką jesteś?
- Nie wiem, dlaczego taka dla mnie jest. Boli mnie to, że nie obchodzi ją mój los. Ty mi ją w tym momencie zastępujesz.. - westchnęła
- Jeśli chcesz, mogę z nią pogadać o tym - zaproponowałam, ale ona zaprzeczyła.
- Będzie mi prawić kazania, że się na nią skarżę.. Nie chcę znów przez nią cierpieć.. 
- Nie musisz. Widzisz, ja nie mam swoich dzieci.. A twoja mama ma ciebie. Nie docenia tego, że tak na prawdę jest najszczęśliwsza na świecie. 
- Nie przetłumaczysz - spojrzała mi w oczy.
Mimo tego i tak chciałam porozmawiać z matką Lilith. Może uda mi się przetłumaczyć jej co nie co. Mogę też wyjść na idiotkę, ale Lilith jest wspaniała i nie pozwolę żeby była tak traktowana. Jak zwykły, nikomu niepotrzebny osioł. 
Powiedziałam klaczce, że idę na spacer, aby odetchnąć. Uśmiechnęła się i została w swoim ulubionym miejscu - pod płaczącą wierzbą. Tak na prawdę szłam do klaczy która wydała na świat tak cudowną istotę, jaką jest Lili. 
- Hej, Lilith to twoja córka? - zagadałam do śnieżnobiałej klaczy, towarzyszącej dwóm innym koniom
- Jeśli cię skrzywdziła nie odpowiadam za to. - odparła niechętnie.
- Posłuchaj ty mnie - podeszłam do niej i spojrzałam jej w oczy - Lilith to najwspanialsze dziecko, jakie kiedykolwiek spotkałam. A ty tak ją traktujesz? Nie masz pojęcia, jakie masz szczęście, że ją masz. Są klacze które pragną źrebiąt ale ich nie mają. Jestem jedną z tych klaczy. Wyobraź sobie, że ja nie mam nikogo. Ani partnera, ani dziecka, ani rodziny. Jestem obca dla wszystkich. Ty za to masz córkę, która przez ciebie zamknęła się w sobie, a przy mnie otwarła. Jest moją bratnią duszą, ponieważ i ja jestem nieśmiała. A teraz wybacz, idę wyręczyć cię w obowiązkach rodzica.


Midway?

Od Midway

Szłam spokojnie. Lilith na szczęście się odczepiła. Całe szczęście. Nie psuje mi dnia swoją obecnością. Nienawidzę jej.
Za bardzo przypomina mi Magnetica.
Prawdopodobnie nawet odziedziczyła jego żywioł.
Brzydzę się nią. Żałuję, że nie usunęłam jej gdy była jeszcze we mnie. Albo, że nie zabiłam się po tym wszystkim.
Chodziłam bez celu po terenach Mysterious Valley. Liczyłam na to, że trafię na Havanę a ona bez pytań przyjmie mnie z powrotem.
O to i Mglista Polana. Kiedyś kochałam tu przebywać.
Mrugam zaskoczona. Czy ja tam widzę... Havanę?
Patrzę na jej towarzysza.
To Slayer. Tata.
Zaciskam zęby.  Ani słowa o przeszłości i Lilith.
Ani słowa.

Havana? A może Slayer? Dokończcie ;-;

Od Lilith- CD. Firuse

Ktoś wreszcie ze mną rozmawiał. Czułam jakbym dostała szansę od życia. Jakbym... poznała swoją matkę.
Aż wstyd przyznać. Pokochałam tą klacz mocniej niż mamę.
- Dziękuję Ci za to, że... - zacinam się. Nie wiem co powiedzieć.
- Tak? - patrzy na mnie łagodnie, zachęcając do dalszej wypowiedzi.
- Firuse... Znam Cię dzień. To dziwne, ale stałaś mi się bliska. Przynajmniej ktoś mnie widzi. I o mnie dba. Dziękuję Ci za to! - podchodzę do klaczy i przytulam się do niej.
Firuse uderza rytmicznie kopytami w ziemię. Zaciekawiona pytam:
- Co robisz?
- Biję Ci brawo. Powiedziałaś tak dużo w ciągu paru sekund! - mówi ciepło
Chichoczę.
- Tak... W ogóle... - Firuse nagle poważnieje - Co z Twoją rodziną?
Przełykam ślinę. To pytanie musiało paść.
- Ja... To trudny temat. - mówię niechętnie
- Może jednak spróbuj. - zachęca mnie klacz
- Moja mama... To ta nowa klacz. Midway. Ale ona od początku mnie nie kocha. Gardzi mną. Nie wiem dlaczego. Teraz się mnie wyparła. Ojca nie znam. Podobno mam tu dziadka. - zaczynam płakać.

Firuse?

niedziela, 27 grudnia 2015

Od Firuse do Lilith

Szłam przed siebie, ciesząc się tym, że może w końcu znalazłam DOM. Ten prawdziwy dom, odkąd zaginęłam w tym lesie.. Żałuję, że byłam takim nieposłusznym źrebięciem. Jak ja tęsknię za rodziną! Ale cóż, było, nie ma, nie będzie. Przecież.. Jakie są szanse, że teraz ich odnajdę? Ja nawet nie pamiętam, jak wyglądała mama.. Oni też by mnie teraz pewnie nie poznali, a Katrin i Brad już w ogóle. Ale pora ułożyć życie na nowo. Tutaj się osiedlę i zapoznam z innymi. Nagle napotkałam jakiegoś ogiera. Chciałam cicho go ominąć, ale mi się nie udało.
- Hej, jesteś nowa? - podbiegł do mnie szybkim ruchem - Jestem Mystic! - kiwnął mi głową.
- A ja Firuse... - odparłam nieśmiało - Owszem, jestem tu nowa..
- Nowa, a do tego urocza - skomplementował mnie
- Dziękuję, to bardzo miłe.. - rzekłam, patrząc mu w oczy - Od dawna należysz do stada?
- Można tak powiedzieć.. Jeśli chcesz, mogę cię oprowadzić! - zaproponował
- Nie, dziękuję. Może innym razem - zapewniłam go
- Jak chcesz.. Idę nad jezioro. Do zobaczenia!
- Do zobaczenia! - odparłam wesoło
Podążyłam dalej. Spostrzegłam leżącą pod ogromnym drzewem klacz. Podeszłam bliżej. Na moje oko, to nastolatka.
- Cześć - odezwałam się przyjaźnie - Czemu siedzisz tu sama?
- Nie przepadam za obecnością innych - odparła cicho i nieśmiało
- Prawie tak jak ja.. Jestem nieśmiała, ale prędko zawieram przyjaźnie. Jak masz na imię?
- Lilith.. - szepnęła
- Możesz powtórzyć? - potrząsnęłam łbem - Jestem tak stara że mój słuch szwankuje.
Klaczka zarżała z chichotu i wstała. Była prawie mojego wzrostu.
- Jestem Lilith - powiedziała odważniej - A pani?
- Gdzie tam pani, wkręcam cię.. Mam na imię Firuse.
Nie wiem dlaczego, ale w tej małej dostrzegłam bratnią duszę. Jest mało odważna i bardzo zamknięta w sobie, jednak potrafi się otworzyć na innych. Wystarczy dobre pierwsze wrażenie - jak zawsze..
Polubiłam ją. Mam zamiar jej pomóc. Jest młoda, życie przed nią. Ale jeśli będzie taka, jaka jest, dużo nie osiągnie.. A może mnie się tylko tak wydaje? Może mam tylko zwidy? Albo swoje własne urojenia? Sama nie wiem. Ale wiem na pewno - nowego życia, które dostałam, nie mogę schrzanić. Dano mi kolejną szansę, być może, ostatnią. Nie moja wina, że każde źrebię czy nastolatka traktuję jak własne! To przyszłość stad i pokolenia, trzeba im pomagać, aby się nie zagubiły lub nie zeszły na złą drogę.
Gawędziłam z nią aż do zachodu słońca. Po nim wybrałyśmy się do wszystkich.

 Lilith?

Od Qerida- CD. Rossy i Deniver`a

Nie lubiłem być sam, szczególnie nie mając przy sobie Rossy. Cisza dookoła przytłaczała mnie. Wyszedłem z jaskini by nabrać świeżego powietrza. W dali usłyszałem jak ktoś przechodzi niedaleko. Odwróciłem głowę, nastawiając uszy i rozpoznając od razu znajomą mi sylwetkę. Pokłusowałem od razu w jej stronę, wchodząc powoli do środka "domu".
-O, jesteś- uśmiechnąłem się przy tych słowach.
-Jestem- usłyszałem głos z ciemności, gdzie w koncie leżała moja partnerka.
-Zmęczona?- spytałem z nadzieją.
Klacz kiwnęła głową i oparła ją o ścianę.
-W takim razie nie leżymy. Idziemy nad Skalne Jezioro- z entuzjazmem dźwignąłem ją na równe nogi.
Rossa otworzyła szeroko oczy i już miała coś powiedzieć, gdy ja jej przerwałem kręceniem głowy i stanowczym spojrzeniem. Westchnęła, rozluźniając mięśnie i przekręcając oczami.
-Bez dyskusji. Idziesz ze mną i kociec. Znaczy koniec- mówiłem szybko, patrząc czy nie zabrać czegoś ze sobą.
Usłyszałem chichot za sobą i kolejne westchnięcie.
-Ale jestem zmęczona. Raz byś mógł postać tak przy granicach to byś się przekonał, że wcale nie jest tak fajnie jak ci się wydaje- powolnym krokiem ruszyła za mną.
-Przynajmniej mogłaś odpocząć chwilę od swojego natrętnego partnera, pocałunków i tym podobne- wyszedłem pierwszy z jaskini, nabierając głęboko powietrza do płuc i stając dumnie, uniosłem głowę do góry.
-Tego mi nigdy nie brak- musnęła mnie chrapami o podbródek i uśmiechają się delikatnie, wyprzedziła mnie o kilka kroków- To dokąd kapitanie idziemy?- odwróciła się.
-Już mówiłem... Nad Skalne Jezioro... Podobno tej nocy widać bardzo dobrze gwiazdy- przy tych słowach spojrzałem na zachmurzone niebo- Podobno...- burknąłem pod nosem.
-To może lepiej iść, skoro już musimy, nad Zatokę Gwiazd?- Rossa skierowała swe oczy tam gdzie ja.
-Nie- udałem oburzenie- Idziemy nad Skalne Jezioro, już postanowione.
Klacz pokręciła lekko głową z dezaprobatą.
-Uparty jak osioł. No dobra panie kapitanie... prowadź- ruchem głowy kazała mi iść naprzód.
-Takiego sobie wybrałaś- posłałem jej złośliwy uśmiech i całując w policzek, ruszyłem w stronę jeziora.

Rossa? Deniver?
Miało być już bezpośrednio nad jeziorem, ale nie wyszło. Wybaczcie xD

sobota, 26 grudnia 2015

Nowa klacz- Firuse

Muszę powiedzieć, że oprócz powrotu starych członków stada, dołącza też nowa klacz. Jestem mile zaskoczona. Witamy cię Firuse =D.
 
Imię: Firuse
Wiek: 3 lata
Stanowisko: opiekunka źrebiąt

Nowe członkinie- Midway i Lilith

Witamy serdecznie w Boże Narodzenie. A tak na poboczu... to pani tu dawno nie było :3 xD
 
Imię: Midway
Wiek: 3 lata
Stanowisko: obrońca
 
Imię: Lilith
Wiek: Rok
Stanowisko: brak(nastolatka)

Wesołych Świąt!

Z lekka spóźnione życzenia z okazji Świąt Bożego Narodzenia, głównie z powodu wyjazdu i braku Internetu. Wszystkie urządzenia były przeciwko mnie(jak zwykle), dlatego niezbyt dałam radę napisać ten post w terminie, ale nadrobię to dziś :D. A więc moi kochani członkowie Mysterious Valley(tak, ten wstęp będzie zawsze taki sam ^^) chcę Wam życzyć jak najmilej spędzonego wolnego czasu z bliskimi, dużo prezentów czyli bogatego Mikołaja(mój chyba zbankrutował przy ostatnich prezentach xD), dużo weny na zbliżający się Nowy Rok, pomysłów, radości, pomyślności i zdrowia. Abyście nigdy nie zaznali wielkich trudów, smutków i przykrości. A naszemu stadu życzę aby nadal się rozwijało tak samo jak dotąd, pomimo trudów, przetrwało jeszcze raz tyle ile ma lat, a przypominam, że w styczniu będzie obchodziło już drugi rok istnienia(i z tego powodu Wam bardzo dziękuję ^^). Jeszcze raz wszystkiego najlepszego! :D

Owszem... mentalnie jestem dzieckiem, pomimo iż po wakacjach powitam z "wielką" radością liceum(tak, szpan xD). Dlatego ten obrazek tu musi być, tak samo jak życzenia :P.

środa, 23 grudnia 2015

Od Rossy - c.d Qerida

- Tak, tak… Wiem o tym doskonale. – burknęłam.
Kiedy Qerido się zatrzymał, stanęłam tuż obok niego, patrząc niepewnie na miejsce gdzie mnie przyprowadził. Zbytnio nie lubiłam chodzić w głąb jaskini, po prostu jakieś mniemania mnie dopadały i to mnie zniechęcało do tego. Popatrzyłam na partnera, czemu on musi mi to robić? Czemu musi robić wszystko na złość? Głupie pytanie skoro doskonale znam odpowiedź. Przewróciłam oczami i oparłam się o ścianę i przymrużyłam oczy. Nie wiem czemu, ale nadal odczuwałam braki snu, byłam zmęczona, pomimo tego, że nic szczególnego nie robiłam.
~
I jako tako stało się, usnęłam oparta o ścianę, kiedy się obudziłam, znowu byłam sama w jaskini. Od razu ruszyłam do wyjścia, gdzie stał Qerido. Rozglądał się za czymś. Jednak nie zastanawiałam się czemu to robi, także nie chciałam go wypytywać o nic takiego, wiedziałam, że to nie jest miłe jak się ciągle o coś pytasz, a on sam na to nie narzekał. Przeszłam koło partnera bez jakiejkolwiek reakcji. Acz po chwili zostałam zatrzymana przez niego, patrzył na mnie surowym wzrokiem, co wywołało u mnie śmiech w oczach, a potem przeszło w czyn. Ogier sam nie wytrzymał i zaczął się śmiać z tego.
- Gdzie idziesz? – spytał.
- Idę patrolować stado, w końcu pora na mnie. – odparłam.
Przewrócił oczami, uśmiechnęłam się i poszłam tam gdzie zmierzałam…
~
Trochę to potrwało, ale kiedy przyszedł mój „zmiennik” po jakimś czasie, gdzie nastąpiła już noc. Wracałam powolnym stępem, jakby nigdy nic, nie śpieszyło mi się za bardzo do tego powrotu. Jednak i tak prędzej czy później bym tam dotarła…
Wchodząc do jaskini zastałam tam pustkę. Weszłam w głąb i położyłam się w samym koncie.
- O jesteś. – usłyszałam głos Qerida, który dopiero wszedł do środka.
- Jestem. – odparłam, przy czym cicho się zaśmiałam.


Qerido? :3

Od Deniver`a

Ptaki śpiewają tak samo jak kiedyś, drzewa kołyszą się na wietrze w identyczny sposób, woda nadal spokojnie szumi, a głazy nie zmieniły swojego miejsca- wszystko w Mysterious Valley pozostało takie jak to zapamiętałem w czasach, kiedy jako źrebak uciekałem stąd wraz z matką. Jej nie dane było spędzić tu swojego życia, to nie był jej dom i nie mogę mieć jej tego za złe. Tak wybrała. Nie było dnia, ba, nie było godziny, podczas której nie zastanawiałbym się co się z nią teraz dzieje. I choć wiedziałem, że zostawiam ją szczęśliwą w miejscu, w którym nareszcie odnalazła miłość i spokój ducha, to jednak mimo to zdawałem sobie sprawę z tego, że z pewnością przełamałem jej serce na pół, uciekając pod osłoną nocy. Ale to z kolei był mój wybór, który powinna zaakceptować. Być może jeszcze kiedyś nasze drogi się skrzyżują, a ona mi wybaczy.
Zawsze o tej porze Skalne Jezioro skute było lodem. Zawsze, ale nie tego roku. Wszystko było jakieś smętne, szare i nijakie. Zupełnie jak ja- taka myśl dudniła mi echem w głowie. Już miałem się odwracać, kiedy na sąsiednim brzegu tuż przy wysepce dostrzegłem jakąś parkę. Niby nic niezwykłego, jest jezioro, romantyzm i te sprawy, więc musi być i jakaś para gołąbków i naprawdę nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby owa para nie była mi znajoma. I to nawet bardzo dobrze. Tak oto po trzech latach po raz pierwszy zobaczyłem mojego ojca. Nieświadomie prychnąłem. Jako źrebak miałem nadzieję, że odnajdzie mnie i mamę, że będziemy rodziną. Owa nadzieja z każdym tygodniem, miesiącem i rokiem przygasała, aż nadszedł moment kiedy zupełnie się wypaliła. Pogodziłem się z myślą, że nie zadał sobie nawet krzty trudu żeby odnaleźć mnie, swojego jedynego syna.
Oboje co jakiś czas rzucali mi przelotne, nieświadome spojrzenia. Wyrosłem, byłem od niego wyższy, być może nawet silniejszy. Czy mnie teraz rozpozna? Z pewnością nie, jednak teraz naprawdę mnie to już nie obchodziło. Odwróciłem się i ruszyłem przed siebie, nie chcąc nawet patrzeć na tę dwójkę.

Qerido? Rossa?

Nowy ogier- Deniver

Witamy gorąco i serdecznie po raz kolejny w naszych skromnych progach C:
 
Imię: Deniver
Wiek: 3 lata
Stanowisko: wojownik

wtorek, 22 grudnia 2015

Od Slayer'a - Cd. Bailanda

Rozglądam się dokładnie w poszukiwaniu za czymś, za jakimś materiałem nadającym się na flagę. Niestety na tej plaży nie było nic takiego. Zrezygnowany odwracam się do Bailanda i smutno oznajmiam:
- Chyba niczego takiego tu nie znajdziemy.
Na chwilę zapada nieznośna cisza. Jest to cisza zastanawiania się co począć.
- A jest ona konieczna? -  pytam szybko chcąc przerwać tą ciszę
Kiwa głową po czym odpowiada:
- Te które widziałem miały flagę. Więc nie wiem.
Widzę jak patrzy intensywnie w wodę. Podążam za jego wzrokiem. Tam... chyba coś pływa... jakiś materiał.
- Slayer, sprawdź co tam jest -  mówi Bailando wskazując pyskiem w miejsce gdzie przed chwilą się patrzyliśmy.
Idę tam ochoczo, z nadzieją, że to coś co nam pomoże. Ostrożnie wchodzę do wody. Podchodzę do dryfującego materiału. Łapię go pyskiem. Czuję nagle smak krwi. Puszczam materiał.
- Ten się nie nada. Cały jest zakrwawiony -  mówię mu

Bailando?

poniedziałek, 21 grudnia 2015

Od Qerida- CD. Rossy

Wszedłem do jaskini, otrzepując grzywę i całą sierść z kropel deszczu, które zalegały na mnie. Zamiast śniegu i mrozu, deszcz i chlapa. Takiej zimy jeszcze nie widziałem. Było zimno, lecz to nie była ta pogoda o jaką mi przez cały czas chodziło.
Rossa uśmiechnęła się do mnie. Oczywiście odwzajemniłem uśmiech, mówiąc:
-I co tam moja księżniczko? Dobrze się spało?
Przytuliła się do mnie, wbijając swoją głowę w moją szyję, niemal chowając się w splątanej grzywie.
-Zimno- odparła tylko.
-Bo się nie śpi przed wejściem- zaśmiałem się pod nosem chora będziesz- uniosłem jej głowę i spojrzałem w oczy.
-I kto to mówi?- podniosła jedną brew- Ten, który na całą noc zniknął.
-Musiałem coś załatwić i nie przez całą noc, tylko... - zaciąłem się by potem pocałować ją w czoło- Znam miejsce gdzie się rozgrzejesz- puściłem jej oczko i wszedłem głębiej do jaskini.
Rossa ruszyła za mną z podniesionymi uszami.
-Wystarczysz mi ty tylko- odpowiedziała, uśmiechając się lekko.
-Miłe, ale wiesz, że i tak cię tam zaprowadzę?- posłałem jej złośliwy uśmieszek.

Rossa?

niedziela, 20 grudnia 2015

Od Havany- CD. Bailando

Spojrzałam w niebo. Nad nami wisiały ciemne chmury, z których deszcz spadał na ziemię, odbijając się od ziemi. Potrząsnęłam grzywą,  której spadło dużo kropel deszczu.
-Chodźmy się gdzieś schować- skierowałam się do ogiera, który kiwnął głową.
-Jakieś propozycje?- ruszył za mną.
-Znam fajną jaskinię, w której możemy się schować i przeczekać deszcz- zaczęłam kłusować w stronę schronienia.
O ile pamiętam drogę do niej...
Deszcz coraz mocniej padał. Czułam jak krople deszczu spływają mi po grzbiecie. Grzywka opadła na oczy i wyglądała co najmniej jak zniszczony mop. Ogon nie falował swobodnie, tylko wsiał nabrzmiały wodą. W końcu spostrzegłam tą grotę.
-A już myślałam, że zabłądziłam- posłałam uśmiech Bailando- Proszę, wejdź i się rozgość. Mam nadzieję, że nikt tu nie mieszka- rozejrzałam się dookoła.

Bailando?

Od Havany- CD. Slayer`a

Mimowolnie spuściłam wzrok, myśląc co odpowiedzieć Slayer`owi. Nie mogłam sobie przypomnieć nawet kiedy odeszli. To było tak dawno. Mimo tego musiałam odpowiedzieć, w końcu ogier czekał cierpliwie na to jakby  nadzieją, że chociaż Scolle i Tyrionowi układa się życie lepiej niż jemu samemu.
-Slayer... szczerze powiedziawszy... nie mam pojęcia co się dzieje z Scolle i Tyrionem. Odkąd odeszli... słuch po nich zaginął. Liczę na to, że naleźli w końcu to czego szukali i znaleźli szczęście gdzieś indziej niż tu- odwróciłam głowę, kątem oka patrząc na Lenę, które skierowała wzrok na mnie, potem na swojego przyjaciela.
Slayer kiwnął, głową zaciskając zęby i rozglądając się tak jakby chciał ukryć uczucie malujące się n jego twarzy.
Nie wiedziałam czy zadać to pytanie. Kusiło mnie przez ten cały czas. Muszę się wziąć w garść.
-Nadal o nich myślisz? Pamiętasz te wydarzenia? Nadal... czujesz ten ból?- nie chciałam by ogier znów przypominał sobie tamte czasy, jednak ze względu na samą siebie musiałam zadać to pytanie.
 
Slayer?

Od Ranne- CD. Sunny Shine- Prolog

Lepkie kropelki potu pojawiły się na mojej szyi, gdy nieudolnie próbowałam dotrzymać kroku czupryniastej klaczy. Rany szybko zakrzepły, ale nie zniknęły. Powłóczyłam nogami przez okolicę, gdzie pojawiał się śnieg. Sunny przystawała co chwilę, zwalniała by spojrzeć na mnie z troską lub spytać, czy nie potrzebuję odpoczynku. Nadpalona sierść na nogach i podbrzuszu, skaleczone od cierni pęciny, zlepiona krwią grzywa i siniaki, sprawiały, że mogłam jedynie opieszale udawać własnego dublera. Wspinałam się wraz z klaczą na niewysoki pagórek oblepiony u szczytu grudkami śniegu. Powstrzymawszy się od sapnięć przy podejściu, głośno łykałam powietrze na górze. Niemal natychmiast wiatr smagnął nas po grzbietach, o mało mnie nie przewracając. Rozpościerał się przed nami widok na wciętą w góry dolinę i pasące się na niej konie. Zmarznięte zwierzęta grzebały kopytami w podłożu szukając trawy. Przywołało to w mojej głowie jakieś urywki wspomnień, których nie znałam genezy.
- Nareszcie – Usłyszałam zadowolone słowa klaczy. Przyjrzała mi się ciekawie, na co prawdopodobnie również nie zwróciłam większej uwagi. – Pięknie tu, prawda? Na pewno zaraz poczujesz się jak w domu – Zostawiła mnie z tym zapewnieniem i puściła się biegiem na samiuśki dół. Na poły staczała się, na poły zaś zbiegała, aż wreszcie stanęła u podnóża wzniesienia i wyczekująco podniosła na mnie spojrzenie. Jeszcze moment stałam bezruchu, po czym zrobiłam niepewny krok do przodu. Zaskoczona tym, że się nie ześlizgnęłam, dość nieostrożnie postawiłam kopyta nieco dalej. Natrafiłam na lodową półkę, przednie nogi rozjechały mi się w przeciwne strony, straciłam równowagę i… razem z lawiną z hukiem wylądowałam na dole. Uniosłam się na chwiejnych nogach, rozglądając w pośpiechu. Od kiedy są dwie Sunny? Potrząsnęłam łbem i jedna z nich zniknęła. Równocześnie w naszą stronę podążał inny, siwy koń.
- To wyglądało… - Nie dokończyła czupryniasta, bo przybysz ją uprzedził.
- Nic ci nie jest? – Zapytał lekko zaniepokojonym głosem. Ostatnio wszyscy zadają mi to pytanie, zacisnęłam wargi hamując gniew.
- Żyję – Odburknęłam. – Co z resztą chyba widzisz.

< Sunny? Bailando? Dokończ którym uważasz >

Od Sode No Shirayuki- CD. Slayer`a

Gdy Slayer umilkł, kiwnęłam tylko głową i wpatrywałam się dalej przed siebie.
- Dlatego właśnie uważam, że miłość jest bez sensu. - westchnęłam. Po chwili jednak się poprawiłam - Cóż, przykro mi. Akurat w tych sprawach niewiele mogę ci pomóc. Jeśli chodzi o sprawy sercowe, lepiej się do mnie nie zgłaszaj po porady. - Wiesz, wcale nie oczekuję pocieszenia. - powiedział szybko ogier - Zwyczajnie chodzi mi to po głowie. - zerknęłam na niego kątem oka.
- Zazdroszczę ci trochę. - oznajmiłam
- Co proszę? - zdziwił się
- Po prostu. - wzruszyłam kopytami - Pomimo swoich przeżyć, umiałeś o nich zapomnieć i nie zaprzątają ci one głowy. Mi co noc, nieprzerwanie od kilku lat śni to się każdej nocy. Chociaż możliwe, że to przez przepaść, która nas dzieli...
- Jak to?
- Nieważne. Kwestia przyzwyczajenia. Dlatego tak dobrze się tu czuję - machnęłam kopytem dookoła - Poza tym, zdałam sobie sprawę, że jest coś co nas łączy. Tobie pomogła Luna tak? Cóż, kiedy byłam tak jakby w podobnej sytuacji też kogoś poznałam. Dzięki tej osobie tu dołączyłam. Ale zdania na temat innych koni nie zmienię. - znów spojrzałam wrogo na Slayer'a - Wszyscy są zakłamani i nie robią nic, jeśli nie leży to w ich interesie. - zatrzymałam się gwałtownie, aż zatrzeszczały stare deski w pomoście - Ale ja nie zamierzam tak żyć. W każdym razie... wracając do ciebie... przykro mi. - powiedziałam tylko i ruszyłam dalej.

< Slayer? wybacz za zwłokę :3 >

czwartek, 17 grudnia 2015

Od Green Day'a - do Twyli

  Spłoszone stado saren zatrzymało się na wielkim polu między polną drogą a borem.
Uniosłem głowę odrywając się na chwile od poszukiwania czegoś ciekawszego niż tylko trawa. Sarny zaczynały jedna po drugiej strzyc uszami, dwie z nich próbowały skubnąć trawy, lecz po chwili całą grupa czmychnęła w las.
Parsknąłem, pokręciłem głową, lecz zanim ją opuściłem usłyszałem tętent kopyt, a po chwili w miejscu, gdzie przed chwilą stały sarny znalazła się gniada klacz.
 Dyszała ciężko i rozglądała się po okolicy.
Nie miałam nic ciekawego do roboty, więc podszedłem do niej a będąc w odległości paru kroków.
- Wybacz mi, jeśli przeszkadzam, ale jeśli dobrze widzę kogoś szukasz. Może mógłbym służyć pomocą? - spytałem.

< Twyla, dokończysz? > 

wtorek, 15 grudnia 2015

Od Arkadii - Cd. Fikandra

Analizuję powoli jego słowa. W czym tylko mógłby mi pomóc? Czy cofnąłby czas, by nie mieć takiej przeszłości?
 Nie.
Mojej obecnej sytuacji nic nie zmieni.
A przeszłość w sumie nie jest wadą... To dzięki niej wiem, że nie warto. Nie warto o nic walczyć. Nic nie ma większego sensu.
Fikander. Przyglądam się mu. Młody, gniady ogier. Może nie przeszedł za wiele. Może przeszedł dużo. Może kogoś stracił.
Wiem tylko, że i jemu ta cisza odpowiada. Chyba jest nieśmiały.
Zaschło mi w gardle. Chciałabym się napić. Ale nie wiem gdzie co jest.
Pozostaje mi się zapytać.
Przełykam ślinę.
- Fikandrze... -  zaczynam niepewnie, starając się mówić wyraźnie  -  Wiesz może gdzie jest jakiś wodopój? Byłabym Ci wdzięczna gdybyś mi powiedział. -  kończę równie niepewnie
Dziwnie jest mi słyszeć swój głos. Brzmi jak głos klaczy, która ma gdzieś cały świat ale musi prosić o pomoc by przeżyć.
Jedna poprawka.
Kiedyś byłam dla świata.
Ale potem się nauczyłam, że i to nie ma sensu.

Fikander? Ok, rozumiem.

Od Bailando- CD. Havany

-Chyba na razie sobie odpuszczę. Kiedyś może spytam o to któreś z nich.-stwierdziłem, a Havana kiwnęła głową.
-Chodźmy dalej.-zaproponowała i skierowała się w stronę lasu.
Poszedłem za nią. Długo szliśmy przez las rozmawiając o różnych rzeczach. W końcu naszym oczom ukazała się Zatoka Gwiazd.
-Jak tu pięknie...-wypowiedziałem te słowa cicho, bo wydawało mi się, że nie można tu być głośno.
-Prawda?-klacz spojrzała na mnie.-Lubię tu przychodzić sama i siedzieć w ciszy.
Uniosłem oczy ku niebu i przyglądałem się z zainteresowaniem gwiazdom. Zauważyłem kilka gwiazdozbiorów. Na mój grzbiet spadła kropla deszczu, a potem druga, trzecia i czwarta, jednak mi to nie przeszkadzało. Havanie też nie. Dopiero, gdy rozpadało się na dobre zapragnąłem być suchym.

<Havana?:3>

poniedziałek, 14 grudnia 2015

Od Bailando- CD. Slayer'a

Wszedłem do wody i usłyszałem kaszel Slayer'a.
-Już dobrze czy może będzie ci potrzebna pomoc?-spytałem śmiejąc się z ogiera pod nosem.
-Nie, już jest ok.-ostatni raz zaniósł się kaszlem, a potem odetchnął z ulgą.
Chwilę siedzieliśmy w wodzie. Wyszedłem na brzeg i otrzepałem się. Nie cierpię tego, że jak ciało jest mokre to przyklejają się do niego tony piasku. Tego razu też tak było. Całe kopyta miałem oblepione piaskiem. Westchnąłem.
-Bierzemy się do roboty!-oznajmiłem.
-Dobrze, już idę.-Slayer dołączył do mnie.-Co mam robić?
-Przynoś mi tu mokry piasek, bo z tego suchego nie da się budować.
Zgodził się i zaczął grzebać kopytami, a potem oddzielać mokry od suchego. Ja użyłem mojej mocy i zacząłem budować. Piasek zaczął układać się w całość. Zbudowałem małe wieżyczki i jedną ogromną, a w nią wbiłem patyk.
-Przydałby się jakiś materiał na flagę.-stwierdziłem.
<Slayer?>

Od Fikandra - CD H. Arkadii

 Skubałem trawę z niewielką grupką koni, częścią mojego stada. Mojego  n o w e g o  stada. Nie mogłem pozbyć się myśli, że to nie tu jest moje miejsce..że powinienem wrócić tam, gdzie się urodziłem i wychowałem - do domu.
 Uśmiechnąłem się pod nosem. Nie ma żadnego powrotu. Tego miejsca już nie ma, nie mam gdzie wracać, choćby w marzeniach.
 Jedyne, na czym mi w życiu zależało zostało brutalnie wyrwane. W imię czego? Chorej żądzy władzy innego gatunku. Dlaczego ten świat jest tak skonstruowany? Czy cierpienie jednych naprawdę musi stanowić "pokarm" innych?
 Moi towarzysze w milczeniu poszukiwali nowych źdźbeł trawy, kilkoro grzebało kopytami w ziemi i gdyby nie nasza obecność nic nie mąciłoby ciszy panującej na polu. Nie było ani wiatru, ani ptasich głosów, ani choćby biegnących zajęcy.
 Pokręciłem głową i powoli powlokłem się przed siebie, opuszczając konie, które nawet nie zauważył mojego odejścia.
 Idąc z głową w dole nie zwróciłem nawet uwagi, że na skraju lasu wciąż stoi siwa klacz, która przywędrowała tu parę minut temu. Kiedy znalazłem się na odległość paru kroków stanąłem i przez chwile lustrowałem ją wzrokiem. Czyżbym stał się niewidzialny? Zdaje się, że ona również mnie nie zauważyła.
 Chrząknąłem cicho i od razu zacząłem się zastanawiać, po co właściwie to zrobiłem?
 Długo trwałoby zwykłe mierzenie się wzrokiem, gdyby nie to, że udało mi się coś z siebie wydusić.
- Wątpię, aby cię to interesowało, w końcu to duże stado pełne koni, ale jestem Fikander. Widziałem cię wczoraj z Havaną, jesteś pewnie nowa? - klacz skinęła głową - W każdym razie - gdybyś potrzebowała pomocy, jestem do usług.

< Arkadia? Nie wyszło tak, jak powinno ale czasem bywają i takie opowiadania >

niedziela, 13 grudnia 2015

Od Arkadii

Stoję. Patrzę w grupkę koni przede mną.
Na moje stado. Kolejne miejsce gdzie spotka mnie tylko ból. Jestem niczym. Moje życie a dokładniej pasmo niekończącej się udręki było z góry zaplanowane. Ktoś tam na górze miał specyficzne poczucie humoru.
Nie mam nic. Kiedyś myślałam, że życie jest piękne. Grubo się myliłam.
Dwie śmierci i tamto odrzucenie. W końcu umarłam też ja. Nie ma we mnie tej uśmiechniętej klaczki.
Dlaczego się powstrzymuję...?
Bo dołączyłam do stada. Bo jestem tu strażniczką. Bo oni na mnie liczą.
Dlaczego tu dołączyłam?
Nie wiem. Akt desperacji. Bo idzie zima.
Kolejna zima.
Przecież nic się nie zmieni. Będę nadal pamiętała.
Pamięć to cichy zabójca.
Nie dostrzegłam nawet jak jeden z koni do mnie podszedł. Dopiero po chwili gdy usłyszałam chrząknięcie. Powoli odwróciłam się w stronę z której dobiegło.
Gniady ogier o białych odmianach na pysku przyglądał mi się badawczo. Poczułam się niezręcznie. Czekałam na rozwój wydarzeń z podejściem "Nic nie mówić".

Fikander, dokończysz?

Arkadia zostaje adoptowana

Nowym właścicielem Arkadii zostaje Arre.
Imię: Arkadia
Wiek: 7 lat
Stanowisko: strażnik

sobota, 12 grudnia 2015

Hubertus, Rusałka i Firahees zostają oddane do adopcji

Od dziś można ich adoptować.
 
Hubertus
 
Rusałka
 
Firahees

Od Slayer'a - CD. Havany

Uśmiechnąłem się. Jakbym mógł tu dołączyć bez Leny? To ona była dla mnie jedyną podporą przez te trudne miesiące po tym jak próbowałem...
- Z nim jest ciężko. Szczerze bałam się go opuścić bo przez tą swoją byłą gotów był zrezygnować z życia  -  prycha Lena
Posyłam jej mordercze spojrzenie. Błagam, czy ona czasami nie może przemilczeć niektórych kwestii?
Udałem, że zamachuję się na nią kopytem, niestety coś poszło nie tak i upadłem na ziemię. Jęknąłem w duchu. Chyba z tej niezdarności nie wyrosnę.
Lena wybuchła śmiechem. O ile dobrze widzę i słyszę Havana też. Super powrót w dobrym stylu.
Wstaję szybko otrzepując się z pyłu.
- Havana... -  zacząłem trochę niepewnie
Kątem oka widzę jak Lena przewraca oczami. Wie, o co chcę zapytać.
-Wiesz może... gdzie podziewa się Scolle? I Tyrion? -  pytam z nadzieją

Havana?


piątek, 11 grudnia 2015

Od Havany- CD. Bailando

Spuściłam oczy, zastanawiając czy ma sens mówienie kto zna dwie legendy, bo raczej z nimi trudno się dogadać. Ale cóż... skoro ogier tego chce, powiem mu.
-Oprócz mnie, są jeszcze dwie... no... w sumie trzy osoby, które znają te legendy i raczej z tymi dwoma pozostałymi się nie dogadasz- powiedziałam jakby lekko zmieszana.
-Któż to?- w oczach Bailando pojawiły się płomyki.
-Jest pewna stara klacz, która mieszka poza terenami stada. Nazywa się Lawenda. Ona wie bardzo dużo o stadzie, jego powstaniu i naturalnie o jego terenach i całej historii. Drugą osobą jest Sharee, ale wątpię byś od niej coś wyciągnął, tak samo od Sangre. Myślę, że wiesz kto to i nie muszę ci tłumaczyć, ale jakby były wątpliwości to śmiało pytaj- posłałam mu spokojne spojrzenie.
Ogier przez chwilę się zamyślił, jakby będąc w własnym świecie budował cos w rodzaju logiki. Czekałam cierpliwie na jego odpowiedź.

Bailando?

Od Havany- CD. Slayer`a

Zastanowiłam się przez chwilę, próbując przypomnieć sobie najważniejsze wydarzenia, które zaszły od odejścia Slayer`a.
-Szczerze powiedziawszy oprócz tego, że mamy dużo nowych członków to nic ważniejszego. Nadal zarządzam sama stadem, co mi całkowicie nie przeszkadza. Jakoś nigdy nie czułam by było tu całkiem źle, chociaż ostatnio znów widuję nieproszonych gości. A jeśli chodzi o życie osobiste to bez zmian, jest całkiem dobrze, no może... -zacięłam się, odwracając wzrok.
Poczułam jak ogier kieruje na mnie swój oczekujący odpowiedzi wzrok. Uśmiechnęłam się delikatnie sama do siebie.
-Nie ważne- wiedziałam, że muszę coś odpowiedzieć- A u ciebie żadnych nowych informacji?
Slayer zaczął spoglądać to przed siebie to na boki, łapczywie chwytając najważniejsze elementy terenów.
-Powiem tyle, że wróciłem to chyba wystarczająco duża zmiana- zobaczyłam na jego pysku lekki uśmiech.
-Owszem. I przyprowadziłeś nową, niespotykaną członkinię- zachichotałam.

Slayer?

Od Slayer'a - CD. Sode No Shirayuki

 Dziwne, że chce mnie wysłuchać... Szczególnie, że nie ma czego. Ot tak. Historia jakich wiele. Pomyłka.
Ale spróbuję.
- Na wstępie zaznaczam, że nie uważam się z powodu mojego zmartwienia za kogoś kto przeżył. Po prostu jest to coś, co nie daje mi spokoju i jest w mojej pamięci  -  mówię stanowczo
Klacz kiwa głową.
Jak ona doskonale ukrywa emocje... Jej pysk nie wyraża żadnych emocji. Z tego wyrazu można wyczytać tylko "Nie - zbliżaj  -  się  -  do -  mnie".
A jednak się zbliżyłem.
- Już kiedyś byłem w tym stadzie. Dołączyłem tam po ucieczce od ludzi, którzy zabrali mnie z wolności w czasach źrebięcych. Zostałem doceniony przez alfy i stałem się Gammą. Wyższe stanowisko i nagle wszyscy chcieli się ze mną zadawać. Mianem przyjaciela mógłbym nazwać tylko jednego konia Pewnego dnia do stada przybyła pewna klacz. Nazywała się Scolle. Bardzo szybko się w sobie zakochaliśmy. Za szybko, by mogło to trwać wiecznie. Zostaliśmy parą. Po pewnym czasie urodziły nam się źrebaki - klaczka i ogierek. Gdy dorosły Scolle odsunęła się ode mnie. Ja miałem nieco więcej obowiązków. Pewnego dnia stwierdziła, że nie interesuje się nią i że cały nasz związek to fikcja. Potem wyzywała, że jestem śmieciem, że w sumie mnie nie kochała. Potem odeszła ze stada z córką. Ja zostałem i... -  biorę oddech, bo zaczyna mi brakować tchu - Załamałem się. Odszedłem ze stada. Byłem już na skraju życia i śmierci gdy uratowała mnie pewna wilczyca. Zresztą też tu mieszka. Wróciłem do stada. Ale praktycznie każdy teren stada kojarzy mi się z byłą partnerką i bólem jaki mi zadała. Chociaż miała rację - zbudowaliśmy przyjaźń i udawaliśmy, że to miłość. Ale mimo to, co było boli. -  kończę opowieść
Po chwili orientuję się, że opowiedziałem jej całą historię.


Sode No Shirayuki? ;D

środa, 9 grudnia 2015

Od Sode No Shirayuki- CD. Slayer`a

- A co? Chcesz mnie jeszcze pomęczyć swoim towarzystwem? - rzuciłam zirytowana. Ogier uśmiechnął się lekko.
- Możliwe. - wzięłam głęboki oddech żeby się uspokoić i zamknęłam oczy. Policzyłam do dziesięciu i gdy znów otworzyłam oczy byłam już ciut spokojniejsza. Nagła burza śnieżna, to nie był dobry pomysł. Spojrzałam na Slayer'a i oznajmiłam chłodno:
- I tak miałam się zbierać. Chciałam się przejść na spacer. Nie powiem ci gdzie, ale jeśli koniecznie chcesz się mnie uczepić to już twoja sprawa. - po tych słowach ruszyłam przed siebie. Ku mojemu rozczarowaniu, Slayer poszedł za mną.
- Idziemy nad Zdradliwą Przystań, prawda? - spytał po kilku minutach. Nie odpowiedziałam - Dlaczego akurat tam? - chciał wiedzieć. Zerknęłam na niego i chyba w końcu do mnie dotarło, że nie da mi spokoju przynajmniej do końca dnia.
- To droga donikąd. Tak jak moje życie. - wyjaśniłam krótko. Taka była prawda. Nie miałam celu w życiu. Tak naprawdę żyłam tylko po to, aby Stado Śnieżnej Pantery nie umarło. Kiedy dotarliśmy nad przystań, poczułam znajomy wiatr. Często tu przychodziłam. By choć przez chwilę nie dręczyło mnie to uczucie bezsilnej pustki, które wyryło się w moim sercu po śmierci moich rodziców, by choć na chwilę zapomnieć o bolesnej przeszłości i by przypomnieć sobie, dlaczego wybrałam takie życie. Nie byłam głupia. Slayer'a też coś gryzło. Jeśli chodzi o ukrywanie prawdziwych uczuć i myśli to jestem w tym ekspertką.
- Powiesz mi co cię gryzie? - spytałam nagle - Coś w sobie tłumisz. Jeśli chcesz, chętnie posłucham. - Slayer wyglądał na zdziwionego.
- Co proszę...?
- Sama nie jestem zbyt wylewna jak zauważyłeś. Nawet nie podałam ci mojego imienia. Ale jeśli chodzi o słuchanie, to nigdzie nie znajdziesz tak cierpliwej i bogatej w doświadczenia życiowe klaczy, jak ja. Wiem, że nie jestem jedyną która ma problemy osobiste, aczkolwiek nie wydaję mi się, żeby zbyt wiele koni przeżyło piekło na ziemi tak jak ja. Skoro i tak się mnie uczepiłeś to dawaj śmiało. Tylko potem nie licz na moje zwierzenia.

< Slayer? :P>

Od Slayer'a - CD. Bailanda

Zamek z piasku? Brzmi ciekawie. Raz, będąc jeszcze koniem ludzi widziałem, jak dzieci budowały taki na plaży. Tylko, że one miały ręce w które mogły nabierać piasku. Możliwość nabierania piasku do pyska nie uśmiechała mi się za bardzo.
Ale... Zaraz! Zapomniałem, że mogę przecież przekopywać piasek. Może mało skuteczne będzie kopanie piasku w inną stronę, może zbyt męczące, ale chcę mu pomóc.
- Ziemia do Slayer'a, słyszałeś co mówiłem? -  mówi nagle Bailando, wyrywając mnie z zamyślenia
- Hmm? Przepraszam, zamyśliłem się  -  mówię
- Pytałem, czy chcesz się najpierw wykąpać . -  powtarza cierpliwie mój towarzysz
Upał na przekór jesieni leje się z nieba. Zresztą zawsze lubiłem kąpać się w tutejszym morzu.
- Ok.  -  zgadzam się
Podchodzę do brzegu, tam gdzie piasek jest już mokry. Nagłe zimno cudownie mnie ochładza. Gdy wchodzę do wody uderza we mnie fala. Tym razem nie wspomnień a bryzy i słonej wody. Wlewa mi się do pyska. Zaczynam kaszleć.
Kątem oka widzę, że Bailando też wszedł do wody i idzie w moją stronę.

<Bailando?>


Od Angel Shy- CD. Fikandra

Słońce raziło mnie bezlitośnie w oczy, a i tak było zimno. Drzewa pogubiły już liście i stały jakby zmarznięte. Świat spowiła szara mgła, która sprawiała, że był jakby we śnie. Wokół mnie panowała cisza. Odetchnęłam głęboko wciągając ze świstem zimne powietrze. Gdzieś w oddali zapewne coś się poruszyło, bo stado czarnych jak smoła kruków wzbiło się w niebo głośno kracząc. Wstałam i zaczęłam iść w nieznanym mi kierunku. Moje kopyta dudniły o zamarznięte podłoże. Było wcześnie rano, dlatego nie spodziewałam się nikogo spotkać. Lubię takie chłodne poranki, które spędzam sama. Zerwał się wiatr, a drzewa zaszumiały cicho. Zdawało się, że oprócz mnie i kruków nie ma tu żadnej żywej istoty. Wyszłam z lasu, który teraz wyglądał jak stado kołków wbitych w ziemię i gdzieś w oddali dostrzegłam sylwetkę konia. Starając się poruszać bezszelestnie podeszłam bliżej i zauważyłam, że jest to znajomy mi koń.
-Fikander?-zapytałam cicho.
Ogier odwrócił się i rozpoznawszy mnie uśmiechnął się.
-Angel!-zawołał.-Jak ja cię dawno nie widziałem.
-Ja ciebie też.-odwzajemniłam uśmiech.
Fikander to jedyny koń w tym stadzie, z którym umiem normalnie spędzać czas przez moją nieśmiałość, dlatego ucieszyłam się na jego widok. Lubię samotność jak i przebywanie z innymi, ale tylko z tymi, których poznałam, a bardzo ciężko jest mi poznawać.
-Co tam u ciebie?-zapytał.
-A, nic ciekawego. Widziałam Atencja, nieźle młody podrósł.
-Tak, to prawda. Za to za nic nie zmądrzał.-zażartował Fikander, więc uśmiech nie zniknął szybko z mojego pyska.
-Robisz coś dzisiaj?-spytałam, bo nie miałam nic ciekawego do roboty, a z chęcią spędziłabym z nim czas.

<Fikander?>

Od Bailando- CD. Slayer'a

Wybierałem się na Rajską Plażę, ponieważ chciałem zbudować zamek z piasku. Wiele razy widziałem jak ludzie je budują. Zamierzałem też spróbować. Tylko jak powiedzieć o tym Slayer'owi? On w ogóle wie jak wygląda zamek z piasku? Pewnie wie, w końcu to zamek, tylko że zbudowany z... piasku. I co, tak po prostu mam mu powiedzieć, że będę budował takie coś, a on nie może mi pomóc, bo nie ma rąk jak ludzie albo mocy tak jak ja? A może mu nie mówić i zbudować go kiedy indziej? Nie, dzisiaj jest idealny do tego dzień, nie będę rezygnował. Oj, wiem, że robię problem z niczego, ale czy nie zrobię z siebie pośmiewiska? Bambi, weź się w garść. Po prostu mu to powiedz. Popatrzyłem w oczy ogiera czekające na odpowiedź.
-Będę budował...zamek z piasku.-powiedziałem unikając jego wzroku.
-Zamek z piasku?
Stało się. Zapytał. Pewnie zaraz zacznie się śmiać. Jednak nie usłyszałem jego śmiechu, więc uśmiechnąłem się.
-Tak, zamek z piasku. Możesz mi pomóc jak chcesz.-zaproponowałem.
-No a co niby będę robił?-spytał.
-No, na przykład.... zbierał w jedno miejsce taki piasek, a nie inny..... A, zobaczysz.
Ogier posłał mi zniecierpliwione spojrzenie, ale nie odezwał się. Doszliśmy więc w milczeniu na Rajską Plażę.
-Zaczynamy czy może chcesz iść się wykąpać w morzu?-zapytałem, bo miałem na to wielką ochotę.

<Slayer?>

Od Bailando- CD. Havany

-Moim zdaniem wszędzie jest magia. Nawet jeśli jakieś miejsce wydaje się całkiem zwyczajne, ktoś magiczny może tam przyjść i bam- jest magia. A co do Jesiennej Ścieżki: mnie się wydaje, że tam są pory roku, tylko że każda z nich to inny rodzaj jesieni. To jakby pory jesieni. Takie własne pory roku tego miejsca. Będę musiał kiedyś to zaobserwować.-powiedziałem, a Havana popatrzyła na mnie.
-Nigdy tak nie myślałam. Wzięłam pod uwagę tylko to, że jest tutaj jesień, jesień i jesień.-przyznała uśmiechając się.
-A widzisz.-odwzajemniłem uśmiech.
Havana ruszyła kłusem, a ja pobiegłem za nią. Nie byłem pewny do jakiego jeziora mnie prowadzi. Wkrótce naszym oczom ukazał się Wodopój Lorangi.
-Całkiem tutaj ładnie. Tylko...-odezwałem się.
-Tylko?-ponagliła klacz.
-Tak jakoś dziwnie. Za dużo tu jakiegoś spokoju, a przecież spokój mi nie przeszkadza.
-Dokładnie. Choćbyś sam wskoczył do tego jeziora tafla wody i tak będzie gładka.
-Ciekawe...-skomentowałem przyglądając się wodzie.
-Są dwie legendy dotyczące tego miejsca.
-Opowiesz?-zapytałem zaciekawiony.
-Opowiedzieć ci je może tylko najstarszy członek tego stada.-oznajmiła.
-W takim razie kto jest najstarszym członkiem Mysterious Valley?

<Havanko?>

wtorek, 8 grudnia 2015

Od Slayer'a - CD Havany

Kątem oka patrzę ma minę Leny. Jest zachwycona zachowaniem Havany. Już jej się tu podoba.
- Chyba nie mam prawa odmówić... Co do jaskini na razie nie jest to ważne  -  mówię do Havany z uśmiechem, który ona odwzajemnia.
- Mów za siebie. Mi jaskinia jest potrzebna. Serio.  -  prycha Lena, patrząc na mnie jak na przygłupa.
Wzdycham.
- Dobrze. Obecnie posiadanie jaskini ważne jest dla Leny. -  wymawiam dokładnie jej imię.
W odpowiedzi wilczyca pacnęła mnie delikatnie łapą.
Havana patrzyła na nas z rosnącym rozbawieniem.
- Co powiesz na spacer na Mglistą Polanę i opowiedzenie newsów z życia stada? -  pytam Havany
Lena przewraca oczami. Wiem jednak, że cieszy ją, że rozmawiam z innymi końmi.

Havana?

Od Slayer'a - CD Sode No Shirayuki

Odpływam w lawinę wspomnień. Nie sądziłem, że aż tyle będzie mnie kosztować powrót do stada.
Nigdy nic nie znaczyłem. Niby Gamma, ale co z tego? 
Dopóki nie pojawiła się Scolle. Wspomnienie o niej oznacza błąd mojego życia. Pomyłka miłości z przyjaźnią. Ona zrozumiała to szybko i uciekła. Ja? Łudziłem się długo, że może to nie ma znaczenia.
Miało.
Wyrywam się ze wspomnień. Dość gwałtownie podrywam się na nogi. 
Klacz nie wydaje się jednak przestraszona. Wygląda, jakby mnie nie widziała. Jakby była daleko...
Aż żal przerywać tak piękną ciszę.
- Jest jeszcze jakiś teren, gdzie lubisz spędzać czas?  -  pytam 

<Sode No Shirayuki? Spoko, też nie mam pomysłu xD>

Od Havany- CD. Bailando

Kątem oka widziałam ogromne zachwycenie ogiera tymi barwami i przyrodą oraz wyjątkowością tego miejsca. Jesienna Ścieżka nie zmieniała się ani trochę, choć minęło tyle lat. To coś mnie fascynowało. Jak teren mógł pozostawiać niezmienny przez ten cały długi okres czasu?
-Pięknie, prawda? Chodź dalej. Skoro tak bardzo chcesz jezioro to znam miejsce, które może ci się spodobać. Później możemy wrócić tutaj, jeśli tylko zechcesz- wskazałam głową kierunek dalszej drogi.
Bailando ostatni raz spojrzał na kolorowe drzewa, jakby chciał zapamiętać każdy ich szczegół, po czym się odwrócił i żwawo ruszył za mną.
-Jakaś ciekawa historia o tym miejscu?- po chwili usłyszałam jego głos.
-O Jesiennej Ścieżce?- chciałam się upewnić.
-Tak... zachwycający teren- dodał ostatkiem.
-Jest jednym z nielicznych terenów gdzie magia nie dotarła, choć niektórzy uważają, że sam brak reszty pór roku prócz jesieni jest magią. Jednak jak to w Mysterious Valley, na wszystko trzeba uważać. Nawet jesień miewa swoje humory. Tutaj każda pora roku płata figle, jakby była żywą istotą- opowiedziałam mu wszystko co wiedziałam.
 
Bailando?
Jednak udało mi się wcześniej ;)

Od Havany- CD. Slayer`a

Gdy zobaczyłam Slayer`a zbliżającego się w moją stronę, czułam jak pysk opada mi na dół. Nie wierzyłam własnym oczom. Nie widziałam go tak dawno. Byłam zaskoczona samą jego obecnością, lecz jeszcze bardziej jego pytaniem czy pozwolę mu dołączyć.
-Przecież wiesz, że to jest twój dom i zawsze znajdziesz tu oparcie. Oczywiście Lena również może dołączyć- zwróciłam się do wadery- Cieszę się, że cię widzę- posłałam tym razem delikatny uśmiech w jego stronę- A co do pytania czy prowadzę nadal stado... Jak widać- pokazałam głową dookoła siebie.
Ogier kiwnął głową co miało oznaczać nieme dziękuję. Odważyłam się na propozycję.
-Przejdziemy się? Chyba masz chwilkę by porozmawiać ze starą alfą- zaśmiałam się pod nosem- Przy okazji poszukamy ci domu. Jaskinie, w której poprzednio mieszkałeś jest aktualnie zajęta przez kogoś innego, ale to nic. Na terenach jest jeszcze wiele- zrobiłam pierwszy krok w stępie- I poznam twą przyjaciółkę- wilczyca i ja wymieniłyśmy się spojrzeniami.

Slayer?

Od Sode No Shirayuki- CD. Slayer`a

- Tak, to też. Ale mi raczej chodziło o coś innego. - zamilkłam, niepewna czy dalej mówić. Spojrzałam kątem oka na ogiera, po czym zapatrzyłam się w czerwoną wodę. - To miejsce przywołuje wspomnienia... - tak, to dokładnie to co teraz czułam. Zbyt wiele rzeczy, które przypominały mi o tym, co bezpowrotnie straciłam. Krew i śnieg. To wszystko co pamiętam. To wszystko co chcę pamiętać z tamtych dni. Choć szczerze mówiąc najchetniej o wszystkim bym zapomniała. Patrzyłam na krwistą czerwień, nie zwracając już uwagi na nieproszonego gościa. Jeśli tak bardzo chce niech tu siedzi, nic mnie to nie obchodzi. Po chwili usłyszałam odgłos kopyt na białym puchu. Slayer podszedł na brzeg i również usiadł. Z jego miny wyczytałam, że usilnie nad czymś myślał. Mimo to nie wnikałam.
- Rób co chcesz. - powiedziałam cicho bardziej do siebie niż do Slayer'a. Nie jestem pewna czy to dosłyszał.

 (Slayer? tak jakoś nie miałam pomysłu pod koniec xD)

Od Slayer'a - CD. Sode No Shirayuki

Rozglądam się. Fakt, śnieg tutaj ma coś takiego w sobie... Leży przez cały rok, nigdy się nie topi. I tak współgra z czerwienią jeziora.
Nie dziwię się, dlaczego nikt tu nie bywa. Dlaczego jak coś, to można tu znaleźć samotników.
Klacz nie wygląda na szczęśliwą. Trudno się dziwić. Zabrałem jej ciszę i samotność. To drugie jest dla niej chyba bardzo ważne. Z drugiej strony można przeczytać z jej oczu lekkie zdziwienie. Że ktoś mimo jawnych znaków "Nie podchodź do mnie" złamał tą niepisaną zasadę.
-Rzeczywiście. Dla mnie niezwykłe jest, że leży tu cały rok. I nigdy się nie topi  -  odzywam się ostrożnie 

Sode No Shirayuki?


Od Sode No Shirayuki- CD. Slayer`a

Uniosłam pytająco brew. Rzadko się zdarzało, żeby ktoś z własnej woli do mnie podchodził. Wydawało mi się, że dawałam jasne znaki by inni trzymali się ode mnie z daleka.
- Jeśli nie chcesz się zawieść, to lepiej zostaw mnie w spokoju. - burknęłam chłodno. Liczyłam, że ogier sobie odpuści, ale niestety on uparcie stał w miejscu.
- O mnie się nie martw. - odparł spokojnie - Chciałem się tylko przywitać.
- Cóż, przywitałeś się więc możesz już sobie iść.
- Oj nie bądź taka. - uśmiechnął się - Powiedz jak masz na imię.
- Po co? - prychnęłam - I tak go nie zapamiętasz.
- Nie to nie. - odparł koń. Myślałam że zamierza już pójść w swoją stronę, niestety myliłam się na całej linii - Często tu bywasz? - zapytał przyjacielsko. Przewróciłam zrezygnowana oczami.
- Kto wie... - odparłam tylko. Nigdy nie byłam dobra w prowadzeniu dialogów. Wyjątkiem była Lily, ale to już inna bajka.
- Szczerze mówiąc mnie to miejsce ciut przeraża, ale wygląda na to, że ty gustujesz w takich klimatach. - kontynuował ogier
- Po prostu rzadko kto tu bywa, więc nie czuję się osaczona przez inne, wścibskie konie. - posłałam Slayer'owi piorunujące spojrzenie. Chyba zrozumiał aluzję, ponieważ zaraz zmienił temat. Zawsze denerwują mnie ci, którzy nie wiedzą kiedy przestać. Zrezygnowana i już z naprawdę złym humorem przysiadłam na śniegu przy brzegu krwistej rzeki.
- Lubię tutejszy śnieg. - powiedziałam nieoczekiwanie, czym zaskoczyłam samą siebie.

< Slayer? >

Nowa klacz do adopcji

Już od dziś możesz adoptować nową klacz, której formularz znajduje się w zakładce "Adopcje". Wykonała Poczta i Blogi.
 
Imię: Arkadia
Wiek: 7 lat

Od Slayer'a - CD. Bailanda

Rajska Plaża... Kiedy ostatnio czułem niesamowity zapach morskiej bryzy? Kiedy ostatnio brodziłem kopytami w złotym piasku? Kiedy?
Wtedy...
W innym życiu. W innym świecie. A może to wcale nie byłem ja?
Prawidłowa odpowiedź? Gdy byłem prawdziwie sobą. Gdy była tu Scolle.
Wieki temu.
-W prawo? -  zacząłem mówić, jak porządnie nieprzytomny - Aa. Racja.
- Widzisz? Niby tu jestem krótko a rozumiem gdzie co jest.  -  mówi z uśmiechem mój towarzysz
Ruszyliśmy w miarę szybkim kłusem.W prawo.
Muszę sobie przypomnieć gdzie co jest, bo wyraźnie mi się zapomniało.
Po chwili truchtu pytam z ciekawości:
- Tak w ogóle po co wybierasz się na Rajską Plażę?

<Bailando?>


Od Bailando CD. Slayer'a

-Cieszę się, chociaż cieszyłbym się, gdyby jesień została.-Slayer posłał mi zdziwione spojrzenie.-Jest mi to obojętne, ale gdyby cały czas była jedna z tych pór roku pragnąłbym drugiej. Jest to związane z moim zamiłowaniem do sztuki. Kocham jesień, ponieważ jest pełna cieszących oko barw i od razu chcę tworzyć. Jednak zima też jest piękna. Biały, puszysty śnieg mnie inspiruje. Pozostałe dwie pory roku także takie są. Podsumowując, tak, cieszę się na nadejście zimy.-Ogier gapił się na mnie zaskoczony tak długą odpowiedzią.
-Wiesz, że mogłeś odpowiedzieć po prostu "tak"?-spytał.
-Wiem.-uśmiechnąłem się do niego.-Ale wolałem wybrać dłuższą wypowiedź. Lubię tak mówić, chociaż czasami plącze mi się język.
Slayer kiwnął głową, że zrozumiał. Nie pytałem o zdanie jego, bo nie jest mi to potrzebne. On sam zapytał mnie tylko po to, aby przerwać ciszę.
-Będę szedł teraz na plażę. Chcesz iść ze mną?-zapytałem.
-Pewnie. Chodźmy!-skierował się w lewo, choć na Rajską Plażę trzeba było iść w prawo.
-A przypadkiem na plażę nie idzie się w prawo, Slayer?-spytałem żartobliwie.
-Aaaa, no tak.-ogier trochę się zawstydził, ale zaraz radośnie ruszył ścieżką w dobrym kierunku.

<Slayer?>

Od Slayer'a - CD. Bailanda

Kwestia dawnej przynależności do stada ciągle jest dla mnie niełatwa. Ból, jakiego doświadczyłem zamknął mi pysk na przyczyny. Nie umiem o nich mówić.
Dostrzegam, że Bailando przekazuje mi mimiką "Jak nie chcesz to nie mów". Kręcę jednak głową.
-Kiedyś byłem w tym stadzie. Po rozstaniu z partnerką przeżyłem ciężkie chwile. Wtedy odszedłem od stada. Gdy się pozbierałem wróciłem.  -  tłumaczę mu
Kiwa w milczeniu głową.
- Nie musiałeś mi tego mówić  -  mówi Bailando
- Może i nie musiałem. Ale teraz dochodzę do wniosku, że było mi to potrzebne.  -  mówię, uśmiechając się do niego -  A Ty? Nowy w stadzie, czy już dawno dołączyłeś?
- Raczej nowy, aczkolwiek jestem tu już trochę  - odpowiada mi
Zapadła cisza. Nie była ona dokuczliwa, jednak czułem, że należy ją przerwać. Choćby pytaniem o pogodę.
- Cieszysz się, że nadchodzi zima?  -  pytam

<Bailando?>

Od Fikandra - CD H. Angel Shy

 Łąkę, która w lecie musi być porośnięta bujną trawą, pokrywał szron i gęsta, mleczna mgła. Pochyliłem głowę i wydychane przeze mnie ciepłe powietrze zmieszało się z tym zimnym, unoszącym się nad zmarzniętą ziemią tworząc niewielką chmurkę.
 Szturchnąłem ziemię chrapami i po chwili zaczęła się z niej wydostawać mała roślinka. Uśmiechnąłem się gdy wypuściła dwa drobne listki i zatrzymała się. Najdelikatniej jak mogłem musnąłem ją chrapami, przez chwile obserwowałem przyszłą brzozę i odszedłem. Parę dni po moim przybyciu na te tereny las nawiedziła straszna wichura, która powaliła między innymi wiekową brzozę, po której do tej pory nie pozostał żaden ślad. Wiosną to, co teraz ledwie wyrasta ponad ziemię będzie już całkiem pokaźne.
 Zatrzymałem się słysząc ciężki oddech, który z pewnością nie należał do konia. Nie musiałem długo czekać, aby powietrze wypełnił ostry, duszący zapach krwi.
 Między drzewami pojawiła się wilcza sylwetka. Złote oczy drapieżnika zatrzymały się na mnie i przez chwilę mierzyliśmy się wzrokiem.
 W pysku wilka zauważyłem bezwładnie zwisające ciało zająca, którego sierść plamiły ciemne plamy krwi. Nie interesował się mną. Był sam, poza tym wracał z polowania. Ostatni raz zmierzył mnie wzrokiem i zniknął między drzewami.
 Dziwnie skonstruowany jest ten świat. Jedno musi zginąć, aby drugie przeżyło. Życie jednych zależy od drugich mimo, że przecież teoretycznie wszyscy powinni być równi. Najcenniejsze co mamy okazuje się tak kruche, że aż dziw, iż jeszcze tu stoję.
 Westchnąłem i poszedłem swoją drogą wiodącą przez zmarzniętą łąkę, kiedy usłyszałem za sobą dudnienie kopyt i znajomy głos.

< Angel?>
 

Od Bailando CD. Slayer'a

-No, gotowe.-oznajmiłem oceniając swoją pracę.-Jeszcze tylko kilka poprawek...
-Jak ty to robisz?-przerwał mi Slayer podziwiając jabłko.
-Nie umiem ci odpowiedzieć na to pytanie. Po prostu mam taką moc. To tak, jakbym cię zapytał jak używasz jakiejś twojej mocy. Potrafiłbyś odpowiedzieć?
-Nie. Nie potrafiłbym-odparł ogier po krótkim zastanowieniu.-To i tak niesamowite. Że chce ci się to robić, i że masz do tego cierpliwość.
-Już takiego mnie stworzono. Sprawia mi to przyjemność, a innym nie. Ale skończmy o mnie. Ty też na pewno masz jakieś moce.-Zachęciłem go do opowiadania o sobie, bo wtedy mogłem skończyć rzeźbę.
-Tak, mam. Moim żywiołem są zmysły. Umiem na przykład zmienić smak trawy i takie tam.
-Fajnie.-mruknąłem pod nosem zaostrzając krawędź liścia jabłka.
Zapadła cisza, ale nie krępująca, ponieważ oboje podziwialiśmy moje dzieło. W końcu odezwałem się:
-Jesteś tu nowy? Pierwszy raz cię widzę.
-Tak....Trochę.-odpowiedział, a ja posłałem mu zdziwione spojrzenie.-Kiedyś już należałem do tego stada, ale odszedłem, aby teraz powrócić.-wyjaśnił.
Postanowiłem nie kontynuować rozmowy widząc, że to dla niego trudny temat.

<Slayer?>

poniedziałek, 7 grudnia 2015

Od Slayer'a - CD Bailanda

Kiwam w milczeniu głową. Wiem, że przeszkodziłem, wobec tego będę milczał. Pójść stąd? Nie pójdę ponieważ punkt A chcę zobaczyć jak Bailando kończy swoją pracę i punkt B nie chcę mi się.
Niesamowite. Nigdy w swoim życiu nie widziałem konia, który tak by znał się na sztuce.  Zawsze czułem sympatię do tych koni, które miały jakąś swoją pasję.
Przed chwilą był to zwykły kamień. Teraz nabrał on kształt dorodnego jabłka.
- Skończyłeś? - spytałem
- Jeszcze chwila -  wymamrotał pod nosem Bailando
Rozejrzałem się dookoła. Ciekawe gdzie podziewa się Tyrion. Mógłbym podpytać się tej klaczy z którą był... Jak ona się nazywa...
Skleroza. W wieku siedmiu lat.
Nagle wyrywając mnie z otępienia odzywa się Bailando:

<Bailando? Wiem, że takie nijakie ale nie mam weny ;-; >


Od Bailando CD. Slayer'a

-Bailando.-odpowiedziałem.
Właśnie znalazłem idealny kamień do rzeźbienia, więc zabrałem się do pracy. Rzeźbiłem duże dorodne jabłko. Nie wiem po co w Alei Róż pomnik jabłka, ale będzie ładnie wyglądać. Kończyłem robić pierwszą część, gdy Slayer się zjawił i przerwał mi pracę. Powinien wiedzieć, że nie powinno mi się teraz przeszkadzać, bo mogę się pomylić i jabłko już nie będzie jabłkiem. Jednak nie powinienem mu tego wypominać. Mógł tego nie wiedzieć, poza tym pewnie chce mnie poznać.
-Co rzeźbisz?-zapytał.
-Jabłko.-odpowiedziałem.
-Jabłko?
-Tak, jabłko. Tak, w Alei Róż. Wiesz, chciałbym je skończyć, jeśli chcesz to możesz zostać się przyglądać. Tylko nie rozpraszaj mnie, jeśli chcesz, żeby wyszło.

<Slayer?>

Od Bailando- CD. Havany

Ruszyłem za Havaną.
-Ale ja znam tylko parę terenów!-jęknąłem.-Daj mi czas, żebym poznał więcej, a nie od razu jakiś test!
-Nie jęcz.-padła odpowiedź.
Powlokłem się więc niechętnie patrząc dookoła. Ok, chyba idziemy w stronę Skalnego Jeziora. Albo do Jeziora Roku... Na pewno do jakiegoś jeziora. Wyszliśmy zza drzew i moim oczom ukazała się Jesienna Ścieżka.
-Na moje kopyta! Ja byłem przekonany, że tu będzie jakieś jezioro!-wykrzyknąłem.
-A widzisz, zamiast wody masz liście.-Havana zachichotała, a ja posłałem jej zdziwione spojrzenie.
-Jak tu pięknie...-zachwyciłem się grzebiąc kopytem w złotych liściach.
Wszystkie barwy tworzyły ze sobą idealną kompozycję. Ognista czerwień, żółć, pomarańcz i ciemny brąz mieszały się ze sobą dając świetny widok. Od razu miałem ochotę tworzyć, ale nie wiedziałem co.


<Havana?>
Brak weny u mnie :(

niedziela, 6 grudnia 2015

Od Slayer'a

Willa Mrocznej Damy zawsze wzbudzała we mnie niepokój. Zastanawiałem się, czyja krew płynie w jeziorze. Dlaczego zawsze jest tu śnieg? Dlaczego on się nie topi?
I teraz, po długim czasie poczułem lęk zjawiając się na tych terenach. Wieczne zimno nie zmieniło się.
Nie ma obok mnie Leny. Stwierdziła, że muszę wyjść do innych. I że jak coś, to ją znajdę.
Rozumiałem ją doskonale. Martwiła się, czy depresja nie wróci. Szuka kogoś, kto w razie czego utrzyma mnie przy życiu.
Co prawda gdy się kogoś straci, to pojawiają się złe myśli. By to skończyć.
Wolałem jednak nie psuć zapału Leny. W końcu jak na razie to jedyna bliska mi osoba.
Przemierzając śnieżne zaspy dostrzegam siwą, wręcz białą jak śnieg klacz.
Samotniczka, stwierdzam lustrując ją wzrokiem. Nie chcę się jednak zniechęcać.
Może jest mocno poharatana przez los i nie chce już więcej cierpieć więc trzyma się z daleka? -  myślę, idąc w jej stronę.
Ciemne oczy klaczy prześwietlają mnie na wylot. Pewnie przyczepi mi łatkę natręta, czy coś.
Trudno.
- Witaj -  mówię uprzejmie witając się.
 Nawet nie drgnęła.
- Slayer  -  przedstawiam się niezrażony brakiem odpowiedzi

Sode No Shirayuki?

Od Slayer'a

Chodząc po tych terenach wypełnia mnie tęsknota. Za tym co było. Gdyby nie to, że Lena śpi w jaskini chyba by zlała mnie za takie myśli.
Coś ścisnęło mnie w gardle gdy szedłem Aleją Róż. Tu miał miejsce mój pierwszy pocałunek z Scolle.
Co należy do przeszłości. Pomyliły nam się drogi. Szliśmy drogą przyjaźni podczas gdy wmawialiśmy sobie, że to miłość.
Teraz idę tędy i patrzę na znane zakątki.
Nagle przystaję. Widzę siwka, stojącego przy kamieniu. Co on... robi?
Patrzę jak urzeczony jak wszystko samo z siebie... nabiera innego kształtu. Rzeźbi, nic nie robiąc.
-Bardzo ładnie rzeźbisz  -  odzywam się
Ogier odwraca się. Jest wyraźnie speszony i przestraszony.
- Nazywam się Slayer, a Ty?  -  pytam

Bailando? ^^

Od Slayer'a

Chyba się mi przysnęło, bo obudził mnie ból ucha. Ciągnięcie za ucho to sposób Leny, mojej wilczej przyjaciółki aby mnie dobudzić.
-Wstawaj, Ty leniu - usłyszałem jej głos
Otwieram oczy. Wilczyca przygląda mi się z rozbawieniem.
- Gdzie jesteśmy? - pytam zaspanym glosem co znowu sprawia, że zaczyna się śmiać.
Gdy wreszcie opanowuje śmiech mówi:
- Slayerku, śpisz na terenach Mysterious Valley. Wstań i rusz tyłek do alfy bo na widok mnie mogą wpaść w histerię  -  prycham Lena
Gwałtownie wstaję.
Mysterious Valley? To naprawdę tu?
Mglista Polana. Tak.
Lena patrzy na mnie wyczekująco.
- Skoro Ci się tak spieszy, to chodź  - mruczę pod nosem, ruszając kłusem. Wilczyca rusza w podskokach za mną.
Biegniemy równo. W końcu przystaję. Tak gwałtownie, że Lena wpada na mnie.
Widzę Havanę. Patrzy w moją stronę zdziwiona.
- Slayer? - pyta
Kiwam głową. Wilczyca i alfa mierzą się wzrokiem.
- To jest Lena  -  wskazuję na waderę  -  Jest niegroźna. To moja przyjaciółka. Dalej prowadzisz Mysterious Valley? Czy moglibyśmy dołączyć?  - pytam z nadzieją

Havana?

Nowy ogier- Slayer

Szczerze mówiąc, to nowy/stary członek stada, który powrócił. Tak czy inaczej, witaj w naszym gronie :)
 
Imię: Slayer
Wiek: 7 lat
Stanowisko: strażnik

piątek, 4 grudnia 2015

Od Havany- CD. Rusałki

Spojrzałam na klacz, oglądając ją od kopyt po sam czubek uszu. Uśmiechnęłam się lekko i znów skierowałam wzrok przed siebie.
-Nie... jeszcze kawałek i będziemy. A gdybyś już dołączyła do stada... to jakie chciałabyś objąć stanowisko? Myślałaś nad tym?- spytałam z ciekawości.
-Dokładnie... to jeszcze nie. Nigdy nie mogę się zdecydować na takie coś, ale myślę nad wojowniczką. Lubię walczyć, zresztą... coś tam umiem, nie chwaląc się- odparła z niemałym uśmiechem i dumą w oczach.
-To pokaż na co cię stać- zwróciłam się do niej, stając na przeciwko i patrząc uważnie.
Klacz chwilę się zastanawiała, spoglądając to na mnie to gdzieś w dal, w końcu podeszła bliżej.
-Dobrze- posłała mi lekki uśmiech, który odwzajemniłam.

Rusałka?

Od Havany- CD. Castelana

Podeszłam do klaczy, zostawiając nieco z tyłu ogiera, który uważnie przyglądał się Lawendzie co i jej nietypowemu mieszkaniu. Niektórzy myśleli, że jest wiedźmą w końskiej skórze. To prawda, potrafiła uzdrawiać, przecież u nas w stadzie też jest zielarka, ale nie widziałam w niej negatywnych cech ani żadnej złej postawy. Była poczciwą, starą klaczą, może nieco dziwną i zbzikowaną, ale jak to starszy wiek... Miała prawo do dziwactw, w końcu każdy z nas takież posiada.
-Ogólnie mówiąc, całkiem dobrze. Myślę, że nie ma problemów, przynajmniej nikt z takowymi się nie zgłosił do mnie. Cisza i spokój- odpowiedziałam, stojąc od niej niecały metr.
Klacz kiwnęła głową i mruknęła coś pod nosem, spoglądając na ogiera, który właśnie badał wzrokiem półkę skalną z ziołami, zaciągając przyjemną woń dla chrap(tylko nie przećpaj xD).
-A co, jak to mówisz, OGÓLNYMI sprawami?- Lawenda odwróciła się i zniknęła w mroku jaskini.
-Chodzi ci o te konie, które były nie dawno na tych terenach?- zmrużyłam oczy, co chwila spoglądając na Castelana- Ostatnio ich nie widuję i albo zrezygnowali... albo lepiej się ukrywają. Nie chcę mówić na ten temat- pokręciłam głową, odwracając ją.
-A Sharee?- z groty rozbrzmiał melodyjny głos.
-Ostatnio cicho siedzi. Jej również nie widuję. Może zrezygnowała?- zachichotałam pod nosem- Ale dość pytań od ciebie. Teraz ja spytam... A ty jak się czujesz?- posłałam jej delikatny uśmiech.
Po chwili usłyszałam dźwięk spadających kamieni na ziemię, a do moich chrap dotarł zapach kurzu i piachu. Spojrzałam w tamtą stronę. Castelan stał nadal przy półce, lecz już ogołoconej z ziół, które leżały porozrzucane na ziemi. Spojrzał niewinnie na nas dwie.
-To nie ja- odszedł kilka kroków i stanął przy mnie.

Castel, mordko? xD

sobota, 28 listopada 2015

Od Rusałki- CD. Havany

Patrzę na nią podejrzliwie. Wydaje mi się, że to ona jest alfą... Z drugiej strony właśnie prowadzi mnie do alfy. Może jest jej zastępczynią.
Zawsze jestem podejrzliwa.
Widocznie się mylę.
Znowu za dużo myślisz. Wyluzuj wreszcie Rozi - pouczam samą siebie idąc za Havaną.
Przyspieszamy. Biegniemy kłusem. Moja towarzyszka jest bardzo szybka - mam wyraźny problem z dotrzymaniem jej kroku.
Widząc moją zmęczoną minę Havana pyta z uśmiechem:
-Nie za szybko?
Nie chcę wyjść na słabą, bo wtedy wyjdę na słabą i nie zostanę przyjęta do żadnego stada
Jednak zmęczenie bierze górę nad rozsądkiem.
- Trochę. Nie jestem przyzwyczajona. - mówię lekko speszona
Zwalniamy więc do stępa. Pokonujemy znacznie wolniej metry i kilometry tych pięknych terenów.
Nigdy nie widziałam piękniejszych miejsc.
- Daleko jeszcze? - pytam.

 Havana?
U mnie z weną też jakoś krucho ;-;

Od Castelana - CD H. Havany

- Kufa, Havcia, ja rozumiem: jesień, śniegi, deszcze, te sprawy, ale czy te tereny, na litość boską, składają się tylko z bagien i bagien? - lamentowałem dostarczając tym powodu do śmiechu mojej towarzyszce, lecz nie specjalnie mnie to obchodziło. Zaczynałem bowiem podejrzewać, że musiałem niedawno zrobić coś wybitnie złego i teraz niebiosa każą mnie błotem i bagnami na każdym kroku.
 Nie, żebym coś miał do bagien. Wręcz przeciwnie - bardzo je lubię. Skąd więc tak negatywna reakcja? Cóż....powiedźmy, że jedna kąpiel błotna na tydzień w zupełności mi wystarcza.
 ****
 Gdy już w końcu przeprawiliśmy się przez bagno, dotarliśmy do groty usłanej białymi różami.
- Lawendo? - głos Havany był łagodny i pełny szacunku, jakby znała tą klacz nieco bardziej niż mówiła. Cóż, może faktycznie tak było?
- Havana! - z wnętrza jaskini dobiegł nas niezwykle ciepły głos, a po chwili naszym oczom ukazała się sylwetka bułanej klaczy o długiej, jasnej grzywie i bardzo mądrych oczach - Dziecko, nawet nie masz pojęcia jak się cieszę, że cię widzę! Wchodź, wchodź śmiało, zaparzyłam zioła idealne na taką pogodę.
 Czyżby Lawenda była zielarką? Być może, choć to, jak na mnie patrzyła zdradzało, że wiedziała kim jestem.
- A...kim jest twój towarzysz? - hm...może nie wiedziała? Nie, nie, wiedziała na pewno, musiała wiedzieć, więc może tylko się droczyła... wyraźnie widziałem, że wie więcej niż mówi.
 Moja towarzyszka chyba coś odpowiedziała, po czym weszliśmy do jaskini i natychmiast rzuciło mi się w oczy coś, co przypuszczało moją tezę - zioła, które były zaparzone akurat na trzy konie, a przecież Lawenda nie mogła wiedzieć o naszej wizycie.
- Mów, co słychać wśród koni? - to pytanie Lawenda zwróciła do Havci.

< Havanqu? >

Od Havany- CD. Rusałki

Uśmiechnęłam się delikatnie na słowa klaczy. Często konie nie maja pojęcia gdzie się znajdują, ale zdążyłam się do tego przyzwyczaić. Uniosłam wysoko głowę, odpowiadając:
-Owszem znam tutaj pewne stado. Nazywa się Mysterious Valley. Właśnie znajdujesz się na jego terenach- odpowiedziałam spokojnym głosem.
-Och, może zaprowadziłabyś mnie do alfy?- zapytała kara klacz- Chciałabym dołączyć.
-Oczywiście, nie ma problemu- zachichotałam pod nosem- Tylko to troszkę daleko od tego miejsca... Chodź za mną to dojdziemy szybciej. Znam skrót- odwróciłam się i zniknęłam za drzewami.

Rusałka?
Wybacz za brak wenusa :c


Od Troi - CD H. Martela

 Udało mi się dowiedzieć, że Martel należy do stada zamieszkującego te tereny. Myślałam, że początek rozmowy był trudny, ale jak się okazało chłopak dopiero się rozkręcał. Wyciągnięcie od niego jakichkolwiek informacji wymagało ode mnie wielkiej cierpliwości i refleksu, aby móc wyłapać sensowne słowa wśród bełkotu.
- Podziękuje już za pomoc. Trzymaj się i uważaj na ten dąb - powiedziałam chłodno, lecz moje ostrzeżenie na nic się nie zdało, bo gdy tylko odeszłam usłyszałam, jak pysk Martela przypiernicza o gruby pień drzewa.
 Nie żyje na tym świecie od dziś, ale nigdy wcześniej nie spotkałam konia, który byłby choć trochę podobny do niego. Może uda nam się spotkać gdy mnie przejdą nerwy a on wytrzeźwieje na tyle, aby można było przeprowadzić sensowną rozmowę?
***
 Spacerowałam po lesie otaczającym Jezioro Roku wpatrzona przed siebie. Dziś mija drugi tydzień odkąd jestem w tym stadzie i wciąż bije się z myślami, czy dołączenie tu było dobrym pomysłem. Zostałam przyjęta na stanowisko wojowniczki, lecz cóż mi po tym, skoro na razie jestem tylko "rezerwą" bo trwa pokój?
 Gdzieś z tyłu rozległ się stukot kopyt o zmarznięte podłoże. Natychmiast zastygłam w bezruchu i nakierowałam uszy w stronę, z której dochodził dźwięk.
 Kiedy uznałam, że idący za mną koń znajduje się niebezpiecznie blisko gwałtownie odwróciłam się i odruchowo napięłam mięśnie gotowa do ataku. Stojący za mną cofnął się i posłał mi pytające spojrzenie.
- Nigdy, NIGDY więcej nie zachodź mnie od tyłu - warknęłam powstrzymując się od tego, co powiedziałabym jeszcze niedawno. Ech, muszę się przyzwyczaić do tego nowego życia...- dlaczego mnie śledziłeś?

< Ktoś chce dokończyć?>

Rébellion Qui Insorto odchodzi

Żegnaj mój przyszywany synku :c
Rébellion Qui Insorto

Od Havany- CD. Bailando

Spojrzałam uważnie na motyla. Nie dało się ukryć, że ogier na prawdę miał niesamowity talent, w dodatku z obsługą swego żywiołu, co oznaczało, że musi mieć niezwykłe doświadczenie obsługując się swoimi mocami. Woda to nie jest prosty żywioł.
-Masz na prawdę talent. Niesamowite- posłałam mu nadal zachwycone spojrzenie.
Ogier uniósł dumnie głowę, i z uśmiechem patrzył na swe dzieło.
-Jesteś w stadzie podróżnikiem, prawda?- spytałam z zaciekawieniem.
-Chyba wiesz, co nie?- odpowiedział pytaniem na pytanie.
-Nie da się tego ukryć- zachichotałam pod nosem- A więc musisz znać dobrze większość terenów- spojrzałam na niego tajemniczym wzrokiem.
Kiwnął głową, nie wiedząc gdzie zatrzymać wzrok.
-To mnie oprowadzisz i opowiesz o terenach. Przyjmij to za jakiegoś rodzaju test sprawdzający żebyś się nie zgubił i żeby cię nic nie zabiło przypadkiem- zaśmiałem się i ruchem głowy wskazałam kierunek wycieczki.

Bailando?

Od Havany- CD. Castelana

Przez chwilę mój wzrok utkwił w jednym punkcie, gdzieś do przodu w dali. Nie znałam dokładnej historii tej klaczy, tylko tyle, że mieszka poza terenami stada i jest bardzo stara. Ostatnio rzadziej ją odwiedzałam, toteż teraz wypadałoby dłużej zostać.
-Nie wiem i nie umiem odpowiedzieć ci na to pytanie- powiedziałam po chwili, zerkając na ogiera- Wiem tyle co ty wiesz i co ci powiedziałam. Jej magia jest potężna, ale często choruje, więc nie można tego porównać do sił fizycznych. Na pewno wie więcej o tych terenach niż ja, w końcu mieszka tu o wiele dłużej niż ja.
-To trochę dziwne mieszkać tak daleko od innych- Castelan nadal rozmyślał nad tą sprawą- Może po prostu...
-To prawie tu!- krzyknęłam, uśmiechając się lekko i rozpromieniona ruszyłam kłusem.
Ogier stanął jak wryty, nie spodziewając się mojej reakcji, lecz zaraz potem dogonił mnie, stanąwszy na niewielkim wzniesieniu tuż obok.
-Widzisz tą ogromną jamę, obrośniętą białymi różami?- wskazałam głową jaskinię klaczy.
-To jej dom. Na pierwszy rzut oka wygląda na przyjemne miejsce..
-Wokół bagien- dodałam i ruszyłam pierwsza.
-Bagna!? Znów bagna!? Czy tutaj nie może być nic innego tylko bagna!?- zbulwersował się, słysząc słowo związane z brodzeniem w wodzie, czyli ogólnie rzecz biorąc moczenia sierści.

Castelan?
Pierwsze skończone... xD

Od Firahees

Wokół mnie nieskażona niczym, nawet najcichszym szeptem. Stoję wpatrzona w grupę koni. Mają stać się moim stadem. Znaczy formalnie już nim są.
Formalnie, to mam przeszłość. Ale w praktyce nie chcę o niej pamiętać.
Koniec blokady dźwięku.
Szmery i szumy znowu są słyszalne.
Ktoś za mną stoi. Pewnie chce nawiązać rozmowę.
Odwracam się powoli.

 Bailando? Dragon? Może któraś z klaczy? Kto dokończy?

Nowa klacz- Firahees

O matyldziu, skończyły mi się tępawe pomysły na powitania xD Powiedzmy, że to będzie coś w rodzaju przyjęcia do stada Cx

Imię: Firahees
Wiek: 3 lata
Stanowisko: obrońca

Od Rébeliona`a Qui Insorto

 Północna gwiazda błysnęła jasnym światłem w chwili, gdy złote oczy Gerathona pojawiły się w mroku nocy. Jego czarne futro zlało się z ciemnością, a cała jego sylwetka przez chwile trwała w bezruchu.
 Skuliłem uszy oczekując na to, co zrobi, o ile w ogóle raczy się ruszyć.

Od Castelana - CD H. Havany

Kiedy ocknąłem się na dobre, wreszcie dotarło do mnie gdzie jesteśmy.
- Długo już tak pełźniemy? - spytałem spoglądając na powłóczącą nogami Havane. Sam zresztą robiłem to samo.
- Długo - uśmiechnęła się jakby przypomniała sobie coś zabawnego. Nie spojrzała mi w oczy, więc podejrzewam, że miało to związek ze mną. Nie pytałem. Musiałem zrobić coś głupiego na wpół śpiąc, a czego oczy nie widzą...
- A długo jeszcze będziemy...?
- Długo.
 Zrobiłem minę a'la obrażony dzieciak i już więcej nie pytałem. Oboje pogrążyliśmy się w rozmyślaniach, choć myślę, że każde z nas myślało o czymś innym.
***
 Szron pokrywający trawę skrzypiał pod kopytami, a łyse gałęzie potężnych drzew lekko kołysały się pod wpływem wiatru.
- Nie jest jej smutno mieszkać tak zupełnie samej? - spytałem wodząc wzrokiem po okolicy. Myślałem, że klacz do której idziemy mieszka zaraz za granicami stada, tymczasem ona wybrała życie na kompletnym odludziu pozbawionym wszelakich żywych istot. To chyba musi być strasznie smutne całymi dniami nie mieć się do kogo odezwać, pożartować, pogadać czy chociażby ochlapać wodą.

< Havcia? >

Od Hubertusa

Biegnę po lesie, rytmicznie uderzając kopytami o ziemię. Wokół cisza. Wokół dopiero budzi się dzień. Powietrze jest rześkie i czyste.
Odkąd jestem w stadzie Mysterious Valley ćwiczę dwa razy dziennie biegi. Od zawsze kochałem biegać. A Firahees, wilczyca, którą uważałem za matkę zawsze kazała mi przebiegać dziennie po parę kilometrów.
Zwalniam. Patrzę z przerażeniem na miejsce w którym się znalazłem.
Śnieg. Wszędzie śnieg. Widzę jezioro.
Płynie w nim krew.
Krew od zawsze kojarzy mi się ze śmiercią rodziców... Wzdrygam się.
Przystaję. Szeroko otwartymi oczami patrzę się na czerwoną ciecz wypełniająca po brzegi wodę.
Za mną słychać chrząknięcie. Odwracam się gwałtownie...

 Ktoś dokończy?
PS: Najlepiej któraś, ale jeśli za dużo wymagam... Spoko, mogę pisać z każdym :)

piątek, 27 listopada 2015

Nowy ogier- Hubertus

Powitajmy Hubertusa w naszym gronie i życzymy powodzenia C:
 
Imię: Hubertus
Wiek: 3 lata
Stanowisko: wojownik

Od Rusałki do Havany

Stoję w oszolomieniu patrząc na niezwykły widok. Tuż przede mną znajduje się szeroka, piaszczysta plaża, skąpana w jesiennym słońcu, choć ciepłym jak to lekkie. Wytężam wzrok. Woda. Tafla wody woła do mnie, abym do niej weszła.
Nie jestem zdecydowana. Co jeśli to jest czyjś dom i zakłócę spokój. Z drugiej strony woda kusi, kusi.
Widziałam tu gdzieś sporo koni. Paru ponuraków, zacięta mina i pełen nienawiści wzrok. Parę klaczy, chyba podobnie nieśmiałych jak ja.
Wynika tu z tego, że jest tu stado.
Nigdy nie byłam w żadnym stadzie. Dotąd mieszkałam z rodziną, a potem... trochę wędrowania.
Pośród piasku stoi siwa klacz. Bije od niej pewność siebie i charyzma.
To musi być alfa.
Niepewnie podchodzę do niej. Nie wiem jak zacząć rozmowę więc walę prosto z mostu.
- Nazywam się Rusałka. Szukam stada. Znasz może jakieś?

 Havana?

czwartek, 26 listopada 2015

Konie oliwiaklima8 odchodzą

A, że jestem leniwa ( :3 ) i nie chce mi się wstawiać wszystkich zdjęć koni w poście, napiszę tylko tyle, że postacie oliwiaklima8 odchodzą.

wtorek, 24 listopada 2015

Od Bailando do Havany

Coś mokrego nagle znalazło się na moim nosie. Drugie spadło na grzbiet, a trzecie na lewe ucho. W końcu rozpadało się na dobre. Powietrze wypełniała woń deszczu. Szedłem niechętnie przez las cały mokry. Przydałoby mi się znaleźć jakieś schronienie, ale jak na złość żadnego takiego nie było, więc byłem zmuszony iść dalej. Gdzie szedłem? Tego nikt nie wie, nawet ja sam. Na pewno gdzieś, gdzie będę mógł się potykać bez końca o co mi się będzie podobać i nikt nie będzie się śmiał. Mokre drzewa wpatrywały się we mnie niczym drapieżny ptak, który wypatruje swojej zdobyczy. Zdawało mi się, że zaraz rzucą się na mnie. Na mojej drodze nagle wyrósł ogromny korzeń. Nie zauważyłem go i runąłem na nasiąkniętą deszczem ziemię. Przez chwilę leżałem bez ruchu oczekując czyjegoś śmiechu, a potem napadu złowrogich drzew. W końcu powoli podniosłem się i cały w błocie kontynuowałem wędrówkę. Rozważałem czy nie lepiej by znaleźć jakąś przytulną jaskinię, w której mógłbym wyschnąć. Myślałem nad wszystkimi za i przeciw, aż nagle znienacka przestało padać. Tak po prostu. Zza ciemnych, burzowych chmur wyszło słońce rozświetlając wszystko swymi jasnymi promieniami. Wyszedłem na polankę i wpadłem w dużą kałużę sięgającą mi do kostek. Trochę czasu brodziłem w niej używając mojej mocy. Po chwili woda zalewała tylko niektóre miejsca tworząc piękną, dumną klacz. Była to moja matka. Tęsknię za nią. Zacząłem sobie przypominać wspomnienia z dzieciństwa, kiedy to pomagała mi i w ogóle. A potem wróciło do mnie wspomnienie, z którego powodu opuściłem rodzinne stado i otrząsnąłem się z transu. Natychmiast rysunek wrócił do swego pierwotnego stanu- wielkiej kałuży.
-A takie ładne było.-usłyszałem melodyjny głos.
Odskoczyłem przestraszony i uderzyłem się o głaz, który wyrósł tam niespodziewanie. Zawyłem z bólu i zacząłem lizać się po obolałej nodze.
-Nic ci się nie stało?-zapytała właścicielka głosu.
-Nie, jestem przyzwyczajony.-uśmiechnąłem się spostrzegając, że nie roześmiała się.
-Jestem Havana.-przedstawiła się.-A ty?
-Bailando.
-A zrobiłbyś coś jeszcze?-skinęła łbem w stronę kałuży.
-Jasne.-uśmiechnąłem się zabierając się do pracy.
Przesunąłem kopytem nad taflą wody pozwalając jej na wpływanie do małych kanalików tworzących obraz. Woda spełniła swoje zadanie i kałuża uformowała się w pięknego motyla. Widać było, że Havana jest zachwycona, dlatego dumnie uniosłem głowę.

<Havana?:3>

niedziela, 22 listopada 2015

Nowy ogier- Bailando

Serdecznie powitajmy Bailando w naszym gronie :D
 
Imię: Bailando
Wiek: 5 lat
Stanowisko: podróżnik

Rusałka zostaje adoptowana

Nowym właścicielem Rusałki zostaje Illutshk :)
 
Imię: Rusałka
Wiek: 5 lat
Stanowisko: wojowniczka

sobota, 21 listopada 2015

Od Havany- CD. Castelana

Moje podekscytowanie nie mijało z minuty na minutę. Wręcz przeciwnie, czułam, że czas ponagla mnie coraz bardziej, a raczej jego brak. Spieszyłam się okropnie sama nie wiem dlaczego. Nie czułam, że muszę znaleźć się akurat w tej chwili, bo coś się stało czy stanie, lecz mając świadomość, że klaczy dawno nikt nie odwiedzał, musiałam teraz ja to zrobić. Początkowo nie zwracałam uwagi na niewyspanego Castelana, dopiero po chwili zatrzymałam się przed nim już prawie gotowa i popatrzyłam z błyskiem w oczach. Jego głowa co chwila albo opadała albo wznosiła. Z trudem ją utrzymywał, oczy miał przymglone, a uszy opadnięte jakby było mu wszystko obojętne.
-Pobudka, ze mną się nie wyśpisz- zaśmiałam się entuzjastycznie.
-Można zauważyć- burknął pod nosem.
-Komu w drogę temu czas... Mam nadzieję, że o niczym nie zapomniałam... Ano oczywiście!- po chwili wpadłam- Muszę zgłosić komuś, że nie będzie mnie przez dwa dni. Pójdę do Javier`a, on zajmie się wszystkim, a ty idziesz razem ze mną- wyłoniłam się z jaskini, biorąc głęboki oddech.
-Która godzina- ogier nieprzytomnie poczłapał za mną.
-Piąta, dokładnie to dwadzieścia po, a co?- odpowiedziałam całkiem zdziwiona. Ja byłam przyzwyczajona do takiej pory wstawania, ale chyba nie Castelan.
-O Matyldo miej mnie w swojej opiece! Że co, przepraszam!?- jego oczy momentalnie zrobiły się jak orbity.
-Nooo... dwadzieścia po piątej. Coś nie tak?- stanęłam centralnie przed nim.
-Coś nie tak? Kobieto... czy ty masz problemy z bezsennością czy wysiedzeniem choć siedmiu godzin snu?- na jego pysk wlał się delikatny uśmiech.
-Ostatnio wręcz przeciwnie. Śpię jak zabita i wysypiam się całkowicie- posłałam mu niewinny uśmiech i żywym stępem ruszyłam w drogę- Chyba twoja obecność tak na mnie działa- powiedziałam pod nosem, kątek oka patrząc czy ogier oby na pewno idzie za mną i nie zaśnie na jednym z drzew.

Castelluś? ^^

Od Castelana - CD H. Havany

  Havana ściągnęła z mojej grzywy ostatnią roślinę i posłała mi przelotne spojrzenie. Przelotne, bo na widok mojej miny znowu miała ochotę parsknąć śmiechem.
- Tak, tak, śmiej się z mojego nieszczęścia - powiedziałem wzdychając teatralnie i położyłem głowę na ziemi. Cóż, widać los chciał, abym i tę noc spędził w towarzystwie alfy.
****
- Cas, słyszysz mnie? - znajomy głos przerwał mój sen, a po krótkiej chwili dołączyło do niego poszturchiwanie.
- Ej, ej...przecież nie śpię...- jęknąłem unosząc zaspane spojrzenie.
- Wstawaj, pomożesz mi. - po tych słowach zniknęła za jedną ze ścian jaskini.
 Przez dłuższą chwilę łączyłem się z rzeczywistością próbując pokonać wszelkie zakłócenia. Gdy w końcu mi się to udało, wstałem i sennym wzrokiem wodziłem za Havaną krzątającą się po jaskini.
- Havcia, nie przemieszczaj się tak szybko...nie nadążam...
 Rzuciła mi tylko krótkie spojrzenie i wróciła do przenoszenia rozmaitych przedmiotów w różne miejsca. Gdy w końcu skończyła, stanęła przede mną wyraźnie z siebie zadowolona. Ja natomiast wciąż jeszcze byłem na wpół śpiący i wciąż jeszcze walczyłem z siłą sygnału serwer...em, rzeczywistości i pulsującymi tętnicami w skroniach.
- Zdążyłam już zauważyć, że lepiej nie zostawiać cię samego - przy tych słowach nie mogła się nie uśmiechnąć.
- No wiesz...- wymamrotałem z niejaką pretensją, bo - choć nie od razu - dotarł do mnie sens jej wypowiedzi.
- Dlatego pójdziesz ze mną. Poza tym, przyda mi się towarzystwo, to długa droga, a...
- Ej, prrr! O czym właściwie do mnie mówisz?
 Klacz spojrzała na mnie jakoś tak inaczej, westchnęła i powiedziała powoli i dobitnie:
- Poza terenami mieszka stara klacz, którą odwiedzam przynajmniej raz w miesiącu. O szczegółach opowiem ci podczas podróży, bo teraz musimy się zbierać. - Po tych słowach zaczęła mamrotać coś pod nosem, jakby wyliczając, co zakończyła cichym "tak, zapakowałam."
 Wciąż jeszcze nieco śnięty poczłapałem za zupełnie już rozbudzoną klaczą. Borze szumiący, która to godzina?

< Havcia? :3 >

Od Rohana



Jałowa ziemia ubijała się jeszcze bardziej pod ciężarem moich popękanych kopyt. Nie wiem jak, może przez to, że posiadam taki żywioł? Nieobecny wzrok miałem wbity w ziemię, nogi same prowadziły mnie przed siebie. Teraz to od nich zależało to gdzie się tym razem znajdę. Mózg wyłączył się na chwilę, odbierałem tylko poniektóre bodźce z otoczenia. Uszy wisiały bezwładnie, nie odwracając się w żadnym kierunku nawet do źródła szmerów i szelestów, za to chrapy całkowicie wyłączone nie wyczuwały woni, która niosła się wraz z wiatrem. Obolałe nogi niosły mnie przez bezkresną krainę, na której nawet cień nie chciał zawitać. Z dwóch stron piętrzyły się dwa urwiska. Przez wiele mil ścigał mnie jakby mój cień, gdy biegłem, potykając się wśród kamieni i rumowisk zalegających tą jałową ziemię. Nie odważyłem się iść drogą, lecz trzymałem się jej lewego skraju i w miarę możliwości starałem się posuwać równolegle do niej w pewnym znacznym oddaleniu.
W końcu, po koniec dnia, kiedy poczułem, że moje nogi odmawiają dalszej wędrówki, bo pozwalałem sobie na krótkie tylko chwile wytchnienia w marszu zatrzymałem się na odpoczynek. Jakżebym chciał czuć teraz dziwną ulgę w sercu. Na szczęście wydostałem się z tej krainy zgnilizny i trujących oparów, przechodząc na łąkę obrośniętą wysoką trawą, na wpół już zżółkłą.

Noc spędziłem niezbyt wygodnie, leżąc na szczecinie jaką była ta trawa, nie mogąc zasnąć. Za każdym razem gdy powiewał wiatr, czułem jak dreszcz zimna przechodzi przez mnie całego... lub tylko mi się zdawało. Wokół nie było żadnej jaskini, żadnej jamki, w której mógłbym się schować, a teren płaski jak tafla wody. Tylko wysoka trawa uniemożliwiała zauważenie mnie przez drapieżniki czy inne istoty.
Poczułem dziwne ukłucie w nodze. Nie bolała, tylko drętwiała coraz bardziej, nie pozwalając mi jej ruszyć. Wysunąłem ją do przodu by się lepiej jej przyjrzeć. Zaraz potem zza kamienia wyśliznęło coś w rodzaju jaszczurki połączonego z wężem. Nigdy takiego czegoś nie wiedziałem, lecz mogłem się łatwo domyślić, że przed chwilą zostałem przez nią ugryziony. Jednak czując jak powieki same nachodzą na oczy i pomimo wielkich starań by nie zasnąć, i nie dopuścić do rozprzestrzenienia się po organizmie jadu, moja głowa upadła na ziemię bezwładnie. Zasnąłem.

Kiedy z nadejściem ranka i wschodem słońca otworzyłem oczy, pierwsze co ujrzałem to cała spuchnięta i odrętwiała noga. Zastanawiałem się czy czułbym cokolwiek gdybym tylko mógł. Z pomocą żywiołu wstałem, podpierając się o dopiero co powstałą skałę. Nie mogłem oprzeć się na ukąszonej nodze, więc nie mając żadnego pomysłu zacząłem kuśtykać dalej. Zamierzałem tak iść dopóki noc znów nie zawita. Niestety wolniej i mniej efektowniej niż przedtem. Skubnąłem tylko raz trochę trawy tak dla zasady, nie czując wcale wielkiego głodu, choć ktoś inny, stwierdzając po mojej postawie i wyglądzie śmiało mógłby stwierdzić, że jestem zagłodzony. Uniosłem na chwilę wyżej głowę by spojrzeć przed siebie, lecz wiedząc, że trzeba iść dalej, stawiałem krok po kroku, znów opuszczając nisko głowę. Nie czułem abym miał gorączkę, a pewnie była, za to mój oddech stał się nierównomierny, ciężki. Świszczący oddech o tym świadczył i otworzony pysk, bo coraz trudniej było mi nabrać powietrza do płuc. Jednak nie mogłem się zatrzymać ani odpocząć, nawet na chwilkę. Czułem jakby coś mnie ponaglało, goniło. Coś co chciało za wszelką cenę bym szedł dalej. I ja muszę iść dalej.

Kto chętny?