Słońce raziło mnie bezlitośnie w oczy, a i tak było zimno. Drzewa pogubiły już liście i stały jakby zmarznięte. Świat spowiła szara mgła, która sprawiała, że był jakby we śnie. Wokół mnie panowała cisza. Odetchnęłam głęboko wciągając ze świstem zimne powietrze. Gdzieś w oddali zapewne coś się poruszyło, bo stado czarnych jak smoła kruków wzbiło się w niebo głośno kracząc. Wstałam i zaczęłam iść w nieznanym mi kierunku. Moje kopyta dudniły o zamarznięte podłoże. Było wcześnie rano, dlatego nie spodziewałam się nikogo spotkać. Lubię takie chłodne poranki, które spędzam sama. Zerwał się wiatr, a drzewa zaszumiały cicho. Zdawało się, że oprócz mnie i kruków nie ma tu żadnej żywej istoty. Wyszłam z lasu, który teraz wyglądał jak stado kołków wbitych w ziemię i gdzieś w oddali dostrzegłam sylwetkę konia. Starając się poruszać bezszelestnie podeszłam bliżej i zauważyłam, że jest to znajomy mi koń.
-Fikander?-zapytałam cicho.
Ogier odwrócił się i rozpoznawszy mnie uśmiechnął się.
-Angel!-zawołał.-Jak ja cię dawno nie widziałem.
-Ja ciebie też.-odwzajemniłam uśmiech.
Fikander to jedyny koń w tym stadzie, z którym umiem normalnie spędzać czas przez moją nieśmiałość, dlatego ucieszyłam się na jego widok. Lubię samotność jak i przebywanie z innymi, ale tylko z tymi, których poznałam, a bardzo ciężko jest mi poznawać.
-Co tam u ciebie?-zapytał.
-A, nic ciekawego. Widziałam Atencja, nieźle młody podrósł.
-Tak, to prawda. Za to za nic nie zmądrzał.-zażartował Fikander, więc uśmiech nie zniknął szybko z mojego pyska.
-Robisz coś dzisiaj?-spytałam, bo nie miałam nic ciekawego do roboty, a z chęcią spędziłabym z nim czas.
<Fikander?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz