Willa Mrocznej Damy zawsze wzbudzała we mnie niepokój. Zastanawiałem się, czyja krew płynie w jeziorze. Dlaczego zawsze jest tu śnieg? Dlaczego on się nie topi?
I teraz, po długim czasie poczułem lęk zjawiając się na tych terenach. Wieczne zimno nie zmieniło się.
Nie ma obok mnie Leny. Stwierdziła, że muszę wyjść do innych. I że jak coś, to ją znajdę.
Rozumiałem ją doskonale. Martwiła się, czy depresja nie wróci. Szuka kogoś, kto w razie czego utrzyma mnie przy życiu.
Co prawda gdy się kogoś straci, to pojawiają się złe myśli. By to skończyć.
Wolałem jednak nie psuć zapału Leny. W końcu jak na razie to jedyna bliska mi osoba.
Przemierzając śnieżne zaspy dostrzegam siwą, wręcz białą jak śnieg klacz.
Samotniczka, stwierdzam lustrując ją wzrokiem. Nie chcę się jednak zniechęcać.
Może jest mocno poharatana przez los i nie chce już więcej cierpieć więc trzyma się z daleka? - myślę, idąc w jej stronę.
Ciemne oczy klaczy prześwietlają mnie na wylot. Pewnie przyczepi mi łatkę natręta, czy coś.
Trudno.
- Witaj - mówię uprzejmie witając się.
Nawet nie drgnęła.
- Slayer - przedstawiam się niezrażony brakiem odpowiedzi
Sode No Shirayuki?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz