- Możliwe. - wzięłam głęboki oddech żeby się uspokoić i zamknęłam oczy. Policzyłam do dziesięciu i gdy znów otworzyłam oczy byłam już ciut spokojniejsza. Nagła burza śnieżna, to nie był dobry pomysł. Spojrzałam na Slayer'a i oznajmiłam chłodno:
- I tak miałam się zbierać. Chciałam się przejść na spacer. Nie powiem ci gdzie, ale jeśli koniecznie chcesz się mnie uczepić to już twoja sprawa. - po tych słowach ruszyłam przed siebie. Ku mojemu rozczarowaniu, Slayer poszedł za mną.
- Idziemy nad Zdradliwą Przystań, prawda? - spytał po kilku minutach. Nie odpowiedziałam - Dlaczego akurat tam? - chciał wiedzieć. Zerknęłam na niego i chyba w końcu do mnie dotarło, że nie da mi spokoju przynajmniej do końca dnia.
- To droga donikąd. Tak jak moje życie. - wyjaśniłam krótko. Taka była prawda. Nie miałam celu w życiu. Tak naprawdę żyłam tylko po to, aby Stado Śnieżnej Pantery nie umarło. Kiedy dotarliśmy nad przystań, poczułam znajomy wiatr. Często tu przychodziłam. By choć przez chwilę nie dręczyło mnie to uczucie bezsilnej pustki, które wyryło się w moim sercu po śmierci moich rodziców, by choć na chwilę zapomnieć o bolesnej przeszłości i by przypomnieć sobie, dlaczego wybrałam takie życie. Nie byłam głupia. Slayer'a też coś gryzło. Jeśli chodzi o ukrywanie prawdziwych uczuć i myśli to jestem w tym ekspertką.
- Powiesz mi co cię gryzie? - spytałam nagle - Coś w sobie tłumisz. Jeśli chcesz, chętnie posłucham. - Slayer wyglądał na zdziwionego.
- Co proszę...?
- Sama nie jestem zbyt wylewna jak zauważyłeś. Nawet nie podałam ci mojego imienia. Ale jeśli chodzi o słuchanie, to nigdzie nie znajdziesz tak cierpliwej i bogatej w doświadczenia życiowe klaczy, jak ja. Wiem, że nie jestem jedyną która ma problemy osobiste, aczkolwiek nie wydaję mi się, żeby zbyt wiele koni przeżyło piekło na ziemi tak jak ja. Skoro i tak się mnie uczepiłeś to dawaj śmiało. Tylko potem nie licz na moje zwierzenia.
< Slayer? :P>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz