- Nareszcie – Usłyszałam zadowolone słowa klaczy. Przyjrzała mi się ciekawie, na co prawdopodobnie również nie zwróciłam większej uwagi. – Pięknie tu, prawda? Na pewno zaraz poczujesz się jak w domu – Zostawiła mnie z tym zapewnieniem i puściła się biegiem na samiuśki dół. Na poły staczała się, na poły zaś zbiegała, aż wreszcie stanęła u podnóża wzniesienia i wyczekująco podniosła na mnie spojrzenie. Jeszcze moment stałam bezruchu, po czym zrobiłam niepewny krok do przodu. Zaskoczona tym, że się nie ześlizgnęłam, dość nieostrożnie postawiłam kopyta nieco dalej. Natrafiłam na lodową półkę, przednie nogi rozjechały mi się w przeciwne strony, straciłam równowagę i… razem z lawiną z hukiem wylądowałam na dole. Uniosłam się na chwiejnych nogach, rozglądając w pośpiechu. Od kiedy są dwie Sunny? Potrząsnęłam łbem i jedna z nich zniknęła. Równocześnie w naszą stronę podążał inny, siwy koń.
- To wyglądało… - Nie dokończyła czupryniasta, bo przybysz ją uprzedził.
- Nic ci nie jest? – Zapytał lekko zaniepokojonym głosem. Ostatnio wszyscy zadają mi to pytanie, zacisnęłam wargi hamując gniew.
- Żyję – Odburknęłam. – Co z resztą chyba widzisz.
< Sunny? Bailando? Dokończ którym uważasz >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz