piątek, 30 września 2016

Od Midway - Cd. Contesima

Westchnęłam cicho. W sumie musiałam przyznać rację ogierowi, miał sporo racji. Miałam jednak trochę inne zdanie, szczególnie jeśli chodziło już o prawdziwie partnerski związek. Czyli taki w którym chciałabym być. Marzenie, którego nic nie zabije i którego żaden nie spełni.
- Tylko tyle? - spytałam nieco zawiedziona, choć to była tylko gra. Uważałam, że nie powinnam zmieniać się na łagodną Midway, chwalącą każdego, na lewo i prawo.
- Tylko tak odpowiesz? - parsknął również zawiedziony choć w tym przypadku nie byłam pewna odnośnie tego, czy to prawda czy nie. Spojrzałam na niego zadziornie i uśmiechnęlam się.
- Nie...Generalnie na początku to ogiery mają trudniej. - zgadzam się z nim w końcu, choć niechętnie  - Ale później to my mamy gorzej...- tu przerwalam wypowiedź, nie wiedząc czy mam kontynuować.
- Mów dalej. - polecił Contesimo, wyraźnie zaciekawiony tym co chcę powiedzieć.
Odchrząknęłam, chcąc zaciekawić go jeszcze bardziej a jednocześnie przedłużyć czas oczekiwania  - budowanie napięcia.
- Gdy już wam się uda, to my musimy później nosić nowe życie w sobie. To zarazem cudowne przeżycie jak i straszne. Nie mówiąc już o porodzie, który jest bardzo bolesny. Nawet sobie nie wyobrażasz jak bardzo...- kończę moją wypowiedź, przypominając sobie  jak to było przy Lilith.
 Wzdrygnęłam się na wspomnienie ogiera, który mi to wszystko zrobił. Rany wciąż niezagojone, krwawią i krwawią. Ból przypomina o sobie, gdy jest dobrze. Tak, aby nigdy nie było całkowicie dobrze.
-Rozumiem. - zgodzil się ze mną, co mnie zdziwiło. Spojrzałam na niego ze zdziwieniem. Chyba lubi mnie zadziwiać.
Ostatnio często przyłapuję się na częstszym patrzeniu w stronę Contesima. Zaczęłam dostrzegać w nim kogoś więcej niż przyjaciela. Zrozumiałam to podczas tamtego wypadku, gdy stracił pamięć. Pamiętam te wszystkie łzy, gdy bałam się, że z tego nie wyjdzie. Bałam się, że straciłam praktycznie najważniejszą osobę w moim życiu. Wcześniej kochałam go jako przyjaciela.
Nie mogę. Nie mogę mieć nadziei  - jesteśmy przyjaciółmi. Tylko przyjaciółmi, co na oko widać. Choć przeszliśmy dużo, to nie jest możliwe.
Boję się, że kiedyś się domyśli. W takiej sytuacji są dwa wyjścia  - albo związek albo rozerwanie więzi.
Skoro to pierwsze jest niemożliwe to...
Nie zauważyłam, kiedy łza spłynęła mi po policzku. To była okropna myśl. Nie mogłam jego stracić. Nie mogłam.
Kocham go, ale nigdy mu nie powiem. Nigdy. Nigdy. Obiecuję to sobie.
Prędzej umrę.
Tak, prędzej umrę.
Nawet gdyby znajomość się nie skończyła, coś by się zmieniło. Wkradłaby się tu podejrzliwość i pomieszalaby nam w głowach.
Choć mnie to gryzie, pożera, przypomina, ilekroć na niego spojrze, to nie mogę tego powiedzieć.
Milczenie do śmierci.
- Midway...- słyszę jego głos w oddali. Ten głos, tego, którego kocham... Choć nie powinnam...Nie mogę. Ale nie zabiję w sobie tych uczuć, bo to one są mną.
Zupełnie zapomniałam o realnym świecie. Oddałam się myślom, których dotąd nie dopuszczałam do swojej głowy.
A gdyby...gdyby nam się udało? Gdyby mnie pokochał?
Choć...Choć to niemożliwe, jednego jestem pewna. Byłabym najszczęśliwsza na świecie.
Powoli płynie kolejna łza. Nie zdaję sobie z tego sprawy, że płaczę. Dopiero wtedy to rozumiem gdy czuję ich gorzki smak na języku.
Wiem, że nie mam żadnych szans...Jestem i będę, dopóki żyję, dopóty milcze. Powoli wracam do realnego świata, choć silnie otumaniona.
- Midway! - słyszę zdecydowany głos Contesima. Zaskoczona patrzę na niego. Ile tu tak stałam i płakałam? Straciłam zupełnie poczucie czasu.
Kochany Contesimo, szkoda, że się nigdy nie dowiesz prawdy. Chyba, że coś we mnie pęknie.
- Conte...- skracam jego imię. Chyba się trzęsę. Nie chyba - na pewno.
Chciałabym się do niego przytulić. Poczuć go tak blisko.
Niemożliwe...
Milczenie do śmierci...

Contesimo?

piątek, 23 września 2016

Od Sarity - CD Altair'a

Uśmiecham się szeroko, widząc, że humor przyjaciela wrócił. Trącam go bokiem, posyłając mu uszczęśliwione spojrzenie i powoli ruszam na przód. Altair rusza za mną, śmiejąc się pod nosem.
W sumie nigdy nie było mnie trudno rozweselić. Wszystkie moje smutki, zazwyczaj z kompletnie błahych powodów, znikały równie szybko, co się pojawiały, co zapewniło mi opinię wiecznie radosnej. Gdy dorosłam, nauczyłam się nieco panować nad swoimi humorkami, jednak nie wyrosłam z optymistycznego poglądu na świat. Lubię to w sobie, fakt, że do szczęścia niewiele mi brakuje, wystarczy jeden uśmiech i wszystko nagle staje się bardziej kolorowe.
 - Trzeba chyba powoli wracać - z zamyślenia wyrywa mnie głos Altaira, który musiał zdanie powtórzyć kilka razy, abym usłyszała.
Patrzę na horyzont, na powoli zachodzące słońce, nadchodzącą ciemność i dochodzę do wniosku, że przyjaciel rzeczywiście ma racje. Pora wracać do jaskiń.
 - Tak, chyba masz rację.
Altair posyła mi zdumione spojrzenie, jakbym spadła z drzewa.
 - Co się tak patrzysz? - patrzę na niego
 - Chyba po raz pierwszy się ze mną zgodziłaś. A poza tym, byłem niemal pewien, że nagle wyskoczysz z kolejnym głupim pomysłem, który przedstawisz tak, że wyda mi się wyjątkowo atrakcyjny i się zgodzę. A ty ponownie mnie zaskakujesz i się ze mną zgadzasz. Żebyśmy spokojnie bez przygód wrócili do stada.
 - Taa... Coś chyba jest nie tak... - zamyślam się nad słowa ogiera
(Altair? nie chciało mi się pisać już końcówki, więc zostawiam tobie xd)

Od Contesimo - CD Midway

Prycham rozbawiony, słysząc jej słowa. Ogiery mają łatwiej? Kręcę pyskiem, patrząc na Midway kątem oka.
 - Chyba nie wiesz o czym mówisz.
Trąca mnie bokiem, a ja przewracam oczami.
 - Ja zawsze wiem, o czym mówię.
 - Oprócz tego momentu - uśmiecham się do niej triumfująco - Jak chcesz mogę ci przytoczyć kilka argumentów, które ci pokażę, że się ewidentnie mylisz.
 - No to dajesz. Przekonaj mnie, profesorze.
Odchrząkuję, robiąc mądrą minę, jaką, według mnie, powinni mieć mądrzy i szanowani wśród stada, konie. Midway wznosi oczy ku górze, niby modląc się o cierpliwość do mnie, jednak nie odzywa się, a ja ignorując jej zachowanie, zaczynam:
  - Argument numer jeden: Przyjęło się, że to my, faceci, powinniśmy zacząć rozmowę. Wiesz, jak trudno jest wymyślić jakiś temat, gdy chce się podejść do klaczy? Jak podejdziesz do ogiera, to inna sprawa; wystarczy, że się przedstawisz, a rozmowa się jakoś potoczy. Z klaczami jest... o kilka poziomów trudniej.
 - Ha! Nie moja wina, że klacze rozmawiają na bardziej cywilizowane tematy, a ogierom tylko jedno w głowie. - komentuje Midway. Ignoruję ją.
 - Argument numer dwa: Kto zazwyczaj musi się starać o drugą połówkę? Przygotowywać randki, brać na spacery, wymyślać niezliczone prezenty? Oczywiście, że ogiery! To wcale nie takie proste, jak się wydaje. Klaczom nie wystarczy zwykły kwiatek! To muszą być piękne, niezwykle rzadkie, albo trudno dostępne kwiaty. Klacze trzeba czymś zaskoczyć, bo inaczej wyjdzie, że się nie staramy!
(Midway? oooooo wenie chyba znudziły się wakacje!)

niedziela, 18 września 2016

Od Lilith - Cd. Tommena

Do tego momentu stałam raczej w cieniu, gdyż dzień był dość ciepły. Słońce wręcz paliło, na szczęście od czasu do czasu dawał o sobie znać lekki wiaterek. Tylko dzięki niemu było czym oddychać. Niebo było bezchmurne.
Prawdopodobnie to ostatni tak ciepły dzień. To lepiej, wolę zimę. I to zimę śnieżną a nie pluchę i deszcze na przemian. Miałam nadzieję, że w najbliższą zimę będzie więcej tego pierwszego.
Gdy Tommen się do mnie odezwał szybko wyszłam na słońce. Zmrużyłam oczy, żeby nie zostać oślepioną.
Gdy już się przyzwyczaiłam do jasności spojrzałam na niego nieufnie.
Czego on ode mnie chce? Coś kręci. Coś na pewno chce. Tylko problem, czy on wie co. Czasami trafia się na debila, który zaczepia z nudy a potem gada bez sensu. Takich to powinno się zabijać od razu. Ja potrzebuję konkretnych słów, które coś znaczą, jasnej wypowiedzi a nie piep*zenia o tym, jaka piękna pogoda.
- Czego chcesz? - mruknęłam nieprzyjemnym głosem, nie odpowiadając mu na pytanie. Coś było nie tak, czułam to.
Na chwilę zapadła cisza. Rozejrzałam się dookoła. Parę metrów od nas stał drugi ogier. Kasztanowaty samiec nas obserwował. Przeszyłam go spojrzeniem, przekazując mu, żeby się oddalił. Rzeczywiście, cofnął się parę kroków. Kontynuowalam zabijanie go wzrokiem. Nie lubiłam jak ktoś mnie obserwował. W końcu ogier poddał się i się odwrócił a ja spojrzałam w kierunku Tommena.
- Nie odpowiedziałaś mi na pytanie. - rzucił i się uśmiechnął.
Tak, zdecydowanie coś kombinuje. A mi zdecydowanie się to nie podoba. Najgorsza jest niewiedza. Nie lubię tajemnic. Zawsze wtedy muszę się dowiedzieć o co chodzi.
- Planuję wypocząć. - odpowiedziałam krótko.
Lepszy taki plan niż żaden. Takie zdanie o wiele lepiej brzmi niż zwykłe ,,nic''.
Chciałam się przejść w jakieś chłodne miejsce i poleżeć sobie. Cały dzień spędzony na rozkosznym nic nie robieniu, ot co. To było moje marzenie.
- A czemu pytasz?  - spytałam. Chciałam wiedzieć. Może chciał po prostu pogadać? Jednakże cecha jaką jest ograniczone zaufanie jest cechą potrzebną w życiu, które bywa ostro pokręcone. Brak zaufania dla tych, co mówią, że będą na zawsze.
Popatrzyłam na niego. Chyba gdzieś odpłynął myślami bo długo nie odpowiadał. Byłam ciekawa, mimo wszystko o co mu u licha chodzi. Od wczoraj zastanawiałam się nad tym czemu mnie odprowadził. Przecież w ten sposób igrał ze śmiercią. Nie był głupi, więc nie wynikało to z głupoty.
"Czego chcesz, Tommen? Przecież widzisz, że nie jestem dobra. Nie mam dla kogo. Dlaczego chcesz się ze mną zadawać?" - zastanawiam się.

Tommen?

piątek, 16 września 2016

Od Tommen'a cd. Lilith

Spojrzałem na Lilith, a następnie przeniosłem swój wzrok w stronę jej jaskini. Była znacznie mniejsza od mojej. Promienie księżyca przebijały się przez rozkołysane korony drzew, a powietrze stało się znacznie chłodniejsze. Wiedziałem, że powinienem wracać do swojej jaskini.
- Nie, to wszystko na dzisiaj - mówię parząc klaczy w oczy. Powoli się obracam i ruszam w swoją stronę. - Tak w ogóle, nie ma za co - dodaję nieco urażony, ponieważ oczekiwałem chociaż słowa "dziękuję". Jak widać nie jestem jedynym koniem, któremu nie przychodzi to z łatwością.

***

Delikatne promienie słońca zaczęły powoli wdzierać się do mojej jaskini. Z trudem przyszło mi otworzenie oczu. Nie mogę zaliczyć tej nocy do najlepszej w moim życiu. Miałem ogromne problemy, żeby zasnąć. Moje myśli krążyły w zupełnie złym kierunku.
Pierwszą czynnością, którą postanowiłem wykonać dzisiejszego dnia było zjedzenie czegoś innego niż trawy. Wiedziałem, że niedaleko polany rosną drzewa, na których można znaleźć najpiękniejsze jabłka jakie się kiedykolwiek widziało. Ruszyłem w tamtym kierunku. Moje myśli cały czas wędrowały do wczorajszego dnia. Był to zdecydowanie niezapomniany czas, chociaż niektóre aspekty z chęcią wyrzuciłbym z pamięci. Nie wiedziałem kim była Lilith, co tu robi, dlaczego jest taka, a nie inna, ale to nie były pytania, na które chciałbym znać odpowiedź. Największą zagadką był dla mnie fakt, że od wczorajszego wieczora nie mogłem przestać o nie myśleć. Chciałem się więcej dowiedzieć o jej życiu oraz na temat jej samej. Obiecałem sobie, że już nigdy nie wejdę w żadną więź emocjonalną z klaczą i postanowiłem trzymać się tej obietnicy.
- Cześć Mav - odparłem widząc przed sobą rudego ogiera. Był to jeden z nielicznych koni, z którymi faktycznie rozmawiałem. Poznaliśmy się niedawno, jednak szybko stał się on moim dobrym kolegą.
- Wyglądasz fatalnie - odburknął w odpowiedzi, po czym przeniósł swój wzrok z powrotem na jabłko, które jak przypuszczałem zerwał wcześniej. Postanowiłem do niego dołączyć, jednak po krótkiej chwili coś odwróciło moją uwagę. W oddali zobaczyłem znajomą mi już czarną postać. Była to zdecydowanie Lilith. Stała między drzewami i wydawało się, że czegoś szuka.
- Znasz ją? - zapytał Maven pokazując głową w stronę lasu.
- Można tak powiedzieć - odburknąłem, ponieważ nie chciałem się dzielić z nim pewnymi aspektami mojego życia.
- Założę się, że ona nie poleci na twoje sztuczki, jest na to za mądra - powiedział nagle patrząc na mnie z szyderczym uśmiechem. Nienawidziłem, kiedy rzucano mi wyzwanie, ponieważ moja dumna nie pozwalała mi odmówić.
- Zakład - odparłem wyniośle patrząc na ogiera. W odpowiedzi usłyszałem jedynie krótki pomruk.

- Lilith - zawołałem podchodząc do klaczy, która cały czas stała w tym samym miejscu. Spojrzała na mnie szybko, jakby chciała ocenić, czy jestem wrogiem. - Robisz coś dzisiaj? - zapytałem szybko. Klacz wydawała się zdziwiona moją odpowiedzią, ja natomiast stałem z szerokim uśmiechem.

<Lilith?>

wtorek, 13 września 2016

Od Arta - Cd. Kiary

Minęło już bardzo dużo czasu. Dzieci moje i Kiary były już niemalże dorosłe  - osiągnęły już wiek młodzieńczy. Zazdrościłem im tego; oni poznawali świat podczas gdy ja harowałem od rana do nocy. Nie miałem nawet czasu dla mojej ukochanej. Bałem się, że poczuje się zaniedbana i odrzucona, ale nie mogę tak po prostu przestać pracować. Naraziłbym się na wydalenie ze stada.
Udało mi się wyprosić znajomą z pracy, by wzięła ode mnie zmianę. W czasie tych paru godzin zamierzałem zobaczyć się z Kiarą. Tak okropnie za nią tęskniłem!
Znalazłem ją tuż przy Leśnych Wydmach. Ukochana stała ze wzrokiem wbitym w dal. Wydawała się nieobecna...
- Kiara! - zawołałem.
Oj, jak mi jej brakowało! Podbiegłem do niej i z uśmiechem przytuliłem się do niej.
- O...Jesteś. - bardziej powiedziała niż spytała. W jej głosie mogłem wyczuć delikatną złość.
- Tak. Jestem. - odpowiadam krótko.
- Jakim cudem jesteś, skoro zwykle Cię nie ma? - prychnęła.
Zaczęło się.
- Przecież wiesz, że praca zabiera dużo czasu! Muszę pracować, bo mnie wywalą! - staram się bronić choć chyba na marne. Jest zła, bardzo zła.
- Chyba nie aż tyle. Prawie się nie widujemy. - Kiara kontynuuje atak.
- I chcę to zmienić. - odzywam się zdecydowanym głosem.

Kiara?

niedziela, 11 września 2016

Od Lilith - Cd. Tommena

Bez słowa ruszam dalej. Idziemy łeb w łeb podczas gdy zastanawiam się, czemu aż tak bardzo chciał mnie odprowadzić. Ale, w sumie czy to ważne? Nie wiem, może i nie.
Dopiero po paru minutach odzywam się, nawiązując do tego co powiedział:
- Rzeczywiście, ostatnio dużo wilków czai się na terenach stada.
Nie odpowiada mi nic. W sumie, nie oczekuję odpowiedzi. To tylko stwierdzenie faktu.
- Już jesteśmy niedaleko. - mówię w końcu, widząc moją jaskinię. Nie chcę do niej wracać. Jest zimna, ciemna i samotna. Tam kryją się wspomnienia. Jak tam wejdę, znowu wszystko mnie pochłonie.
- Chcesz się o coś jeszcze spytać? - pytam

Tommen?

Od Lilith - Cd. With Me

Zlustrowałam ogiera chłodnym wzrokiem. Wyglądał bardzo źle, ale nie krył zaskoczenia. A co, myślał, że tak po prostu go zostawię? Tak, żeby wykrwawił się lub został posiłkiem paru wilków? Ostatnio wilki czaiły się w wielu miejscach. Nie zdziwiłabym się gdyby chciałby go zjeść toteż wolałam mu pomóc.
Akt miłosierdzia.
- Proszę, With Me. - odpowiadam spokojnym głosem.
Poszedł już, pewnie do lekarza. Zamierzam go później odwiedzić, może za parę dni, gdy poczuje się lepiej.
Moja jaskinia... Patrzę na swój azyl. Jest pusta, tak mi smutno, gdy w niej przebywam. Przypomina mi to, te wszystkie smutne noce, gdy płakałam z tęsknoty za With Me...
Już dość późno. Może dlatego właśnie kładę się i szybko zasypiam.

***

Rano, po szybkim śniadaniu wybiegam z jaskini. Nie jestem jeszcze do końca przytomna. Ale muszę, po prostu muszę wiedzieć co z With Me.
Szybko znajduję go, skubiącego trawę przed jaskinią medyków. Mam bardzo zamyślony wyraz pyska. Przebiega mi od razu przez myśl, że wyrósł na przystojnego ogiera.
- A, tu jesteś. Widzę, że już Ci lepiej. - staram się mówić chłodnym głosem, choć cieszę się, że wygląda lepiej.
- Martwiłaś się? - pyta.
Przewracam oczami.
- Gdyby nie ja, pewnie byś nie żył. To chyba normalne, że chciałam sprawdzić, czy dalej żyjesz. - prycham.
Choć ma rację: martwiłam się. Ale nie przyznam się do tego.

With Me?

niedziela, 4 września 2016

Od Tommen'a cd. Lilith

Patrzę na klacz, która idzie obok mnie. Jej czarna sierść prawie zlewa się z otoczeniem. Wygląda jak duch, który znalazł swe schronienie pośród drzew. Unoszę głowę ku górze. Księżyc nie oświetla nocnego nieba, dlatego lepiej widać małe, migocące światełka. Gwiazdy - intrygowały mnie one od zawsze. Moi rodzice mawiali, że są to dusze naszych zmarłych przodków. Kiedyś w to wierzyłem, jednak z biegiem czasu rzeczywistość zaczęła uderzać mnie ze wszystkich stron. Czasami pozwalam wyobrażać sobie, że te odległe, jasne punkty to naprawdę nasi zmarli bliscy. Chciałbym w to wierzyć, jednak z doświadczenia wiem, że na tym świecie możemy liczyć tylko na siebie.
- Dlaczego chciałeś mnie odprowadzić? - słyszę cichy głos, który wyrywa mnie z zamyśleń. Odwracam głowę w jej stronę. Tak naprawdę sam nie znam odpowiedzi na to pytanie.
- Zawsze jesteś taka ciekawa? - pytam z udawanym oburzeniem, mając nadzieję, że zbiję ją z tropu. Czasami robię rzeczy, których sam nie rozumiem. Zazwyczaj ich żałuję, jednak w tym momencie cieszę się, że mam koło siebie konia, do którego mogę się odezwać.
- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie - mówi dosadnie Lilith zatrzymując się w połowie kroku. Staję parę metrów przed nią. Próbuje ułożyć w myślach wiele scenariuszy, jednak widzę przed oczami wielką pustkę.
- Może dlatego, że jestem dżentelmenem? - odpowiadam odwracając się w jej stronę. Klacz patrzy na mnie z lekkiego ukosa, a jej oczy nie zdradzają żadnych emocji. W duchu gratuluję sobie, że wymyśliłem coś takiego. Z dawnego dżentelmena, którym niegdyś byłem nie zostało prawie nic. Powinienem ją zostawić i po prostu wrócić do swojej jaskini. Jest jednak coś, pewna rzecz, której nie do końca rozumiem. I właśnie ta rzecz nie pozwoliła mi zostawić klaczy samej.
- Możemy ruszać dalej, nie mam zamiaru zostać przekąską dla jakiegoś wilka - prycham i kieruje swoje spojrzenie na Lilith.

<Lilith?>