Patrzę na klacz, która idzie obok mnie. Jej czarna sierść prawie zlewa się z otoczeniem. Wygląda jak duch, który znalazł swe schronienie pośród drzew. Unoszę głowę ku górze. Księżyc nie oświetla nocnego nieba, dlatego lepiej widać małe, migocące światełka. Gwiazdy - intrygowały mnie one od zawsze. Moi rodzice mawiali, że są to dusze naszych zmarłych przodków. Kiedyś w to wierzyłem, jednak z biegiem czasu rzeczywistość zaczęła uderzać mnie ze wszystkich stron. Czasami pozwalam wyobrażać sobie, że te odległe, jasne punkty to naprawdę nasi zmarli bliscy. Chciałbym w to wierzyć, jednak z doświadczenia wiem, że na tym świecie możemy liczyć tylko na siebie.
- Dlaczego chciałeś mnie odprowadzić? - słyszę cichy głos, który wyrywa mnie z zamyśleń. Odwracam głowę w jej stronę. Tak naprawdę sam nie znam odpowiedzi na to pytanie.
- Zawsze jesteś taka ciekawa? - pytam z udawanym oburzeniem, mając nadzieję, że zbiję ją z tropu. Czasami robię rzeczy, których sam nie rozumiem. Zazwyczaj ich żałuję, jednak w tym momencie cieszę się, że mam koło siebie konia, do którego mogę się odezwać.
- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie - mówi dosadnie Lilith zatrzymując się w połowie kroku. Staję parę metrów przed nią. Próbuje ułożyć w myślach wiele scenariuszy, jednak widzę przed oczami wielką pustkę.
- Może dlatego, że jestem dżentelmenem? - odpowiadam odwracając się w jej stronę. Klacz patrzy na mnie z lekkiego ukosa, a jej oczy nie zdradzają żadnych emocji. W duchu gratuluję sobie, że wymyśliłem coś takiego. Z dawnego dżentelmena, którym niegdyś byłem nie zostało prawie nic. Powinienem ją zostawić i po prostu wrócić do swojej jaskini. Jest jednak coś, pewna rzecz, której nie do końca rozumiem. I właśnie ta rzecz nie pozwoliła mi zostawić klaczy samej.
- Możemy ruszać dalej, nie mam zamiaru zostać przekąską dla jakiegoś wilka - prycham i kieruje swoje spojrzenie na Lilith.
<Lilith?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz