Łąkę, która w lecie musi być porośnięta bujną trawą, pokrywał szron i gęsta, mleczna mgła. Pochyliłem głowę i wydychane przeze mnie ciepłe powietrze zmieszało się z tym zimnym, unoszącym się nad zmarzniętą ziemią tworząc niewielką chmurkę.
Szturchnąłem ziemię chrapami i po chwili zaczęła się z niej wydostawać mała roślinka. Uśmiechnąłem się gdy wypuściła dwa drobne listki i zatrzymała się. Najdelikatniej jak mogłem musnąłem ją chrapami, przez chwile obserwowałem przyszłą brzozę i odszedłem. Parę dni po moim przybyciu na te tereny las nawiedziła straszna wichura, która powaliła między innymi wiekową brzozę, po której do tej pory nie pozostał żaden ślad. Wiosną to, co teraz ledwie wyrasta ponad ziemię będzie już całkiem pokaźne.
Zatrzymałem się słysząc ciężki oddech, który z pewnością nie należał do konia. Nie musiałem długo czekać, aby powietrze wypełnił ostry, duszący zapach krwi.
Między drzewami pojawiła się wilcza sylwetka. Złote oczy drapieżnika zatrzymały się na mnie i przez chwilę mierzyliśmy się wzrokiem.
W pysku wilka zauważyłem bezwładnie zwisające ciało zająca, którego sierść plamiły ciemne plamy krwi. Nie interesował się mną. Był sam, poza tym wracał z polowania. Ostatni raz zmierzył mnie wzrokiem i zniknął między drzewami.
Dziwnie skonstruowany jest ten świat. Jedno musi zginąć, aby drugie przeżyło. Życie jednych zależy od drugich mimo, że przecież teoretycznie wszyscy powinni być równi. Najcenniejsze co mamy okazuje się tak kruche, że aż dziw, iż jeszcze tu stoję.
Westchnąłem i poszedłem swoją drogą wiodącą przez zmarzniętą łąkę, kiedy usłyszałem za sobą dudnienie kopyt i znajomy głos.
< Angel?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz