sobota, 28 listopada 2015

Od Rébeliona`a Qui Insorto

 Północna gwiazda błysnęła jasnym światłem w chwili, gdy złote oczy Gerathona pojawiły się w mroku nocy. Jego czarne futro zlało się z ciemnością, a cała jego sylwetka przez chwile trwała w bezruchu.
 Skuliłem uszy oczekując na to, co zrobi, o ile w ogóle raczy się ruszyć.


Wilk zmarszczył brwi i wyłonił się z ciemności i przez chwile świdrował mnie wzrokiem.
- Cierpliwość jest cnotą, którą każdy dobry przywódca powinien posiadać. - powiedział z wyraźną naganą w głosie.
 Doskonale wiedział, że nie mogę się doczekać tego, co powie i specjalnie to przedłużał. Uśmiechnął się, usiadł i spojrzał w niebo.
- Piękna dziś noc. Zastanawiam się czasem, jak to jest żyć w świadomości, że każdy widok, każde przeżycie, każda chwila może być twoją ostatnią. Gdy twoje życie trwa zaledwie tak krótko jak mgnienie oka Cognire trzeba się cieszyć wszystkim, co przyniesie los, bo to może być ostatnie, co jest ci dane.
- Zrozumiałem aluzje. Czy mógłbyś przejść do rzeczy?
- Chętnie zostałbym tu i pogawędził, ale jak już wspomniałem - śmiertelni nie mają wieczności do zmarnowania, zatem słuchaj. W czasie ostatniej pełni...
****
  Nieśmiało przekroczyłem próg jaskini Havany.
- Och, to ty, Insorto. Coś się stało? - bardziej stwierdziła niż spytała.
- Havano...odkąd tu przybyłem oboje wiedzieliśmy, że nadejdzie czas, kiedy będę musiał odejść. Dzisiejszej nocy nie spędzę na terenach Misterious Valley. Nadszedł czas, kiedy wreszcie mogę wrócić do domu i walczyć o jego wolność. Dziękuje ci za wszystko. Byłaś dla mnie jak druga matka.
 Klacz przez dłuższą chwile nie spuszczała we mnie wzroku. Gdyby nie było tak ciemno, zapewne widziałbym, co chciała mi przekazać tym spojrzeniem, ale może to i lepiej...?
- Od naszego pierwszego spotkania wiedziałam, że kiedyś w końcu stąd odejdziesz. To nie jest twój dom i nie zamierzam cię w nim trzymać. Ciesze się, że mogłam cię poznać, Rébelion. Uważaj na siebie...może jeszcze będziemy mieć okazje się spotkać...
****
 Przekroczyłem umowne granice stada i przez dłuższą chwile wpatrywałem się w Mglistą Łąkę. Miejsce, w którym wiele księżyców temu spotkałem Havane.
- Było ci tak spieszno do domu...- wybrzmiał głos w mojej głowie.
- Wciąż jest. Ale śmiertelni mają to do siebie, że pozostaje nam sentyment do takich miejsc. - odpowiedziałem, po czym dodałem szeptem - żegnaj, Misterious Valley. Żegnaj, Havano...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz