Coś mokrego nagle znalazło się na moim nosie. Drugie spadło na grzbiet, a trzecie na lewe ucho. W końcu rozpadało się na dobre. Powietrze wypełniała woń deszczu. Szedłem niechętnie przez las cały mokry. Przydałoby mi się znaleźć jakieś schronienie, ale jak na złość żadnego takiego nie było, więc byłem zmuszony iść dalej. Gdzie szedłem? Tego nikt nie wie, nawet ja sam. Na pewno gdzieś, gdzie będę mógł się potykać bez końca o co mi się będzie podobać i nikt nie będzie się śmiał. Mokre drzewa wpatrywały się we mnie niczym drapieżny ptak, który wypatruje swojej zdobyczy. Zdawało mi się, że zaraz rzucą się na mnie. Na mojej drodze nagle wyrósł ogromny korzeń. Nie zauważyłem go i runąłem na nasiąkniętą deszczem ziemię. Przez chwilę leżałem bez ruchu oczekując czyjegoś śmiechu, a potem napadu złowrogich drzew. W końcu powoli podniosłem się i cały w błocie kontynuowałem wędrówkę. Rozważałem czy nie lepiej by znaleźć jakąś przytulną jaskinię, w której mógłbym wyschnąć. Myślałem nad wszystkimi za i przeciw, aż nagle znienacka przestało padać. Tak po prostu. Zza ciemnych, burzowych chmur wyszło słońce rozświetlając wszystko swymi jasnymi promieniami. Wyszedłem na polankę i wpadłem w dużą kałużę sięgającą mi do kostek. Trochę czasu brodziłem w niej używając mojej mocy. Po chwili woda zalewała tylko niektóre miejsca tworząc piękną, dumną klacz. Była to moja matka. Tęsknię za nią. Zacząłem sobie przypominać wspomnienia z dzieciństwa, kiedy to pomagała mi i w ogóle. A potem wróciło do mnie wspomnienie, z którego powodu opuściłem rodzinne stado i otrząsnąłem się z transu. Natychmiast rysunek wrócił do swego pierwotnego stanu- wielkiej kałuży.
-A takie ładne było.-usłyszałem melodyjny głos.
Odskoczyłem przestraszony i uderzyłem się o głaz, który wyrósł tam niespodziewanie. Zawyłem z bólu i zacząłem lizać się po obolałej nodze.
-Nic ci się nie stało?-zapytała właścicielka głosu.
-Nie, jestem przyzwyczajony.-uśmiechnąłem się spostrzegając, że nie roześmiała się.
-Jestem Havana.-przedstawiła się.-A ty?
-Bailando.
-A zrobiłbyś coś jeszcze?-skinęła łbem w stronę kałuży.
-Jasne.-uśmiechnąłem się zabierając się do pracy.
Przesunąłem kopytem nad taflą wody pozwalając jej na wpływanie do małych kanalików tworzących obraz. Woda spełniła swoje zadanie i kałuża uformowała się w pięknego motyla. Widać było, że Havana jest zachwycona, dlatego dumnie uniosłem głowę.
<Havana?:3>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz