piątek, 6 listopada 2015

Od Ranne- CD. Sunny Shine- Prolog

Wyjrzawszy zza zadu czupryniastej klaczy moim oczom wystąpił naprzeciw widok rzeki, choć było to stwierdzenie przejaskrawione. Zgoła tak jakoby kałużę przyrównać do oceanu. Entuzjazm Sunny przesilił się i zamarł zupełnie. Zatem nie pragnęła ujrzeć wody, ale rzecz różną od mych przypuszczeń.
- I dobry strzelec czasem chybi – Mruknęłam pod nosem, co nie uszło jej uwadze. Mogłam wyrzec bezlik rad, które nic by nie sprawiły, a przebąknęłam jedno przysłowie i klacz postrzegła mnie krztynę życzliwiej. Tudzież czułam do niej narastającą sympatię, niejako warstwę ciepłej kołdry.
- Widzisz gdzieś tu łąkę? – Zapytała cichutko, jak dziecko, które nadal wierzy, że sen jeszcze trwa.
- Pełną koni? Wesołą? – Odpowiedziałam, przymykając oczy. Podobno wyobraziłam ją sobie w sercu. Potem tęskniłam za tym obrazkiem.
- Może dojdziemy przed zmrokiem – Powiedziała z otuchą i rozpoczęła marsz wprzód pod gasnącym słońcem. Lecz szłyśmy i szłyśmy, a wieczór zbliżał się nieubłagalnie. Zdawać by się mogło, że doprałyśmy się idealnie: ona mówi, zaś ja słucham. Wtem, kiedy mrok zżarł do cna światło dnia, ujrzałyśmy grotę wyłaniającą z ciemności się jakoby okręt zza mgły.
- Odpocznijmy w tamtej jaskini! – Zaproponowała starając się przekrzyczeć świszczący wiatr, który zerwał się tak nagle, jak tylko on to potrafi.
- Dobrze – Zgodziłam się, boć nie widziałam innego wyjścia. Parłyśmy natarczywie do upragnionego schronu, ledwie mogąc się dostrzec. Wewnątrz było wilgotno, ale naraz poczułam, że ustała wichura. Kłębki pary wydostawały się z naszych pysków i ulatywały w nicość. Nie dało się jednym spojrzeniem ocenić głębokości tego miejsca, lecz ciekawska klacz ku mojemu przestrachowi zapuściła się dalej. Głośny i rozdzierający ryk niedźwiedzia przeszył powietrze, z nagła wymieszał się ze stukotem kopyt. Stałam w miejscu dopóty, dopóki czupryniasta nie pojawiła się w zasięgu mego wzroku. Zawahała się, posyłając mi przepraszające i spłoszone spojrzenie. Stojąca na dwóch łapskach bestia byłaby ją zabiła, gdybym zaraz nie ruszyła w jej kierunku i nie załamała równowagi miśka uderzeniem. Tych parę sekund pozwoliło Sunny pozbierać się i wybiec na dwór.

< Sunny? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz