poniedziałek, 2 listopada 2015

Od Castelana - CD H. Havany

- I właśnie w tym rzecz - mruknąłem - może tylko wydaje ci się, że masz wybór? Może to, czy je spłoszysz czy nie jest już dawno przesądzone? W końcu od tego, co zrobisz może zależeć życie tych ptaków. Jeśli je przegonisz mogą odlecieć i trafić na jastrzębia, który dzięki nim wykarmi swoje młode? Wiem, że o tej porze roku już ich nie ma, ale chodzi o sam fakt, że od tego, co zrobimy może zależeć życie innych. Może wydaje nam się, że mamy na coś wpływ, podczas gdy przeznaczenie i tak jest jedno i nieświadomie je spełniamy...może te ptaki muszą zginąć, aby przeżyły młode jastrzębie, które z kolei przyczynią się do czegoś większego...wiesz, o co mi chodzi. Życie się toczy, a my z biegiem lat dalej nie wiemy, czy jesteśmy tylko pionkami w rękach losu, czy też indywidualnymi bytami...
 Po mojej głowie krążyła Viera. Dlaczego zginęła? Los odebrał jej życie tak nagle, tak niespodziewanie i tak...tak niesprawiedliwie. Byłą niewinną ofiarą w całej pokomplikowanej sprawie. Czy musiałem ją spotkać? Może to, że się na nią natknąłem miało swój cel...miałem wraz z nią dojść do niewielkiego stada, poznać konkretne konie, nauczyć się czegoś i...odejść. Czy w takim razie spotkanie z Havaną również ma być jedynie kolejną lekcją życia? Czy moje dołączenie do tego stada również jest tylko pewnym etapem drogi, czy też jej kresem?
- Gdyby nie było pytań bez odpowiedzi życie byłoby nudne - stwierdziła Havana. - Gdybyśmy wszystko wiedzieli, to po co właściwie żyć?
 Uśmiechnąłem się pod nosem. Nie tak dawno temu mówiłem to samo Fantowi, dwulatkowi z poprzedniego stada, gdy toczyliśmy podobną dyskusję. Fant już nie żyje. Zginął podobnie jak Viera - niewinna ofiara, która odeszła o całe życie za wcześnie.
- Ale ta wiedza musiałaby skądś pochodzić, a więc...- mruczałem coraz ciszej, ni to do siebie, ni do Havany.
- Hm?
- Nic, nic...tak sobie głośno rozmyślam.
 Ostatnie spojrzenie na parę wróbli, która wciąż trwała w tym samym miejscu zupełnie nie przejęta naszą obecnością i ruszyliśmy dalej, przed siebie.
 Niedaleko przed naszymi nogami wyskoczył niewielki szarak, którego przybycie uprzedził szelest suchych liści. Zarówno ja jak i moja towarzyszka odruchowo stanęliśmy, nasłuchując. Coś było nie tak...
- Dokończymy ten spacer zapoznawczy jutro. Robi się ciemno, nie chcę ryzykować spotkania z demonami...- tu posłałem jej pytające spojrzenie. W pierwszej chwili sądziłem, że albo się przejęzyczyła, albo mnie wkręca - Widzisz Cass, te tereny nie są takie zupełnie zwyczajne. Właściwie, to do zwyczajności im daleko. Każdy z nich ma w sobie magię - większą lub mniejszą, ale ma. Nie brakuje tu także duchów, demonów, zjaw i innych im podobnych.
- Wkręcasz mnie...
 Havana uśmiechnęła się tajemniczo, co tylko spowodowało, że jeszcze bardziej się wahałem, czy mówi prawdę, czy też sprawdza moją reakcję.
- Jeśli chcesz, zostań. Duchy z lasu niedaleko stąd lubią poznawać nowe konie. - nie czekając na moją odpowiedź Havana ruszyła przed siebie.
 Chwilę stałem zupełnie zdezorientowany. Delikatny wiatr potrząsał suchymi liśćmi a w lesie niedaleko stąd coś ewidentnie się przemieszczało. To koziołek. Z pewnością koziołek.
- Havciu, czekaj! - zawołałem ruszając do galopu chcąc dogonić oddaloną już klacz. - Właściwie, to nie spytałem jeszcze, czy jest dla mnie jakaś wolna jaskinia.

< Havciu? C: >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz