poniedziałek, 9 listopada 2015

Od Ikaleta - CD H. Merkucjo

 - Nie pożegnam. - powiedziałem i wbiłem wzrok w ziemie.
 Nie wyobrażałem sobie rozstania z którymkolwiek z braci, lecz jeśli muszę wybierać...
- Nie mam zamiaru pozwolić ci odejść...samemu. Jeśli ty odchodzisz, to ja idę z tobą.
Merkucjo spojrzał na mnie nie kryjąc zdziwienia.
- Myślałem...
- Myślałeś, że pozwolę ci włóczyć się samemu po świecie? O, co to, to nie! Z resztą...ja też sam zostać nie mogę, bo znowu zrobię jakieś głupstwo.
 Siwy uśmiechnął się nieśmiało, jakby nie był pewien, czy to odpowiednia reakcja.
Wiedziałem, że coś go męczy. Mnie również ta kwestia nie dawała spokoju.
****
 Kilka minut temu pożegnaliśmy się z Havaną i podziękowaliśmy za przyjęcie do stada. Klacz twierdziła, że Tay powinien już wracać, więc jeśli będziemy mieli szczęście, spotkamy go niedaleko północnej granicy.
- Tayar! - zawołałem na widok gniadej sylwetki.
 Nie owijając w bawełnę powiedzieliśmy mu, co zamierzamy zrobić. Dobrze wiedziałem, że choć widzę to tylko ja i Merkucjo ta wiadomość wstrząsnęła Tay'em.
- Idziesz z nami? - spytał Siwy.
 Tayar spuścił wzrok i po chwili ciszy pokręcił głową.
- Nie. Jeszcze nie.
 Nie drążyliśmy tematu. Musiał mieć powód, skoro nie chce odejść...jeszcze.
- To znaczy, że już się nie zobaczymy?
- Zobaczymy. Nie teraz i pewnie nie przez najbliższy czas. Ale to nie jest nasze ostatnie spotkanie. Znajdę was, możecie być pewni.
 To była nasza ostatnia w najbliższym czasie rozmowa. Nie chcąc odwlekać pożegnania ja i Merkucjo po prostu odeszliśmy znikając w lesie, a Tayar jeszcze długo stał nieruchomo  na leśnej ścieżce. Ech, choć raz chciałbym wiedzieć, co miał na myśli...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz