Uśmiechnąłem się nie kryjąc kpiny. Kolejny zakompleksiony konik chcący odreagować życie...
- Och, wybacz, czy to teraz powinienem zacząć się trząść? - spytałem mimochodem zerkając na metal, który zaczął zespalać moje nogi z podłożem.
Chyba zdziwiło go to pytanie, choć jestem pewien, że i ucieszyło. W jego oczach błysnęła radość, natomiast on sam już szykował się do odpowiedzi.
- Rozczaruje cię, ale tego nie zrobię. - moje tęczówki błysnęły na chwilę złotym blaskiem w chwili, gdy wypowiedziałem zaklęcie zbyt szybkie, aby mój rozmówca mógł to zauważyć.
Nogi karego zaczął powoli oplatać błyszczący twór.
- Moim żywiołem jest metal. Myślisz, że możesz mi zrobić jakąkolwiek krzywdę moim własnym żywiołem? - spytał wyraźnie rozbawiony.
- Nie myślę. Wiem to. Ale to, co w tej chwili krępuje twoje nogi nie jest metalem. To spiż.
Przez jego pysk przemknął cień niepokoju, jednak szybko znalazł wyjście z sytuacji. Raz jeszcze spojrzał na swoje kończyny skute nieco powyżej pęcin i w jednej chwili skuł je lodem, dzięki czemu mógł wyślizgnąć się ze spiżowej formy.
- Jesteś tu nowy, więc wybaczam ci tę bezczelność. Nie wybaczę jednak ataku. - powiedział z jadowitym uśmiechem na pysku - właściwie, po namyśle, to niczego ci nie wybaczę. Musisz znać swoje miejsce. Tu rządzę JA i tylko ja. A jeśli nie rozumiesz...cóż, nie zawaham się wytłumaczyć ci tego w bardziej cielesny sposób.
Całe jego działo zdradzało wielką chęć skoczenia na mnie i zadania ciosu, choćby najsłabszego, choć powstrzymywał się. Czekał na mój ruch, aby kontratak mógł sprawić mu jeszcze większą radość.
- Uciekanie się do tak tandetnych sztuczek jak prezentacja siły nie stawia cię w dobrym świetle. Pokazujesz mi swoje słabości. Jesteś jak otwarta księga, choć nawet o tym nie wiesz.
- Jestem koniem, który może pozbawić cię życia gdy tylko zechce. - wycedził przez zaciśnięte zęby.
Mój rozmówca widocznie tracił cierpliwość. Spodziewał się potyczki, ataku z mojej strony, a gdy nic takiego nie nastąpiło zaczął działać odruchowo, chcąc pokazać mi swój potencjał.
- Jesteś koniem, jakich wiele - mówiąc to zacząłem go okrążać - Trudne dzieciństwo? Zostałeś porzucony przez rodzinę? A potem stałeś się bezwzględną maszyną do mordowania, która w zemście wytłukła całe stado, prawda? - ponownie stanąłem naprzeciwko niego. - Klasyczna historia. Nie wiesz nawet, jak bardzo klasyczna.
Mimo, iż nie podobało mu się to, jak szybko go rozgryzłem wciąż szedł w zaparte.
- I właśnie dlatego powinieneś się mnie bać. - tu uśmiechnął się dumnie. - jeśli zechce, zabije cię bez najmniejszych skrupułów. Jestem - jak powiedziałeś - maszyną do zabijania. I dobrze wiesz, że nie zawaham się przed zabójstwem. To sprawi mi przyjemność. Moje moce mogą...
- Przechwalanie się mocami...- westchnąłem niemal teatralnie - Och, tak, to takie...przerażające. Mniemam, iż dzięki temu każdy tchórz z okolicy trzęsie przed tobą ogonem. I każdy rozumny. Zgadza się - jesteś tylko maszyną, nad którą nieznane ci siły dawno przejęły władzę. Każdy, kto ma rozum będzie cię omijał lecz nie dlatego, że czuje przed tobą strach i respekt. Twoja rodzina chciała, abyś był taki, to znaczy "zły". Zostawili cię na pastwę krainy, w której się urodziłeś, abyś uodpornił się na trudy życia i nauczył się nienawidzić, nauczył się, że ból, cierpnie i śmierć to część życia, z którą należy żyć w zgodzie. Nie uwzględnili jednak, jak słaby jesteś psychicznie i jak bardzo źle to zniesiesz. To była najgorsza i pewnie ostatnia decyzja w ich życiu.
Nie dając karemu szansy odpowiedzieć po prostu odszedłem. Szkoda tracić czasu na takiego, a przynajmniej teraz.
Mimo, iż miał ku temu okazje nie użył mocy. Mimo wszystko nie należał do najgłupszych. Wiedział, że użycie na mnie mocy zupełnie mu się nie opłaca, bo wszystko, co ja poczuję na niego zadziała ze zdwojoną mocą, choć nieco inaczej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz