Moje oczy wpatrzone były daleko w horyzont, gdzieś między wysokie sosny. Coś mi mówiło, że powinienem wstać i pójść tam, gdzie teraz patrzę, lecz chyba wciąż brakowało mi odwagi. Nie wiem dlaczego, ale byłem pewien, że jeśli tam pójdę, już tu nie wrócę.
Ostatnie promienie słońca zniknęły gdzieś za mną. Westchnąłem i spuściłem łeb. Nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że bardzo mi czegoś brakuje.
****
- Ikalet? - zawołałem u progu jaskini.
- Merkucjo? Jest środek nocy...
Jestem pewien, że nie dziwiła go moja obecność. W końcu nie pierwszy raz budzę go w środku nocy.
- Wiesz...myślałem nad...
- Jeśli zaczynasz rozmowę mówiąc "myślałem nad..." to nie streścisz tego, co masz do powiedzenia w paru zdaniach. Ech, no trudno. Chodź, nie stój tak.
Wszedłem w głąb jaskini, położyłem się i zacząłem opowiadać o swoich wątpliwościach. Z początku Ikalet słuchał mnie walcząc z sennością, później jednak trochę się ożywił.
- ...I tak sobie myślę, że to nie jest miejsce dla mnie. Chyba...chyba powinienem odejść.
Brat spojrzał na mnie nieznacznie skrzywiony, jednak musiał czuć, że już podjąłem decyzje.
- Przyszedłem się pożegnać. - mruknąłem siląc się na uśmiech. - Nie mogłem znaleźć Tay'a, pewnie znowu gdzieś się włóczy. Pożegnasz go ode mnie?
< Ikalet? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz