- Długo już tak pełźniemy? - spytałem spoglądając na powłóczącą nogami Havane. Sam zresztą robiłem to samo.
- Długo - uśmiechnęła się jakby przypomniała sobie coś zabawnego. Nie spojrzała mi w oczy, więc podejrzewam, że miało to związek ze mną. Nie pytałem. Musiałem zrobić coś głupiego na wpół śpiąc, a czego oczy nie widzą...
- A długo jeszcze będziemy...?
- Długo.
Zrobiłem minę a'la obrażony dzieciak i już więcej nie pytałem. Oboje pogrążyliśmy się w rozmyślaniach, choć myślę, że każde z nas myślało o czymś innym.
***
Szron pokrywający trawę skrzypiał pod kopytami, a łyse gałęzie potężnych drzew lekko kołysały się pod wpływem wiatru.
- Nie jest jej smutno mieszkać tak zupełnie samej? - spytałem wodząc wzrokiem po okolicy. Myślałem, że klacz do której idziemy mieszka zaraz za granicami stada, tymczasem ona wybrała życie na kompletnym odludziu pozbawionym wszelakich żywych istot. To chyba musi być strasznie smutne całymi dniami nie mieć się do kogo odezwać, pożartować, pogadać czy chociażby ochlapać wodą.
< Havcia? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz