Uniosłem wysoko łeb i rozejrzałem się. Nie zauważyłem żadnego niebezpieczeństwa, więc spokojnie opuściłem głowę, aby dalej móc się paść. Znajdowałem się na terenach niejakiego stada Mysterious Valley. Przed chwilą, Alfa - Havana, przyjęła mnie to oto tego stada. Nic ciekawego w tej historii, przyszedłem, zostałem przyjętym i teraz jem trawę.. Nudy, nie? Nie wiedziałem co ze sobą począć. Westchnąłem i porzuciwszy trawę, zacząłem wypatrywać koni. Jeden z tych dni, w których miałem dobry humor, choć takie zazwyczaj często się zdarzały. Jednak jeśli zaraz kogoś nie spotkam, będę zły i marudny, co zdarza się u mnie rzadko. Nie zauważyłem ani jednej żywej duszy, nie licząc małych zwierzątek, typu ptak czy żaba. Z nimi nie da się jednak pogadać. Chwilę jeszcze postałem sobie w tym miejscu, po czym ruszyłem z kopyta przed siebie. Nie znałem żadnych terenów, postanowiłem, że póki nikogo nie znajdę, sam coś odkryje. Biegałem cały dzień, ani żadnego konia nie spotkałem, ani żadnego ciekawego terenu. Czy wszystko obraca się przeciwko mnie? W końcu, jednak odkryłem coś ciekawego. Była to jakaś zatoka, a nad nią migały trzy planety i tysiąc gwiazd. Miejsce dla marzyciela, który lubi wpatrywać się w gwiazdy-czyli dla mnie. Spojrzałem w niebo. Gwiazdy, oznaczały dla mnie wiele. Jedna była mną, inna moją matką, trzecia siostrą, o której tylko słyszałem, a ani razu jej nie widziałem. Parę gwiazd, to członkowie stada, których nawet spotkać nie mogłem. Taki cichy i spokojny wieczór. To miejsce będzie chyba moim ulubiony. Coś czuje że często będę tu zaglądać. Mam nadzieje że czasami nie sam.
-Ech.. czyżby samotność była mi przypisana?-spytałem się jednej z gwiazd i sam sobie odpowiedziałem w głowie. Stwierdziłem że tu przenocuje. Nazajutrz, kiedy obudziłem się, ujrzałem nad sobą klacz. Po chwili spostrzegłem, że to klacz Alfa, którą miałem okazję spotkać. Szybko wstałem.
Havana?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz