- Oczywiście. Jesteś taki romantyczny!
Uśmiechnęłam się nie ciągnąc żmudnej myśli o mojej tajemnicy. I tak go w to wtajemniczę, ale nie chcę psuć sobie i jemu nastroju i powiem o tym potem.
- Więc idź za mną. Ale zamknij oczy...
Ta część bardzo mi się spodobała. Nie podglądałam, bo on mnie prowadził. Musimy uczyć się bezgranicznie sobie ufać, wtedy możemy być naprawdę szczęśliwi.
- Czy to jeszcze daleko?
Spytałam po chwili z uśmieszkiem na chrapach.
- Nie, jeszcze kilka metrów. Uwaga, na sygnał skoczymy. Niezbyt wysoko, bo przez kłodę na ziemi. I...hop!
Usłyszałam jak nasze przednie kopyta równocześnie lądują na ziemi.
- Udało się.
Szliśmy dalej. Niedaleko kazał mi już otworzyć oczy i zobaczyłam polanę, kilka pieńków i ogień. Na większych pieńkach leżały pieczone warzywa, głównie marchew. Znalazły się tam też jabłka.
- Jak tu ślicznie.
W moich niebieskich oczach odbijały się płomienie ogniska. To tak, jakby w wodzie odbijał się ogień. Usiedliśmy i zaczęłam nadgryzać jabłko.
- Muszę ci coś powiedzieć...ale nie lubię o tym mówić...
Przypomniało mi się nagle.
- Nie nalegam, ale jeśli masz kłopot to możesz mi zaufać.
Odezwał się łagodnym głosem Spartan.
- Bo...ja nie mogę mieć źrebaków. Jestem bezpłodna. Bałam się, że nie zaakceptujesz mnie przez to i nie mówiłam wcześniej...przeszkadza ci to?
Patrzyłam się prosto w jego ciemne oczy.
< Spartan?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz