Szedłem, lecz upadłem. Nogi odmawiały mi posłuszeństwa, lecz się nie poddawałem! Ocalę ją nawet, jeśli będzie to moje ostatnie zadanie w tym życiu... Dotrzymam obietnicy! Wstaję ponownie, choć z wielkim trudem. Czuję, że nogi mam jak z waty. Idę powoli i chwiejnie. Co chwilę się o coś potykałem lecz szedłem w zaparte... Wiedziałem, że jeśli się zatrzymam, to już nigdy się nie podniosę i tu umrę a wraz ze mną Midway! Nie mogłem na to pozwolić... Nie ona! Ona jeszcze nie wypełniła wszystkich swoich zadań w tym życiu... To dla niej za wcześnie! Ja już nikomu się nie przydam. Z resztą, nikomu się nie przydawałem, bo za każdym razem wędrowałem samotnie... Teraz chociaż mogę umrzeć ze świadomościom, że chociaż na coś się przydałem i że uratuję moją przyjaciółkę... Choć serce podpowiadało co innego.
Nie wiem ile minęło, ale nagle znalazłem się pod jaskinią medyka. Za mną ciągną się duże ślady mojej krwi. Ciężko dysze i w końcu upadam, a klacz razem ze mną. Serce mi wali jak szalone, choć czuję że jest coraz słabsze. a uderzenia stają się coraz bardziej chaotyczne. nagle czuję, że Midway się lekko przebudziła, więc mówię jeszcze:
- Midway... Jeśli umrę, to proszę... Żyj dalej! Żyj normalnie z kimś ważnym u Twego boku! Żyj za mnie... Żebym mógł patrzeć na świat twoimi oczyma... Żebym mógł z tamtego świata widzieć jeszcze ten piękny świat... Obiecaj mi że zaczniesz normalnie żyć, nawet jeśli umrę... Proszę... - mówię coraz bardziej zachrypnięty. Zaczynam się dławić własną krwią. Poczułem że ktoś mnie dotyka. Zdołałem jeszcze otworzyć, zamglone coraz bardziej oczy. Umieram... Czuję to! Przed sobą widzę medyków, którzy coś krzyczą miedzy sobą lecz ja nie wiem co... Próbują nas ratować, lecz ja wątpię, żeby mnie uratowali... Jestem coraz słabszy...
< Midway? Contesimo? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz