Miałam ochotę ją zniszczyć. Sprawić, że będzie cierpiała. Z początku traktowałam to jako sprawę z przeszłości lecz teraz była to czysta zabawa. Uśmiechnęłam się nieznacznie na widok jej wytrzeszczonych oczu. Czułam się w pełni sobą. Mogłam ją zabić i tu zostawić. Ona nic dla nikogo nie znaczy. Nikt jej nie potrzebuje. Chora, podła jędza.
Pochłonęła mnie żądza mordu. Po siwej sierści spłynęło parę kropel krwi. Czułam się wniebowzięta.
Zła krew płynie w nas. Scolle zabiła radość, matka jakiegoś ogiera, wujek mojego ojca. A ja zabiję Scolle i zamknę błędne koło. Tak. Właśnie na to zależy.
Milczy. Widzę, że stara się złapać oddech ale idzie jej to coraz gorzej. Jest słaba. Nareszcie. Tracę czujność, tak mnie pochłonęła chęć zabicia jej. Już niedługo.
- Co tu się...- słyszę za sobą. Odwracam się. Jakiś ogier. Przeszkadza mi. Przeszkadza nam. Mi w jej zabiciu, jej w spokojnej śmierci. Nie będę z nim dyskutować niech zjeżdża.
- Zjezdzaj stąd - mówię zjadliwie ale po chwili coś mnie odpycha od klaczy. To jednak on. Dlaczego mi nie pozwala? Przecież ona zasługuje! Przecież tak ma być!
- Odsuń się. - mówi po prostu po czym na siłę mnie odpycha
- Nie robię nic złego. - mruczę pod nosem - Ale Ty już tak. Przeszkadzasz jej w spokojnym odchodzeniu na inny świat a mi w mordowaniu. - mówię przewracając oczami.
Tommen?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz