Biła od niego wyraźna niechęć. Boa Sorte był bardziej chaotyczny. Ale w pewnym sensie ten chaos zawierała również osobowość Contesima. Akceptowałam ten chaos bo i ja nie miałam poukładanego życia.
Miałam nadzieję, że ktoś mu pomoże. Nie chciałam tracić tej przyjaźni, która zaczęła się nieprzyjaźnią.
Teraz była przyjaźnią z krwi i kości, na śmierć i życie. Na pamięć i niepamięć.
Wszedł niechętnie za szamanką do jaskini. Ta dała mi znak, że mam poczekać. Być może pobyt osoby trzeciej przy tym przeszkadzałby w całym procesie.
***
Minęło dość dużo czasu. Zaczęłam się niepokoić. Krążyłam niespokojnie, w kółko tuż przed wejściem jaskini. Wydawało mi się, że minęła cała wieczność. Brakowało mi jego. Bez niego czułam się niepełna.
Usłyszałam kroki. Nadstawiłam uszu. Po chwili ujrzałam dwa konie wynurzające się z wnętrza i ciemności jaskini.
Contesimo?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz