- Przecież.... Eh... Nieważne! Już sobie idę! - powiedziałem, odwróciłem się i zniknąłem pomiędzy drzewami. Nie rozumiałem jej złości. Gdzie kol wiek nie pójdę, wszędzie mnie odpychają... Jak widać, moim przeznaczeniem jest życie w samotności, z dala od wszystkich. Nagle do siebie wyszeptałem:
- Jak zwykle wszyscy mają mnie dosyć... - powiedziałem i przyspieszyłem.
Poczułem jak w moim sercu zagościł gniew! Straciłem przyjaciół i moją pierwszą miłość... A teraz straciłem Midway. Co dalej szykuje mi los? Może w końcu ze sobą skończę? Nie... to głupie! Ile jeszcze moja dusza musi cierpieć? Dlaczego muszę znosić takie katusze? Czy ktoś rzucił na mnie jakąś klątwę? A może ja sam jestem chodzącym problemem? To drugie jest raczej oczywiste. Nawet Midway ma mnie już dość... Pewnie się teraz na mnie jeszcze bardziej wścieka... Tak! Jestem chodzącym nieudacznikiem... Oj tato... Ja chyba nigdy nie będę mieć szczęścia w życiu tak jak ty... Pomyślałem sobie jeszcze i stanąłem w miejscu, ze wzrokiem wbitym w ziemię.
< Midway? Dramatycznie się zrobiło :P >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz