— Nie ma za co. - odparłem i lekko uniosłem kąciki ust.
— Czy w ramach tego, że uratowałeś mi życie, mogłabym cię zaprosić na kolacje? - zapytała Kazura. Zawstydziłem się, to ja powinienem ją zaprosić. Podzieliłem się tym z klaczą, i za jej długimi namowami wreszcie się zgodziłem. Nie wiem czemu, ten wieczór był dla mnie ważny. Sam fakt, że będę tam z Kazurą, która wydawała mi się wyjątkowa, był niezręczny. Nie wiem po co tak się przejmowałem, bo przecież Kazura sprawiała wrażenie, że mnie lubi.
***
Wreszcie wybiła godzina naszego spotkania. Oczywiście byłem na czas pod domem Kazury i z uśmiechem, co jest dla mnie rzadkością, przywitałem klacz. Usiedliśmy i Kazura podała... Hmmm... Nie mam pojęcia co to było, lecz bardzo mi zasmakowało. Zadowolona z siebie klacz powiedziała:
— Smakuje?
— Bardzo - odparłem, nawet nie pytałem się, co to jest. Po prostu cieszyłem się chwilą.
<Kazura?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz