W duchu już przeklinałem swoją głupotę, ale nieznajoma miała w sobie coś na kształt uroku co sprawiało, że płaszczyłem się przed nią. Nie wiem z czego to mogło wynikać. Może z jej mocy...
Podałem jej lokalizację jaskini, imię partnerki. Genialnie. Jak coś się stanie to sobie tego nie wybaczę.
Szliśmy obok siebie, nasze boki ocierały się o siebie. Czułem się i nieswojo i dziwnie...otumaniony. To odpowiednie słowo.
- Co tak milczysz, słonko? - spytała niemalże mdłym tonem klacz.
- Zastanawiam się czy dane jest mi poznać twoje imię. - odzywam się. Nie. Tego miałem nie mówić. Miałem się nią nie interesować.
Co ja robię?
Klacz zachichotała.
- No, odpowiedz. - powiedziałem stanowczo podziwiając jej ładnie ukształtowany łeb, którego kształt oznaczał kogoś inteligentnego ale i sprytnego.
Smile?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz