Wychodzę i od razu napotykam zniecierpliwione i lekko zmartwione spojrzenie Midway. Patrzę na nią poważnie, podchodzę do niej i mówię, spokojnym, opanowanym tonem:
- Przy pierwszym spotkaniu żarliśmy się niemiłosiernie, potem jednak rozmowa się rozwinęła. Obiecałem ci, że cię zaskoczę. Czy to się liczy? - pytam, uśmiechając się lekko do przyjaciółki.
Midway wydaje z siebie cichy okrzyk i przytula mnie. Śmieję się cicho i odwzajemniam uścisk.
- Pamiętasz! - szepcze klacz.
- Tak... Pamiętam... wszystko - odpowiadam cicho. Cofam się o krok, patrząc uważnie na przyjaciółkę - Midway? Czy... możemy się spotkać jutro? Ja... - biorę głęboki wdech, starając się znaleźć odpowiednie słowa - To wszystko nagle do mnie wróciło... Muszę to wszystko... przetrawić. Zbyt dawno o tym nie myślałem. Dasz mi czas? - patrzę na nią błagalnym wzrokiem
- Jasne - uśmiecha się słabo
***
Nie śpię. Nie mogę. Przez ostatnie dwa lata starałem się odsunąć od siebie... wcześniejsze życie. Starałem się zapomnieć. I mi się udało. Wreszcie odzyskałem spokój, nie myślałem o tym każdej nocy, obwiniając siebie, nie miałem koszmarów. A teraz to wszystko wróciło. Drżę, pot spływa mi po szyi, piersi. Zabiłem ich, ja jestem...
Nie. Nie jestem Boa Sorte, jestem Contesimo. Jestem silny, nigdy nikogo nie zabiłem. "Jesteś dobry" słyszę słowa Midway. Tak... jestem.
Kiedy tylko słońce wstaje, ruszam do jaskini Midway. Śpi jeszcze, więc kładę się przy wejściu i ze spokojem oglądam wschód.
(Midway?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz