Moje serce słabnie... Oddech staje się coraz bardziej płytki a klatka piersiowa, coraz wolniej się unosi... Byłem tak strasznie słaby! Straciłem ponad połowę krwi. Niemal niemożliwe jest żebym to przeżył! Jednak... Chcę żyć! Chcę dalej oglądać ten świat! Moje powieki się zamknęły i z trudem łapałem oddech. Nagle usłyszałem znajomy głos... Z przed wielu, wielu lat... Zaraz... To przecież... Czy to możliwe?! Wtedy znalazłem się w jakimś ciemnym otoczeniu a przede mną pojawił się mój ojciec Inferis!
- A więc... Nareszcie się spotykamy! Mój synu... - powiedział jak zwykle ze stoickim spokojem.
- Tato... - powiedziałem niemal przez łzy - To naprawdę Ty? To nie zwidy?
- Tak! To ja! Nie masz zwidów zapewniam cię... - powiedział z usmiechem.
- Czy ja umieram? - spytałem się go.
- I tak, i nie... - odparł niezrozumiale dla mnie.
- To znaczy? - spytałem - Jak mam to rozumieć?
Mój ojciec przekrzywił charakterystycznie głowę na bok i patrzyła na mnie cierpliwie, lecz ja nie rozumiałem, do czego zmierza. W końcu jednak postanowił się odezwać:
- Jeszcze nie umarłeś... Póki co, twoje ciało walczy o życie, a Ty, jesteś uwięziony pomiędzy dwoma światami. Światem duchów i światem żywych. To czy przeżyjesz... Zadecyduje tylko i wyłącznie, twoja wola życia i upór.
- Przecież ja chcę żyć! Tylko... - nagle urwałem.
- No właśnie! Tylko... - powiedział spokojnie - Tylko, to zwykłe słowo oznacza, że coś sprawia, że jednak chcesz odejść ze świata żywych... Coś Cię dręczy... Coś Cię gnębi... Boisz się i przed tym chcesz uciec! - mówił spokojnie, patrząc na mnie.
- To nie takie proste! - mówię w końcu z lekkim westchnieniem.
- Czemu? Co sprawia, że czujesz się zagubiony? - pyta.
- Ja... Nie wiem! - odpowiadam niemal w panice.
- Oj wiesz... Tylko jeszcze sobie nie uświadomiłeś co to jest! - powiedział z mądrością.
- Nie rozumiem... Jak mam wiedzieć co to jest, skoro sobie jeszcze tego nie uświadomiłem?! - mówię niemal z gniewem.
- Ty mi to powiedz! - odparł, jakby nigdy nic. Jednak gdy zobaczył, że nadal go nie rozumiem, odezwał się ponownie: - Eh... W takim razie... Powiedz mi co czułeś gdy ja umarłem a później twoja matka... - powiedział z naciskiem na każde słowo.
- Ból, smutek, gniew i... winę... - powiedziałem spuszczając wzrok.
- Winę za co? - pyta.
- Za to, że nic nie zrobiłem! Że nie mogłem wam jakoś pomóc! - wyrzucam z siebie.
- Czemu tak myślisz? Przecież to nie Twoja wina! Nic nie mogłeś na to poradzić...
- Tak mi was brakuje... - powiedziałem w końcu.
- A widzisz! Czyli jest jeszcze tęsknota! Chcesz odejść do świata umarłych bo Ci nas brakuje... Jednak i jednocześnie powstrzymuje... Powiesz mi co to takiego? Bądź kto to taki? - pyta.
- Cóż... Jest taka jedna osoba... Jednak... - urwałem.
- Jednak co? - naciska.
Wzdycham głośno. Nie wiem jak to ubrać słowa i powiedzieć mu o Midway! O klaczy która mnie nie kocha... Lecz ja kocham ją! Zdołałem się już częściowo z tą myślą oswoić i przyzwyczajać się, że będziemy prawdopodobnie tylko przyjaciółmi... Jednak... Ciężko mi było nadal o tym, w ten sposób myśleć. Nagle z zamyśleń, wyrwał mnie mój ojciec:
- Odpowiesz mi wreszcie? - odezwał się.
- Jest taka jedna klacz... - mówię w końcu - Tylko, że nie wiem, co o tym wszystkim myśleć! - mówię niemal zrozpaczony.
- Arot... - mówi nagle moje imię, co świadczyło, że zaraz wygłosi mi wykład - Nie możesz kogoś zmusić, żeby Cię pokochał! Daj jej czas, a może zmieni zdanie! Lecz jednak, jeśli tego nie zrobi... Musisz się z tym pogodzić! Nie możesz jej otrzymać na siłę przy sobie! Boisz się że ją stracisz, tak jak swoją matkę, dlatego czujesz niepewność! Czas zamknąć tamten rozdział i ruszyć dalej... Pytanie tylko... Czy Ty nadal tego chcesz? - pyta w końcu.
- Sam nie wiem... - mówię w końcu. - Wiem że masz rację tato... Jednak... Tak bardzo mi ciężko!
- Nikt nie mówił, że w życiu będzie łatwo! Arot... Będziesz miał jeszcze czas, aby wejść do świata zmarłych! Póki co, skup się na życiu! Nie przekreślaj wszystkiego tylko dlatego, że coś nie idzie, po Twojej myśli! - mówi w końcu.
- Masz rację... - przyznaję, choć niechętnie. - Co teraz ze mną będzie? - pytam.
- Skoro chcesz żyć... To będziesz żył! Twoje ciało, jet obecnie w jaskini jednego z medyków, razem z klaczą, o której mi mówiłeś... Twój stan jest krytyczny, lecz stabilny. Leżysz już tak jakieś dwa tygodnie...
- CO?! Podczas, gdy rozmawialiśmy, minęły już dwa tygodnie?!!! - pytam z niedowierzaniem.
- Zapamiętaj! W królestwie zmarłych, nie ma czegoś takiego jak czas... Wszystko jest tutaj w harmonii, a dwa świat, pozostają ze sobą w równowadze, choć kruchej!
- A jak Midway?! Co z nią?!!! - pytam zdenerwowany.
- Z nią wszystko w porządku! Lecz tylko tyle mogę Ci powiedzieć... - powiedział tajemniczo - A teraz! Wracaj do swojego ciała! - powiedział, po czym rozpłynął się w powietrzu! A ja nagle zacząłem spadać w czarną otchłań... Która wydawała się nie mieć końca... Czy też dna! I wtedy, nagle otworzyłem oczy... Słońce mnie lekko oślepiło a po ciele przeszedł ból...
< Midway? :P >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz