Biegnę. Biegnę, kopyta rytmicznie uderzają o wilgotną ziemię, wzbijają kurz. Grzywa opada mi na oczy, prycham i potrząsam pyskiem, by pozbyć się mokrych od potu kosmyków. Wiatr popędza mnie, wiejąc w tą samą stronę, co ja biegnę. Nie myślę. Nie myślę. Nie myślę. Biegnę. Biegnę przed siebie, uciekam od rzeczywistości. Jestem u siebie. Jestem w moim świecie. Świecie z dzieciństwa, wyimaginowanym, magicznym, idealnym. Śmieję się, a mój głos unosi się nad drzewami, płoszy stado ptaków, które z krzykiem wznoszą się w powietrze. Oddycham coraz szybciej, serce przyspiesza, nogi nie zatrzymują się. Biegnę i jestem szczęśliwa. W moim małym świecie.
I nagle słyszę tętent kopyt. Nie moich. Rozglądam się wokół siebie, nie zwalniając. Widzę kilkanaście metrów od siebie sylwetkę konia, również cwałującego w tym samym kierunku co ja. Prycham, przyjmując nieme wyzwanie. Będę pierwsza. Przyspieszam.
Po chwili jestem na miejscu, a obcy koń wbiega na plażę zaraz za mną. Ja jednak nie zatrzymuję się, tylko wbiegam do cudownie chłodnej i orzeźwiającej wody. Zanurzam się cała, czując jak napięcie po wysiłku znika, woda koi nadwyrężone miejsca, pochłania mnie, otacza. Pociąga na dno, woła mnie... Wynurzam się, łapiąc powietrze. Dopiero teraz pozwalam sobie spojrzeć na konia, który dołączył się do mojego biegu. Teraz spokojnie stoi po pęciny w wodzie i pije krystalicznie czystą wodę. To ogier, kary i mocno zbudowany. Na oko nieco wyższy ode mnie, a gdy podnosi pysk i patrzy na mnie widzę w jego oczach radosną iskierkę. Uśmiecham się, potrząsając pyskiem. Powoli ruszam ku niemu.
- Kim jesteś? - pytam, zaciekawiona
- Royal du Cha'verne - przedstawia się, odwzajemniając uśmiech - A ty?
- Sarita - odpieram spokojnie, przyglądając się nieznajomemu - Pierwszy raz cię widzę, niedawno dołączyłeś do stada, czy za rzadko wychodzę z mojej jaskini, by lepiej poznać członków?
(Royal?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz