czwartek, 4 sierpnia 2016

Od Annabeth

Uśmiechnęłam się szeroko. Po dwóch latach nareszcie znalazłam stado, któro zechciało mnie przyjąć! Byłam taka szczęśliwa!
— Witamy w naszym stadzie! — powiedziała klacz. Nieśmiało podniosłam na nią oczy. — Bardzo mi miło!
Zawstydziłam się. Przestąpiłam z nogi na nogę, a następnie szybko dodałam:
— Nie, to mi jest miło, bo to pierwsze stado, które mnie przyjęło! Stanowisko już obrałam, więc... jeszcze raz dziękuję.
Zajęłam się pracą. Wyszłam na jedno z większych wzgórz i spokojnie obserwowałam otoczenie. Ślicznie tu! Potrząsnęłam głową. Moja biała grzywa powędrowała ustalonym torem: góra-dół, góra-dół.
Rozglądałam się. Ujrzałam tylko inne konie galopujące po bezkresnym terytorium stada. Kilka młodych koni bawiło się ze sobą.
Niedługo miało zajść słońce, co wcale nie oznaczało zmiany warty. Jedna trwała dwanaście godzin, co oznaczało, że kończyła się o północy, a po niej zaczynała się o dwunastej w dzień.
Usłyszałam za sobą tętent kopyt. Odwróciłam się delikatnie i ujrzałam kasztanowatego konia.
— Nowa?
Ktokolwiek?
Takie... Takie... Takie... Mdłe to wyszło ://

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz