Milczę. Lustruję uważnym, badawczym wzrokiem klacz, szukając czegoś, co mogłoby mi dać dowód na to, że kłamie. Jednak nie mogę nic znaleźć. Mówi prawdę.
- Co ja zrobiłem, że tak o mnie walczysz? - pytam w końcu cicho
- Jesteś moim przyjacielem, Contesimo. - mówi, po czym dodaje: - Boa Sorte. A przyjaciele sobie pomagają. Nie zostawię cię.
Znów zapada cisza, podczas której próbuję pojąć sens słów wypowiedzianych przez klacz. Naprawdę aż tak się zmieniłem? Z emocjonalnego młodego konia w kogoś, na kim można polegać? W przyjaciela?
- Jesteś dobry, Boa Sorte - mówi do mnie, tym razem posługując się moim prawdziwym imieniem.
Patrzę na nią, widzę niemą prośbę w jej oczach. Żebym wszystko sobie przypomniał. Żebym nie wątpił w naszą przyjaźń.
- Byłem... jestem - krzywię się, nie wiedząc jak się wypowiedzieć - Jestem tutaj szczęśliwy?
- Tak - odpowiada bez wahania
- To chodźmy do kogoś, kto może coś poradzić na moją... amnezję - odpowiadam, nadal niepewny, czy robię dobrze
(Midway?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz