Coś... Coś w jej głosie karze mi zaufać klaczy. Przez chwilę milczę, zastanawiając się, co właściwie pamiętam.
- Krew. Pamiętam krew. I strach, straszliwy, obezwładniający strach, który kazał mi biec. Jak najszybciej, jak najdalej od prawdy. Od wszystkiego co zostawiłem... A potem pamiętam ból i ciemność. I tyle - patrzę z powagą na klacz, jednak nie na długo, bo po chwili nagle wszystko mnie zalewa. Matka, ojciec, Brave, Isabell... We krwi, rozszarpane ciała, ten gniew, wściekłość, rządza mordu. A później... Bieg, tak zabójczy jak śmierć. Ból w nogach, drżenie ze zmęczenia, mimo wszystko nadal nie tak odczuwalne jak myśl, że jestem... - Jestem mordercą - Mój wzrok ponownie pada na klacz, która patrzy na mnie z dziwnym strachem. Moje spojrzenie, pełne bólu, błagania o pomoc i jej - zdezorientowane się spotykają.
- Jestem mordercą... - powtarzam, przerażony swoimi własnymi słowami. Głos mi drży, oddech przyspiesza.
(Midway?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz