Z rezygnacją opuściłam głowę i położyłam się pod starą, powykrzywianą ze starości dziką jabłonią. Dziś zupełnie nie miałam siły na dalszą podróż, szczególnie przez tak dziwne miejsce.
Dopiero teraz odezwał się ból we wszystkich mięśniach, w pełni dało o sobie znać zmęczenie, i to, o czym tak bardzo chciałam zapomnieć. Zacisnęłam powieki chcąc odpędzić od siebie złe wspomnienie.
Bałam się. Znowu ogarniało mnie przerażenie.
To miejsce miało w sobie coś, co budziło we mnie długo skrywany, wewnętrzny lęk, jednocześnie cała aura polany sprawiała, że łatwiej mi było się wyciszyć.
Nie mogłam spać.
Mimo całego zmęczenia i desperackiego pragnienia snu, które towarzyszyły mi od dawna, teraz zupełnie nie mogłam odpłynąć w objęcia Morfeusza.
Kiedy tylko zamykałam oczy i znużenie brało nade mną górę, w głowie ożywały wspomnienia sprzed wielu dni.
Nie chciałam ich, za każdym razem próbowałam się przed nimi bronić, zapomnieć, za wszelką cenę wyprzeć z pamięci...
Przed oczami stanęła mi sylwetka brata odchodzącego z grupą młodych wojowników. Jego wesołe oczy, ostatnie posłane mi spojrzenie. Nieme podziękowanie.
Matka. Jej przepełniony smutkiem wzrok i delikatny uśmiech na pysku.
I ojciec. Ostatnie, co pamiętam to jego ciało padające z hukiem na ziemię. Chciał nas bronić. Chciał tylko ratować swoją rodzinę.
Czy naprawdę chcę zapomnieć?
Może tylko to sobie wmawiam?
Po co z tym walczę? Przecież dobrze wiem, że te obrazy zostaną ze mną do końca życia.
Żal ściska mi gardło, gdy oczami wyobraźni widzę szydercze uśmiechy tych, którzy wiele dni temu napadli na nasz dom. Ich chwiejne kroki i odurzone spojrzenia.
W jednej chwili wraca wszystko, co towarzyszyło mi tamtego dnia. Wszystkie emocje ożywają i każą mi na nowo przeżywać tamten horror. Znaleźli mnie.
Nie.
Nie. Nie. Nie.
Nie pozwolę.
Nigdy więcej.
Nigdy więcej nie będę bezbronna.
***
Poprzedniej nocy znowu nie spałam. Nie mogłam.
Włóczyłam się jak pusta, pozbawiona wnętrza skorupa o nieobecnym spojrzeniu.
Nie starałam się już obrać żadnego konkretnego kierunku. Po co? I tak do niczego mnie to nie doprowadzi.
- Co tu robisz? - słyszę za sobą czyjś głos.
Moje ciało odruchowo napina się. Nie spodziewałam się zastać tu nikogo. Przez chwilę rozważałam ucieczkę, jednak szybko zrozumiałam, że jeśli stojący za mną podejmie gonitwę, złapie mnie bez trudu. Jestem zbyt słaba, aby uciec.
Nie chciałam, tak bardzo nie chciałam nikogo widzieć. Odwracam się powoli i wbijam pełne gniewu spojrzenie w ciemną sylwetkę. Mokra grzywka opada mi na oczy, a całe ciało jest w gotowości. Do czego? Ucieczki, obrony...walki?
Nie wiem, dlaczego, ale utożsamiam tego konia z krzywdą, jaka mnie spotkała. Wiem, że nie powinnam, ale w tej chwili nie potrafię myśleć inaczej. W tej chwili nie potrafię w ogóle myśleć racjonalnie. Zbyt wiele przeżyć, zbyt mało snu, zbyt wiele gniewu.
- Nie powinno cię to obchodzić. - rzucam chłodno, powstrzymując gniew, którym chętnie przepełniłabym tą wypowiedź. Wiem jednak, że to może mnie zgubić.
< Ktoś? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz