Uśmiechnąłem się tylko do niej lekko. Była troszkę zwariowana na swój sposób, co sprawiało że wydawała się jeszcze bardziej interesującym koniem. Po chwili klacz chciała wstać lecz nie mogła... Gdy tylko próbowała postawić nogę, ból jej to skutecznie uniemożliwił. Krzyknęła po chwili a oczy zaszły mgłą. Z oczu poleciały łzy a po chwili zaczynała się powoli osuwać na ziemię, balansując między jawą a rzeczywistościom.
W ostatniej chwili ją złapałem, bo jeszcze by się uderzyła o kamień w głowę. Westchnąłem lekko i zarzuciłem ją sobie na grzbiet. Lekko jęknęła. Otwarte złamanie nie należało do łatwych ran... Trzeba było nastawić kość i ją unieruchomić, a następnie szybko oczyścić ranę. Klacz po chwili straciła przytomność. Poszedłem więc do swojej jaskini, gdzie mogłem ją opatrzyć.
***
Po godzinie skończyłem opatrywać jej rany. Użyłem magii, żeby rana szybciej się goiła lecz nie wyleczyłem jej do końca, gdyż wiedziałem, że rany lepiej się goją gdy organizm sam próbuje się wyleczyć. Zdążyłem poinformować alfę, że Annabeth nie będzie mogła przez jakiś czas pełnić swojej służby... Gdy wróciłem, zacząłem przygotowywać klaczy napój, który obniży jej gorączkę i pomoże odzyskać jej siły. Zioła zdobyłem od zielarek, które poleciły i dały mi właśnie takie rośliny. Nagle usłyszałem jęknięcie. Spojrzałem za siebie i zobaczyłem, że klacz zaczyna się budzić.
< Annabeth? ;3 >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz