Patrzę na klacz. Wygląda dziwnie znajomo, ten głos, ten blask w oczach... Znam ją? Mrugam kilka razy, starając się odzyskać jasność umysłu. Nie wiem co się stało. Nie pamiętam... Nie pamiętam nic.
- O czym ty mówisz? - szepczę cicho, patrząc na nią uważnie.
Zamiera. Z otwartym pyskiem, gotowa odpyskować na moją odpowiedź, z szeroko otwartymi oczami zastyga w przerażeniu. Mierzymy się wzrokiem, starając się przejrzeć myśli drugiego. Nie wiem czemu, serce coraz szybciej mi bije.
- Co? - w końcu z siebie wydusza - Contesimo... Nie żartuj sobie, proszę...
- Nie nazywam się Contesimo. Musiałaś mnie z kimś pomylić - mówię, kręcąc pyskiem. Nic nie rozumiem. Jak tutaj się znalazłem? - Mam na imię Boa Sorte.
Klacz wydaje się... rozgniewana. I zdezorientowana. I nagle wybucha śmiechem.
- Nieźle, prawie ci się udało mnie nabrać. A teraz powiedz mi, co ci strzeliło do łba, żeby wskakiwać tam do wody? - spytała, nadal rozbawiona. Widząc moje zmieszanie, dodaje jeszcze: - Contesimo.
Wymawia to imię z akcentem, patrzy na mnie i oczekuje odpowiedzi. Ale ja nie mogę jej dać. Nie wiem co się dzieje. Co pamiętam? Pamiętam, że biegłem, biegłem przerażony, zostawiając trupy mojej rodziny i członków stada. Moja rodzina...
- Nazywam się Boa Sorte i nie wiem co się dzieje... - głos zamiera mi w gardle, patrzę na klacz z przerażeniem - Jak się tu znalazłem? I kim w ogóle jesteś?
(Midway? XD)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz