— Kurka, co ja robiłam?!
Usiłowałam sobie przypomnieć, co się ze mną stało. Ach… Jakieś coś mnie zaatakowało, po czym straciłam przytomność… A, i jeszcze była ta mał… był Soleado, który jakimś magicznym sposobem zaniósł mnie do swojego domku w skale. Przepraszam! Przytulnego domku w skale.
Stęknęłam. Cały czas leżałam, wpatrując się w zieloną przestrzeń. Obraz już na dobre mi się wyostrzył. Próbowałam wstać, podnieść się, cokolwiek, jednak potem rozpaczliwie wracałam do pierwotnej pozycji, gdyż ból nadal był nie do zniesienia.
— No, to teraz sobie odpocznę… — powiedziałam cicho, po czym otworzyłam szerzej oczy. Przez chwilę walczyłam z sobą, czy wstać, czy po prostu odejść, ale przegonił mnie głos.
— W takim stanie nigdzie nie pójdziesz.
Podniosłam delikatnie głowę. Nade mną stał Soleado, uśmiechnięty, badająco wpatrując się we mnie. Ruchem łba zasugerowałam, żeby coś powiedział, bo ja nie miałam na razie żadnego pretekstu do rozmowy.
— Ech… Ja… Miałaś złamanie otwarte po zaatakowaniu wil…
— Ale to on na mnie skoczył!
Moja kwestia skończyła się niepohamowanym śmiechem Soleado. Po chwili też sobie uświadomiłam, co powiedziałam, dlatego szybko dodałam:
— Znaczy… zleciał z nie… z drzewa, jak jakiś kleszcz czy inny… pajączkowaty — dodałam z niepewnością.
— No, zaczynasz gadać do rzeczy — uśmiechnął się. — A to cię czyni bardziej… ciekawą.
Uśmiechnęłam się w duszy i przymknęłam oczy. Nie minęła minuta, a zasnęłam i widziałam siebie, wędrującą po lesie jak napuszony paw.
Usiłowałam sobie przypomnieć, co się ze mną stało. Ach… Jakieś coś mnie zaatakowało, po czym straciłam przytomność… A, i jeszcze była ta mał… był Soleado, który jakimś magicznym sposobem zaniósł mnie do swojego domku w skale. Przepraszam! Przytulnego domku w skale.
Stęknęłam. Cały czas leżałam, wpatrując się w zieloną przestrzeń. Obraz już na dobre mi się wyostrzył. Próbowałam wstać, podnieść się, cokolwiek, jednak potem rozpaczliwie wracałam do pierwotnej pozycji, gdyż ból nadal był nie do zniesienia.
— No, to teraz sobie odpocznę… — powiedziałam cicho, po czym otworzyłam szerzej oczy. Przez chwilę walczyłam z sobą, czy wstać, czy po prostu odejść, ale przegonił mnie głos.
— W takim stanie nigdzie nie pójdziesz.
Podniosłam delikatnie głowę. Nade mną stał Soleado, uśmiechnięty, badająco wpatrując się we mnie. Ruchem łba zasugerowałam, żeby coś powiedział, bo ja nie miałam na razie żadnego pretekstu do rozmowy.
— Ech… Ja… Miałaś złamanie otwarte po zaatakowaniu wil…
— Ale to on na mnie skoczył!
Moja kwestia skończyła się niepohamowanym śmiechem Soleado. Po chwili też sobie uświadomiłam, co powiedziałam, dlatego szybko dodałam:
— Znaczy… zleciał z nie… z drzewa, jak jakiś kleszcz czy inny… pajączkowaty — dodałam z niepewnością.
— No, zaczynasz gadać do rzeczy — uśmiechnął się. — A to cię czyni bardziej… ciekawą.
Uśmiechnęłam się w duszy i przymknęłam oczy. Nie minęła minuta, a zasnęłam i widziałam siebie, wędrującą po lesie jak napuszony paw.
Soleado?
PS Ona jest chyba taka... dziwna przez to, że mi coś na młodość... odbija xD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz