Zerwał się północny wiatr. Drzewa zafalowały, jakby tańczyły z tym ogromnym podmuchem powietrza. Jednak ja nie myślałem o tym, co dzieje się wokół mnie, mój umysł skoncentrowany był na czymś o wiele ważniejszym. W myślach starałem wymyślić coś sensownego, jakąś wypowiedź. Po chwili objąłem klacz błogim wzrokiem i powiedziałem na jednym wydechu:
- Lilith, ty chyba żartujesz... Jak ja mógłbym to wszystko robiąc cię nie kochać? Jesteś w moim życiu wyjątkowa. Kocham cię i nadal żałuję, że cię opuściłem.
Nastała chwila ciszy. Dłużyła się ona jednak niezmiernie. Lilith wbiła wzrok w ziemię chyba zamyślając się i podnosząc głowę co jakiś czas. Jednak co wydawało mi się, że klacz chce coś powiedzieć, ta znów wbijała wzrok w zszarzałą trawę. Niewielka polanka w środku boru nieopodal Leśnych Wydm zszarzała nagle. Zrobiło się ciemno. Od Wydm dzieliło nasz kilkanaście kroków galopu. Lilith zerwała się w galop. Zdezorientowany podbiegłem za klaczą.
- Co się dzieje?
Spytałem.
- Ludzie... - syknęła klacz łypiąc na mnie białkami. Obejrzałem się w tył i nagle dostałem strzałą w nogę. Strzała dosłownie przeszyła moją nogę, objął ją całkowity paraliż. Strach i ból nie dawały za wygraną. Biegłem wlekąc jedną nogę, starałem się nie tracić oddechu. Myślałem tylko o tym, żeby przetrwać ten wyścig. Kilkakrotnie wyprzedziłem Lilith, docierając już do Leśnych Wydm. Usłyszałem głos klaczy. Z tego co zrozumiałem, ludzie zrezygnowali z pogoni. Ujrzałem pierwszą z wydm. Padłem na piasek wycieńczony i sparaliżowany strachem i bólem. Powieki zaczynały mi drgać i ciężko opadać. Szybkim ruchem zębów odłamałem kawałek strzały z jednej strony. Chciałem wyciągnąć ją z drugiej strony lecz nie miałem już tyle siły. Strzała ominęła kość, ale poważnie uszkodziła mięsień. Zacząłem krwawić. Spojrzałem bezradnie na Lilith i straciłem przytomność.
***
Obudził mnie nagły ból. Wydarłem się na całą...jaskinię? Tak, teraz byłem w jaskini. Ciepłej, rozświetlonej ogniem. Obok mnie nachyliła się drobna klacz. Trzymała w pysku drugi kawałek strzały. Krew sączyła mi się z rany dość mocno, zawinąłem wokół kończyny wielki liść surmii. Po momencie odpoczynku próbowałem wstać. Postawiłem dwie przednie nogi, lewą tylną i zachwiałem się lekko na ranną tylną prawą. Popatrzyłem na Lilith wzrokiem pełnym wdzięczności.
- Dziękuję Ci, Lilith. - powiedziałem słabo i udałem się w stronę jaskini medyków.
<Lilith?>
środa, 31 sierpnia 2016
wtorek, 30 sierpnia 2016
Od Ryuu - Cd. Falki
Patrzyłem się w rozgwieżdżone niebo. Czułem się jakby gwiazdy mówiły coś do mnie, ale jakby językiem niemym. Językiem, którego nie dane byłoby mi zrozumieć.
Po chwili tuż obok mojego ucha pojawił się Marlo i cicho wyszeptał:
- Gwiazdy cieszą się ze wspólnego spotkania. I ze wspólnej rozmowy.
Jak zwykle do końca go nie rozumiałem ale w sumie lubiłem tą jego tajemniczość. Czy nie za to go właśnie lubiłem? Choć na pewno nie tylko za to.
- Gdyby tylko mówiły tym językiem co ja... - powiedziałem ze smutkiem - Chciałbym rozumieć ich mowę. Pewnie dużo wiedzą o świecie. - dodałem z zazdrością. Tak bardzo chciałbym posiąść wiedzę, którą one zapewne mają.
- Wiedzą tyle, co nic i tyle co wszystko. - odparł niezrozumiale mój przewodnik - Świat to rozległy temat. W niektórych kwestiach wiedzą wszystko, w innych zaś nic. - starał się wytłumaczyć.
Gwiazdy...odlegli nauczyciele. Niemi. Ale patrząc w gwiazdy zaczynam rozumieć co miał Marlo na myśli, mówiąc o wspólnej rozmowie. One przekazują mi wiele, ale tego jeszcze nie jestem świadom.
Kiedyś zrozumiem. Ale nigdy nie będę wiedział wszystkiego. Nikt tego nie wie.
- Masz rację. - mówię choć Marlo już zniknął. Zamiast tego odezwała się siwa klacz, która wciąż leżała nieopodal, również wpatrując się w gwiazdy. Teraz jednak obserwowała mnie ponieważ moje ostatnie słowa były słyszalne także dla niej.
- Mówiłeś coś? - spytała spokojnym głosem. Choć nie widziałem wyrazu jej pyska byłem wręcz pewien, że się uśmiecha. Niepokoił mnie ten uśmiech u niej. Ale może jest po prostu radosną osobą? Przecież ja się nie znam na innych. Może to normalne. Może jest po prostu miła.
- I tak, i nie. - odpowiadam równie niejasno jak ma w zwyczaju mój przewodnik. Powinienem się chyba poprawić i właśnie tak zamierzałem zrobić. Tylko szukałem słów. Jak jej odpowiedzieć?
- Tak, ale nie do Ciebie. - to zupełnie nie polepszało mojej sytuacji; oprócz nas nie było tu żadnego innego konia. Mimo wszystko byłem ciekaw jej reakcji więc powiedziałem tak a nie inaczej, jakby w eksperymencie.
Falka?
Od Lilith - Cd. With Me
W sumie mimo tego, że mnie irytował, delikatne granie na jego nerwach mnie bawiło. Ale jednocześnie było mi go żal i chciałam go przytulić. Z trzeciej strony byłam nieufna i wolałam się trzymać od wszystkich z daleka.
Jedna klacz, trzy twarze. W jak wariatka, K jak kochającą i N jak nieufna.
Po chwili usłyszałam kroki za sobą i syknęłam, nawet nie patrząc za siebie:
- Spadaj!
W zaśmiała się głośnym śmiechem, K zaczęła płakać, myśląc o tym czy poczuł się zraniony a N przygladala się wszystkiemu z ogromną nieufnością. Szkoda, że cała scenka rozegrała się w środku mnie. Wychodzi na to, że mam roztrojenie jaźni. Rozwarstwienie osobowości.
- Ty się zupełnie nie dajesz oswoić. - powiedział z wyrzutem With Me - Czy Ty w ogóle tego chcesz?
- A Ty? - odwracam pytanie - Czy Ty w ogóle mnie kochasz i chcesz w to brnąć? - pytam, odwracając się do niego i lustrując go spojrzeniem
With Me?
Jedna klacz, trzy twarze. W jak wariatka, K jak kochającą i N jak nieufna.
Po chwili usłyszałam kroki za sobą i syknęłam, nawet nie patrząc za siebie:
- Spadaj!
W zaśmiała się głośnym śmiechem, K zaczęła płakać, myśląc o tym czy poczuł się zraniony a N przygladala się wszystkiemu z ogromną nieufnością. Szkoda, że cała scenka rozegrała się w środku mnie. Wychodzi na to, że mam roztrojenie jaźni. Rozwarstwienie osobowości.
- Ty się zupełnie nie dajesz oswoić. - powiedział z wyrzutem With Me - Czy Ty w ogóle tego chcesz?
- A Ty? - odwracam pytanie - Czy Ty w ogóle mnie kochasz i chcesz w to brnąć? - pytam, odwracając się do niego i lustrując go spojrzeniem
With Me?
Od Lilith - Cd. Tommena
Zatrzymuję się. Czy on naprawdę chce mnie odprowadzić? Przecież niedawno co chciałam go zabić...Choć teraz już nie chcę. Nie jest naiwny, więc tu nie chodzi o to. Więc o co? Zaintrygował mnie Tommen i powód dla którego nie dał mi tak po prostu odejść.
- Czemu? - pytam niestety nerwowym głosem, nie starając się go podeprzeć stanowczością. Odpowiedziałam tak typowo, bez dłuższego zastanawiania się. Nietypowe dla mnie.
Chyba go zbiłam z tropu. Spokojnie, mam czas.
- Tak po prostu. - powiedział w końcu. Cóż, nie takiej odpowiedzi się spodziewałam, ale przynajmniej coś powiedział.
Pokiwałam w zamyśleniu głową i po chwili odpowiedziałam:
- Jeśli chcesz.
Nie otrzymałam odpowiedzi, więc ruszyłam przed siebie. Po chwili usłyszałam za sobą niepewne kroki. Czyli jednak się zdecydował.
Unoszę głowę i patrzę na niebo, już ciemne. Ciekawe, czy dzisiaj na niebie będą gwiazdy. Uwielbiam na nie patrzeć. Gwiazdy to jak niespełnione marzenia - odrzucasz je, są za daleko ale co noc sobie o nich przypominasz. Gwiazdy są też jak przyjaciele, którzy nas opuścili. Takie odległe i piękne...
Po chwili przenoszę wzrok na ogiera, który już dogonił mnie i zrównał się ze mną. I zadaję pytanie, które ciągle krąży mi w głowie:
- Dlaczego chciałeś mnie odprowadzić?
Tommen?
- Czemu? - pytam niestety nerwowym głosem, nie starając się go podeprzeć stanowczością. Odpowiedziałam tak typowo, bez dłuższego zastanawiania się. Nietypowe dla mnie.
Chyba go zbiłam z tropu. Spokojnie, mam czas.
- Tak po prostu. - powiedział w końcu. Cóż, nie takiej odpowiedzi się spodziewałam, ale przynajmniej coś powiedział.
Pokiwałam w zamyśleniu głową i po chwili odpowiedziałam:
- Jeśli chcesz.
Nie otrzymałam odpowiedzi, więc ruszyłam przed siebie. Po chwili usłyszałam za sobą niepewne kroki. Czyli jednak się zdecydował.
Unoszę głowę i patrzę na niebo, już ciemne. Ciekawe, czy dzisiaj na niebie będą gwiazdy. Uwielbiam na nie patrzeć. Gwiazdy to jak niespełnione marzenia - odrzucasz je, są za daleko ale co noc sobie o nich przypominasz. Gwiazdy są też jak przyjaciele, którzy nas opuścili. Takie odległe i piękne...
Po chwili przenoszę wzrok na ogiera, który już dogonił mnie i zrównał się ze mną. I zadaję pytanie, które ciągle krąży mi w głowie:
- Dlaczego chciałeś mnie odprowadzić?
Tommen?
Od Midway - Cd. Contesima
Wychodziło na to, że i ja i on nie mieliśmy nikogo a powstrzymywał nas ten sam strach - przed odrzuceniem. Może był jednak trochę inny, ale tak można było to nazwać.
- Cierpimy więc na tą samą chorobę. - mówię z delikatnym uśmiechem - Ale gwarantuję Ci, jesteś w lepszej sytuacji. Szybciej znajdziesz kogoś. - dodaję z pewnością.
Musiało go to trochę zdziwić, a lubiłam go zadziwiać.
- Niby czemu? - spytał, unosząc głowę i przyglądając mi się ze zdziwieniem. Udało się.
- Jestem dość nieprzyjemna na początku. Sam pamiętasz. I ciągle się boję, chociaż coraz mniej ogierow. - dziwnie tak przyznawać się przy ogierze, ale to nie byle jaki ogier. To Contesimo - mój przyjaciel.
-Poza tym ogiery mają łatwiej. - kończę mój wywód po dłuższej chwili milczenia.
Contesimo?
- Cierpimy więc na tą samą chorobę. - mówię z delikatnym uśmiechem - Ale gwarantuję Ci, jesteś w lepszej sytuacji. Szybciej znajdziesz kogoś. - dodaję z pewnością.
Musiało go to trochę zdziwić, a lubiłam go zadziwiać.
- Niby czemu? - spytał, unosząc głowę i przyglądając mi się ze zdziwieniem. Udało się.
- Jestem dość nieprzyjemna na początku. Sam pamiętasz. I ciągle się boję, chociaż coraz mniej ogierow. - dziwnie tak przyznawać się przy ogierze, ale to nie byle jaki ogier. To Contesimo - mój przyjaciel.
-Poza tym ogiery mają łatwiej. - kończę mój wywód po dłuższej chwili milczenia.
Contesimo?
Od Tommen'a cd. Lilith
Przyglądałem się klaczy z udawaną powagą na pysku. Tak naprawdę bardzo zaskoczyło mnie to, co powiedziała przed chwilą. Nie była tą samą klaczą, którą zobaczyłem za pierwszym razem. Właściwie nie zostało z niej kompletnie nic.
Zacząłem się zastanawiać jaka ona jest naprawdę. Każdy z nas przybiera w swoim życiu wiele masek. Niektórzy wolą ukrywać swoje uczucia, inni zaś obnosić się z nimi jak tylko możliwe. Byłem ciekaw jaką maskę przybiera kara klacz stojąca dosłownie metr przede mną.
- Żyję, staram się, jednak jest to znacznie trudniejsze od tego, co mówili mi rodzice - prycham po czym kieruję swój wzrok w stronę klaczy - w każdym razie, dziękuję za radę... - przerywam na chwilę, ponieważ uświadamiam sobie, że nie znam jej imienia - Jak brzmi Twoje imię? - pytam nagle, bez jakiegokolwiek zastanowienia. Klacz patrzy na mnie z lekkim zaskoczeniem, po czym unosi głowę, jakby chciała się zaprezentować z jak najlepszej strony. Tak wygląda znacznie lepiej. Jest bardzo postawna, a jej grzywa lekko powiewa na chłodnym wietrze. Unoszę głowę ku górze. Niebo zaczyna przybierać szarawy kolor. Nie wiem ile czasu spędziłem tutaj, jednak noc powoli zaczyna wkradać się do naszego świata.
- Lilith - przerywa mi cichy głos, jakby westchnięcie. Kieruje swój wzrok w przód i napotykam równie zmieszane spojrzenie.
- Lilith - bardziej stwierdzam niż pytam. Klacz lekko uchyla głowę w geście potwierdzenia.
- Tommen - rzucam w formie wymiany. Obydwoje wpatrujemy się w siebie i przyswajając wszystko, co do tej pory miało miejsce. Z całą pewnością jest ona jedną z najciekawszych klaczy jaką miałem okazję poznać. Moje myśli plączą się w mojej głowie niczym nici, a ja sam nie wiem co mam robić. Nie jest mi to dobrze znana sytuacja.
- Ściemnia się - stwierdza Lilith unosząc głowę ku niebu, które w tym momencie ma już odcień granatu.
- Powinnaś wracać, noc nie jest bezpieczna dla istot takich jak my - mówię spokojnie nie spuszczając wzroku z nocnego nieba - Chociaż o twojej osobie mógłbym spekulować - dodaję z nieco stłumionym uśmiechem.
- Dobranoc Tommen - odpowiada tylko, po czym odwraca się i zaczyna znikać pomiędzy drzewami. Wpatruję się w miejsce, gdzie przed chwilą stała. Dlaczego to wszystko nie daje mi spokoju?
- Poczekaj - wołam, gdy dostrzegam ciemną sylwetkę. - Mogę Cię odprowadzić? - pytam niepewnie, ponieważ sam do końca nie wiem, co robię.
<Lilith?>
Zacząłem się zastanawiać jaka ona jest naprawdę. Każdy z nas przybiera w swoim życiu wiele masek. Niektórzy wolą ukrywać swoje uczucia, inni zaś obnosić się z nimi jak tylko możliwe. Byłem ciekaw jaką maskę przybiera kara klacz stojąca dosłownie metr przede mną.
- Żyję, staram się, jednak jest to znacznie trudniejsze od tego, co mówili mi rodzice - prycham po czym kieruję swój wzrok w stronę klaczy - w każdym razie, dziękuję za radę... - przerywam na chwilę, ponieważ uświadamiam sobie, że nie znam jej imienia - Jak brzmi Twoje imię? - pytam nagle, bez jakiegokolwiek zastanowienia. Klacz patrzy na mnie z lekkim zaskoczeniem, po czym unosi głowę, jakby chciała się zaprezentować z jak najlepszej strony. Tak wygląda znacznie lepiej. Jest bardzo postawna, a jej grzywa lekko powiewa na chłodnym wietrze. Unoszę głowę ku górze. Niebo zaczyna przybierać szarawy kolor. Nie wiem ile czasu spędziłem tutaj, jednak noc powoli zaczyna wkradać się do naszego świata.
- Lilith - przerywa mi cichy głos, jakby westchnięcie. Kieruje swój wzrok w przód i napotykam równie zmieszane spojrzenie.
- Lilith - bardziej stwierdzam niż pytam. Klacz lekko uchyla głowę w geście potwierdzenia.
- Tommen - rzucam w formie wymiany. Obydwoje wpatrujemy się w siebie i przyswajając wszystko, co do tej pory miało miejsce. Z całą pewnością jest ona jedną z najciekawszych klaczy jaką miałem okazję poznać. Moje myśli plączą się w mojej głowie niczym nici, a ja sam nie wiem co mam robić. Nie jest mi to dobrze znana sytuacja.
- Ściemnia się - stwierdza Lilith unosząc głowę ku niebu, które w tym momencie ma już odcień granatu.
- Powinnaś wracać, noc nie jest bezpieczna dla istot takich jak my - mówię spokojnie nie spuszczając wzroku z nocnego nieba - Chociaż o twojej osobie mógłbym spekulować - dodaję z nieco stłumionym uśmiechem.
- Dobranoc Tommen - odpowiada tylko, po czym odwraca się i zaczyna znikać pomiędzy drzewami. Wpatruję się w miejsce, gdzie przed chwilą stała. Dlaczego to wszystko nie daje mi spokoju?
- Poczekaj - wołam, gdy dostrzegam ciemną sylwetkę. - Mogę Cię odprowadzić? - pytam niepewnie, ponieważ sam do końca nie wiem, co robię.
<Lilith?>
Od With Me CD Lilith
Nie, to nie była Lilith z dawnych czasów. Oswoić ją...teraz to niemal niemożliwe. Przecież ona nie ufa już nikomu. Nie mogę jednak dać jej czasu, stanie się aspołeczna, wtedy nie będzie myśleć o znajomych, co dopiero miłość... Jeżeli zależy mi na niej, muszę szybko zadziałać. Zrobić coś całkiem sprzecznego z jej naturą. Popatrzyłem na Lilith. Poważna, ponura panienka. Więc jedyne co zrobiłem to uśmiechnąłem się i odpowiedziałem:
- Zależy czy chcesz być oswojoną. - tu nastała kolejna chwila ciszy.
- Nie muszę chcieć. - syknęła z irytacją w głosie Lilith.
- Owszem, nie musisz, ale ja nie chcę tylko cię 'oswoić', to też musisz wziąć pod uwagę. - tutaj koślawy uśmiech przebiegł przez pyszczek klaczy, jednak zdołała się opanować emocje.
- Pogadamy jak mnie oswoisz. - mruknęła tylko, przewróciła oczyma i odwróciła się zmierzając w inną stronę. - O ile to zrobisz. - Miałem bardzo pozytywne podejście co do jej oswajania. Z mojego pyska nie schodził pełny uśmiech, pogalopowałem za odchodzącą klaczą.
- Chcę chwili spokoju, zrozum. - powiedziała z wyrzutem w moją stronę.
- Ale chciałem jeszcze się pożegnać. - przybliżyłem do niej głowę i już miałem ją przytulić.
- Nie.
- Ja cię tu oswajam. - Spojrzała na mnie wrogo - Ale jak nie chcesz to nie zmuszam.
Odszedłem kilka kroków w tył. Nagle zacząłem podążać wzrokiem za Lilith.
- CO ZNOWU? - warknęła
- Ładna grzywa, a ta róża jest niemal boska. - Lilith zrzuciła ją z grzywy, po chwili mojej nieuwagi ostrożnie ją podniosła.
- Wiesz co? Dziękuję, że mi zerwałeś tego kwiatka i wsadziłeś w grzywę, ale na prawdę, irytujesz mnie. - Wypaliła ze wściekłością.
- Nie denerwuj się kochanie, do jutra. - Odpowiedziałem.
- Nie tak szybko z tym 'kochanie'!
- Miałaś się nie denerwować.
- Ech... - westchnęła klacz i odbiegła w swoją stronę.
<Lilith?>
- Zależy czy chcesz być oswojoną. - tu nastała kolejna chwila ciszy.
- Nie muszę chcieć. - syknęła z irytacją w głosie Lilith.
- Owszem, nie musisz, ale ja nie chcę tylko cię 'oswoić', to też musisz wziąć pod uwagę. - tutaj koślawy uśmiech przebiegł przez pyszczek klaczy, jednak zdołała się opanować emocje.
- Pogadamy jak mnie oswoisz. - mruknęła tylko, przewróciła oczyma i odwróciła się zmierzając w inną stronę. - O ile to zrobisz. - Miałem bardzo pozytywne podejście co do jej oswajania. Z mojego pyska nie schodził pełny uśmiech, pogalopowałem za odchodzącą klaczą.
- Chcę chwili spokoju, zrozum. - powiedziała z wyrzutem w moją stronę.
- Ale chciałem jeszcze się pożegnać. - przybliżyłem do niej głowę i już miałem ją przytulić.
- Nie.
- Ja cię tu oswajam. - Spojrzała na mnie wrogo - Ale jak nie chcesz to nie zmuszam.
Odszedłem kilka kroków w tył. Nagle zacząłem podążać wzrokiem za Lilith.
- CO ZNOWU? - warknęła
- Ładna grzywa, a ta róża jest niemal boska. - Lilith zrzuciła ją z grzywy, po chwili mojej nieuwagi ostrożnie ją podniosła.
- Wiesz co? Dziękuję, że mi zerwałeś tego kwiatka i wsadziłeś w grzywę, ale na prawdę, irytujesz mnie. - Wypaliła ze wściekłością.
- Nie denerwuj się kochanie, do jutra. - Odpowiedziałem.
- Nie tak szybko z tym 'kochanie'!
- Miałaś się nie denerwować.
- Ech... - westchnęła klacz i odbiegła w swoją stronę.
<Lilith?>
Od Lilith - Cd. Tommen
Przyglądam się ogierowi z zainteresowaniem. Rzeczywiście, nie był głupi, więc teraz zrobiło mi się jeszcze żal na myśl, że mało brakowało do tego bym go zabiła. Nie miałam mu o dziwo za złe, że dawał mi rady. Wygląda na to, że się uspokoiłam. Cieszyło mnie to.
- Dziękuję. - odezwałam się z ledwo słyszalną wdzięcznością
Ogier pokiwał głową, jakby chciał powiedzieć ,,Nie ma za co". Już chciał odchodzić, ale zatrzymalam go proszącym wzrokiem. Popatrzył na mnie pytająco.
- A Ty...- zaczęłam i po chwili zamilkłam nie wiedząc co chcę powiedzieć - Żyj. Znajdź coś aby żyć. Nie zaslugujesz na śmierć. - powiedziałam bardzo cicho, lecz pewnie to słyszał.
Tommen?
- Dziękuję. - odezwałam się z ledwo słyszalną wdzięcznością
Ogier pokiwał głową, jakby chciał powiedzieć ,,Nie ma za co". Już chciał odchodzić, ale zatrzymalam go proszącym wzrokiem. Popatrzył na mnie pytająco.
- A Ty...- zaczęłam i po chwili zamilkłam nie wiedząc co chcę powiedzieć - Żyj. Znajdź coś aby żyć. Nie zaslugujesz na śmierć. - powiedziałam bardzo cicho, lecz pewnie to słyszał.
Tommen?
Od Lilith - Cd. With Me
Oj, With Me...Zjawił się w niewłaściwym momencie. Trochę za późno. Gdzie był, kiedy go szukałam? Może właśnie przylazł by mi powiedzieć, że ma inną? Czy którakolwiek by chciała...
Nie, dość. Nie mogę myśleć o nim źle, przecież to on. Przecież to mój chłopak.
Ale mnie zostawił, zostawił jak wszyscy, wtedy gdy go potrzebowałam!
- A Ty mnie jeszcze kochasz? Czy Ty w ogóle mnie znasz? - ignoruję jego pytanie, zadaję mu swoje, patrząc mu w oczy przenikliwie.
Wszyscy odeszli. Arkadia, Sunny Shine, on, jego siostra. Zostałam opuszczona.
- Lilith...- szepnął cicho.
Nagle zapragnęłam go przytulić ale po chwili zbeształam się za tą myśl. Wszystko się zmieniło, choć ja dalej...
- Nie odpowiedziałeś. - syknęłam - Zostawiłeś mnie. Jak wszyscy.
Podszedł jeszcze bliżej. Popatrzył się na mnie ze smutkiem. Jakby myślał, że to koniec.
- Czy jest jakaś szansa? - pyta jeszcze ciszej
- Oswoić znaczy stworzyć więzy i pielęgnować je. A nie odejść bez słowa i zaniedbać. Jeśli Ty mnie jeszcze kochasz, to mnie oswój, na nowo. - odpowiedziałam ze smutkiem w głosie.
Tęskniłam za nim, ale nie byłam pewna czy potrafię mu na nowo zaufać. Czy komukolwiek potrafię ufać...
With Me?
Nie, dość. Nie mogę myśleć o nim źle, przecież to on. Przecież to mój chłopak.
Ale mnie zostawił, zostawił jak wszyscy, wtedy gdy go potrzebowałam!
- A Ty mnie jeszcze kochasz? Czy Ty w ogóle mnie znasz? - ignoruję jego pytanie, zadaję mu swoje, patrząc mu w oczy przenikliwie.
Wszyscy odeszli. Arkadia, Sunny Shine, on, jego siostra. Zostałam opuszczona.
- Lilith...- szepnął cicho.
Nagle zapragnęłam go przytulić ale po chwili zbeształam się za tą myśl. Wszystko się zmieniło, choć ja dalej...
- Nie odpowiedziałeś. - syknęłam - Zostawiłeś mnie. Jak wszyscy.
Podszedł jeszcze bliżej. Popatrzył się na mnie ze smutkiem. Jakby myślał, że to koniec.
- Czy jest jakaś szansa? - pyta jeszcze ciszej
- Oswoić znaczy stworzyć więzy i pielęgnować je. A nie odejść bez słowa i zaniedbać. Jeśli Ty mnie jeszcze kochasz, to mnie oswój, na nowo. - odpowiedziałam ze smutkiem w głosie.
Tęskniłam za nim, ale nie byłam pewna czy potrafię mu na nowo zaufać. Czy komukolwiek potrafię ufać...
With Me?
Od With Me CD Lilith
Całe wakacje spędziłem poza stadem. Razem z siostrą, lecz Black odeszła w poszukiwaniu szczęścia. Jak powiedziała - wreszcie dorosła, chce założyć rodzinę. Ale ja nie mogłem odejść. Przy stadzie trzymało mnie coś, a raczej ktoś dla mnie bardzo ważny. Ale czy ona jeszcze mnie kocha? Przecież to była źrebięca miłość, nie wiem czy Lilith...ale ja tak. I spróbuję nas jakoś do siebie znów przybliżyć. Mam teraz już zawód, więc korzystając z ostatnich dni wakacji, kiedy pracowałem 'na żądanie', mógłbym coś zrobić dla mojej ukochanej. Co prawda, zmieniłem się nieco, wyglądem jak i charakterem, ona pewnie też, ale czy to może jej przeszkadzać? Co dziwne, strasznie pociemniała mi grzywa, myślałem, że wyrosnę na pięknego kasztanka, a tu klops...jestem gniady. Ale Lilith z pewnością pozostała tą samą, piękną karą klaczą. Chodziłem bezradnie po okolicach stada. Po drodze zerwałem kilka dziko rosnących, pięknych róż. Zachwycił mnie ich zapach, jak żadnych innych kwiatów. Może i nieco mdły, ale delikatnie słodki, taki romantyczny. Szukałem Lilith, albo kogoś, kto mógłby ją widzieć. Wtem zobaczyłem silnie zbudowanego ogiera, wyższego ode mnie o kilka centymetrów. Obok niego stała karej maści klacz arabska. Moje oczy zaświeciły blaskiem uczuć. Nie zważając na ogiera, podszedłem do drobnej arabki. Ta popatrzyła na mnie zdumiona.
- Lilith? - spytałem po dość długiej chwili męczącej ciszy. Klacz jakby nagle drgnęła. Podeszła do mnie kilka kroków.
- Nie wierzę...bardzo się zmieniłeś, With. - wyszeptała, ani trochę speszona. Nic na te słowa nie odpowiedziałem, tylko odwróciłem się. W moich zębach nadal trzymałem różę. Nachyliłem głowę i delikatnie położyłem ją w grzywie mojej...właśnie...
- Lilith, mam takie małe pytanie, Ty...kochasz mnie jeszcze?
Spojrzałem z bólem w oczy klaczy. Spodziewałem się, że nie będzie to dla mnie dobra wiadomość, z pewnością znalazła kogoś innego. Od pewnego czasu widziałem w oczach klaczy jakby dziwną furię, to już nie była moja słodka Lilith...
<Lilith?>
- Lilith? - spytałem po dość długiej chwili męczącej ciszy. Klacz jakby nagle drgnęła. Podeszła do mnie kilka kroków.
- Nie wierzę...bardzo się zmieniłeś, With. - wyszeptała, ani trochę speszona. Nic na te słowa nie odpowiedziałem, tylko odwróciłem się. W moich zębach nadal trzymałem różę. Nachyliłem głowę i delikatnie położyłem ją w grzywie mojej...właśnie...
- Lilith, mam takie małe pytanie, Ty...kochasz mnie jeszcze?
Spojrzałem z bólem w oczy klaczy. Spodziewałem się, że nie będzie to dla mnie dobra wiadomość, z pewnością znalazła kogoś innego. Od pewnego czasu widziałem w oczach klaczy jakby dziwną furię, to już nie była moja słodka Lilith...
<Lilith?>
Od Smile - CD Tyriona
Rozbawiona nie patrzę na ogiera. Mój wzrok kieruje się w stronę jaskini, która nagle wyrosła między nami, a w cieniu widzę sylwetkę konia. Uśmiecham się do siebie w duchu. Jesteśmy na miejscu.
- Powiem ci, słonko - mówię cichym, uwodzącym tonem.
Podchodzę do ogiera, patrząc mu w oczy. Gdy dzielą nas zaledwie centymetry, całuję go mocno, wręcz agresywnie, a on... no, cóż, odwzajemnia pocałunek. Śmieję się cichutko, odrywam się od niego i mówię głośniej, tak, aby klacz w jaskini wszystko dokładnie usłyszała.
- Kochasz mnie?
Nie odpowiada, jednak ja ciągnę dalej:
- Ja ciebie też kocham, słonko. Daj sobie spokój z Lune Onestą. Ona cię zatrzymuje, ja ci dam wolność. Sam tak przecież mówiłeś...
Cmokam go jeszcze szybko w usta, odwracam się i ruszam. Na mój pysk wykwita triumfujący uśmiech, gdy słyszę za sobą krzyk i płacz klaczy. Oh, jaka tragedia. Aż serce się kraja...
(Tyrion?)
- Powiem ci, słonko - mówię cichym, uwodzącym tonem.
Podchodzę do ogiera, patrząc mu w oczy. Gdy dzielą nas zaledwie centymetry, całuję go mocno, wręcz agresywnie, a on... no, cóż, odwzajemnia pocałunek. Śmieję się cichutko, odrywam się od niego i mówię głośniej, tak, aby klacz w jaskini wszystko dokładnie usłyszała.
- Kochasz mnie?
Nie odpowiada, jednak ja ciągnę dalej:
- Ja ciebie też kocham, słonko. Daj sobie spokój z Lune Onestą. Ona cię zatrzymuje, ja ci dam wolność. Sam tak przecież mówiłeś...
Cmokam go jeszcze szybko w usta, odwracam się i ruszam. Na mój pysk wykwita triumfujący uśmiech, gdy słyszę za sobą krzyk i płacz klaczy. Oh, jaka tragedia. Aż serce się kraja...
(Tyrion?)
poniedziałek, 29 sierpnia 2016
Od Contesimo - CD Midway
Uśmiecham się lekko do Midway, wiedząc, że właśnie tego potrzebuje. Zrozumienia. Wsparcia.
- Myślę, że nawet jeśli coś do ciebie czuje bez wzajemności, zostanie przy tobie. Jeśli to dobry przyjaciel, na pewno zostanie. Tak jak ja - mrugam do niej porozumiewawczo.
Prycha, rozbawiona lekko. Potrząsa pyskiem i patrzy na mnie pytająco.
- A co z tobą? - pyta, trącając mnie bokiem - Masz już może kogoś na oku?
- W stadzie jest dużo pięknych klaczy, ale szczerze mówiąc, zbyt długo nie integrowałem się ze stadem. Nie wiem kto jest z kim, kto jaki jest... Ale nie, nie mam nikogo na oku. - wzdycham - Chociaż chciałbym. Mimo wszystko nie zmieniłem się aż tak bardzo. Kiedyś uwielbiałem być w centrum uwagi i szczerze mówiąc... trochę mi tego brakuje.
- Więc co cię powstrzymuje?
- Strach? Chyba tak. Boję się, że znowu zrobię coś głupiego - parskam śmiechem, w którym nie ma nic śmiesznego - A chciałbym przestać się bać.
- Nikt nie lubi się bać.
- Jestem raczej z tych, co nie tolerują strachu u siebie - uśmiecham się do niej lekko, chcąc rozluźnić trochę atmosferę.
(Midway?)
- Myślę, że nawet jeśli coś do ciebie czuje bez wzajemności, zostanie przy tobie. Jeśli to dobry przyjaciel, na pewno zostanie. Tak jak ja - mrugam do niej porozumiewawczo.
Prycha, rozbawiona lekko. Potrząsa pyskiem i patrzy na mnie pytająco.
- A co z tobą? - pyta, trącając mnie bokiem - Masz już może kogoś na oku?
- W stadzie jest dużo pięknych klaczy, ale szczerze mówiąc, zbyt długo nie integrowałem się ze stadem. Nie wiem kto jest z kim, kto jaki jest... Ale nie, nie mam nikogo na oku. - wzdycham - Chociaż chciałbym. Mimo wszystko nie zmieniłem się aż tak bardzo. Kiedyś uwielbiałem być w centrum uwagi i szczerze mówiąc... trochę mi tego brakuje.
- Więc co cię powstrzymuje?
- Strach? Chyba tak. Boję się, że znowu zrobię coś głupiego - parskam śmiechem, w którym nie ma nic śmiesznego - A chciałbym przestać się bać.
- Nikt nie lubi się bać.
- Jestem raczej z tych, co nie tolerują strachu u siebie - uśmiecham się do niej lekko, chcąc rozluźnić trochę atmosferę.
(Midway?)
niedziela, 28 sierpnia 2016
Od Tommen'a cd. Lilith
- Tommen widziałeś swoją siostrę? - zapytała moja mama patrząc na mnie z dziwnym niepokojem. Rozejrzałem się dookoła. Ja również nie widziałem Malay'i od paru dni. Na początku wszyscy myśleliśmy, że to tylko chwilowa nieobecność spowodowana jej młodzieńczym buntem, jednak w tym momencie cała moja rodzina była niezwykle zaniepokojona.
- Nie - odparłem tak cicho, że sam ledwie się słyszałem. Mój głos przepełniony był bólem, a serce powoli pękało na małe kawałeczki. Moja siostra była ostatnią istotą, która trzymała mnie w tym stadzie oraz dawała mi szczęście. Nie potrafiłem zrozumieć dlaczego uciekła ze swoim ówczesnym chłopakiem. Myślałem, że jestem dla niej równie ważny jak ona dla mnie.
Mijał czwarty miesiąc mojej wędrówki. Zawsze powtarzano mi, że nadzieja umiera ostatnia i należy się jej trzymać niczym ostatniej deski ratunku. Moja powoli zaczynała wygasać, niczym płomień, który został zalany przez deszcz. Straciłem wszystko, rodzinę, stado, moje dawne życie, a także część samego siebie. Nie potrafię już nawet poukładać moich myśli w jedną całość. Wszystko w co do tej pory wierzyłem, co uważałem za pewne po prostu przepadło.
- Odjedź... - słyszę cichy głos, który powoli sprowadza mnie do rzeczywistości. Przed sobą widzę znajomą karą klacz, która niczym nie przypomina tej, którą zobaczyłem kilkanaście minut temu.
- A to czemu? - mówię automatycznie. Te słowa same wydostają się z moich ust, są przepełnione uczuciami, które wróciły do mnie w moich myślach.
- Bo nie zasługujesz na to. po prostu wracaj do swoich zajęć. Ja... - urywa nagle, po czym kieruje swój wzrok w ziemię. Nieudolnie usiłuję zrozumieć to, co dzieje się w tym momencie. - Zapomnij o tym, co widziałeś - odpowiada cicho, a jej głos jest nieco głośniejszy od szeptu. Stoję jak skamieniały wpatrując się w karą klacz, która wydaje się jakby obca.
- Myślałem, że tego chciałaś... - urywam w środku zdania, ponieważ nie wiem co chcę powiedzieć. Wszystko to zostawiło mętlik w mojej przepełnionej myślami głowie. Może klacz miała rację... Może powinienem skoczyć z tamtego klifu i po prostu się uwolnić... Uwolnić od tego wszystkiego, czego nie mogę zostawić za sobą. Chciałbym zacząć nowe życie, jednak moja przeszłość zasłania nadchodzącą przyszłość.
- Spróbuj nie żyć nienawiścią - mówię nagle, a klacz unosi głowę. Nasze spojrzenia się kieruje. - Łatwo jest się w życiu pogubić, a jest ono zbyt krótkie, żeby je zmarnować. - dodaję już ciszej.
<Lilith?>
- Nie - odparłem tak cicho, że sam ledwie się słyszałem. Mój głos przepełniony był bólem, a serce powoli pękało na małe kawałeczki. Moja siostra była ostatnią istotą, która trzymała mnie w tym stadzie oraz dawała mi szczęście. Nie potrafiłem zrozumieć dlaczego uciekła ze swoim ówczesnym chłopakiem. Myślałem, że jestem dla niej równie ważny jak ona dla mnie.
Mijał czwarty miesiąc mojej wędrówki. Zawsze powtarzano mi, że nadzieja umiera ostatnia i należy się jej trzymać niczym ostatniej deski ratunku. Moja powoli zaczynała wygasać, niczym płomień, który został zalany przez deszcz. Straciłem wszystko, rodzinę, stado, moje dawne życie, a także część samego siebie. Nie potrafię już nawet poukładać moich myśli w jedną całość. Wszystko w co do tej pory wierzyłem, co uważałem za pewne po prostu przepadło.
- Odjedź... - słyszę cichy głos, który powoli sprowadza mnie do rzeczywistości. Przed sobą widzę znajomą karą klacz, która niczym nie przypomina tej, którą zobaczyłem kilkanaście minut temu.
- A to czemu? - mówię automatycznie. Te słowa same wydostają się z moich ust, są przepełnione uczuciami, które wróciły do mnie w moich myślach.
- Bo nie zasługujesz na to. po prostu wracaj do swoich zajęć. Ja... - urywa nagle, po czym kieruje swój wzrok w ziemię. Nieudolnie usiłuję zrozumieć to, co dzieje się w tym momencie. - Zapomnij o tym, co widziałeś - odpowiada cicho, a jej głos jest nieco głośniejszy od szeptu. Stoję jak skamieniały wpatrując się w karą klacz, która wydaje się jakby obca.
- Myślałem, że tego chciałaś... - urywam w środku zdania, ponieważ nie wiem co chcę powiedzieć. Wszystko to zostawiło mętlik w mojej przepełnionej myślami głowie. Może klacz miała rację... Może powinienem skoczyć z tamtego klifu i po prostu się uwolnić... Uwolnić od tego wszystkiego, czego nie mogę zostawić za sobą. Chciałbym zacząć nowe życie, jednak moja przeszłość zasłania nadchodzącą przyszłość.
- Spróbuj nie żyć nienawiścią - mówię nagle, a klacz unosi głowę. Nasze spojrzenia się kieruje. - Łatwo jest się w życiu pogubić, a jest ono zbyt krótkie, żeby je zmarnować. - dodaję już ciszej.
<Lilith?>
Od Lilith - Cd. Tommena
Nikt nie będzie po nim płakał...? Nie sądzę by tak było, to wciąż jest czysta prowokacja z jego strony. Choć jego oczy nie kłamią.
Czemu jest taki niezdecydowany, skoro nie ma nic do stracenia? Czemu nie odszedł widząc, że uratował Scolle? Czemu tu został? Czemu chce bym to ja go zabiła?
Czemu mnie to obchodzi? Skoro został to chce śmierci. A skoro chce to powinnam go zabić. Ale nie czuję już chęci. Ani nawet najmniejszej cząstki gniewu.
- Odejdź...- wydobywam z siebie.
Nie mogę go zabić, ot tak. Nic mi nie zrobił. Nie wierzę by mógł kogokolwiek skrzywdzić. Ktoś taki jak on zazwyczaj sam jest ofiarą. Zazwyczaj losu. Czasami pada też ofiarą innych.
- A to czemu? - pyta zaskoczony.
Zdalam sobie sprawę, że nawet nie znam jego imienia. Co mi tam. Nie zamierzam go zabić więc nie muszę go znać.
- Bo nie zasługujesz na to. Po prostu wracaj do swoich zajęć. Ja...- czuję, że coś we mnie pęka, pewnie wcześniejsze i ówczesne idee - Zapomnij o tym co widziałeś. - mówię trzęsacym się głosem.
Tommen?
Czemu jest taki niezdecydowany, skoro nie ma nic do stracenia? Czemu nie odszedł widząc, że uratował Scolle? Czemu tu został? Czemu chce bym to ja go zabiła?
Czemu mnie to obchodzi? Skoro został to chce śmierci. A skoro chce to powinnam go zabić. Ale nie czuję już chęci. Ani nawet najmniejszej cząstki gniewu.
- Odejdź...- wydobywam z siebie.
Nie mogę go zabić, ot tak. Nic mi nie zrobił. Nie wierzę by mógł kogokolwiek skrzywdzić. Ktoś taki jak on zazwyczaj sam jest ofiarą. Zazwyczaj losu. Czasami pada też ofiarą innych.
- A to czemu? - pyta zaskoczony.
Zdalam sobie sprawę, że nawet nie znam jego imienia. Co mi tam. Nie zamierzam go zabić więc nie muszę go znać.
- Bo nie zasługujesz na to. Po prostu wracaj do swoich zajęć. Ja...- czuję, że coś we mnie pęka, pewnie wcześniejsze i ówczesne idee - Zapomnij o tym co widziałeś. - mówię trzęsacym się głosem.
Tommen?
Od Odium - Cd. Almy Salvaje
Czuję, że klacz podskakuje. Oczywiście nie zwiastuje to niczego złego. Pokazuje to tyle, że Alma Salvaje jest zwyczajnie radosna. Zazdroszczę jej tej radości z życia. - pomyślałem z wyraźną zazdrością Ile bym dal abym mógł skakać z radości. Jednak ciągle nie mam powodu.
- Czemu się nie odzywasz? - pyta, gdy po dłuższej chwili nie odpowiadam - Nie możesz sobie niczego przypomnieć?
- Nie, nie... To nie tak. - odezwałem się szybko - Po prostu się zamyśliłem. Jeśli chodzi o jakiś psikus, to można chyba coś określić jego mianem...- urywam by zbudować napięcie - Pewnego dnia, gdy wypełniałem obowiązki strażnika postanowiły się zebrać na mnie całą grupą i napędziły mi stracha! Myślałem, że kogoś torturują, takie jęki z siebie wydawały! Straciłem dużo czasu krążąc w tym miejscu i szukając krzyczącego o pomoc. - opowiadam spokojnie pod koniec się uśmiechając - To było straszne.
Alma Salvaje?
Od Altaira - Cd. Anastji
Śmiałem się tak długo aż śmiech się przerodził w ostry, duszący kaszel. Zdecydowanie przesadziłem. Byłem potwornie zmęczony. Anastja również ale chyba nie tak jak ja.
Dawno tak nie biegliśmy. Dawno nie byłem taki szczęśliwy.
Nie zasługujesz na to, śmieciu.
Głos znowu się pojawił gdzieś w środku mojej głowy. Był to krzyk. A za raz za nim czaila się przeszłość. Przymykam oczy.
Szkoda, że nie utopili Cię wtedy.
Słowa dudnią w mojej głowie. Tak, mają rację. Nie mam po co istnieć. Jestem kimś złym.
- Altair! - krzyczy spanikowana Anastja, widząc, że zachowuję się co najmniej dziwnie.
Powinieneś być martwy. Kradniesz szczęśliwe chwile, które nie mogą Ci się przydarzyć.
Jestem mordercą i złodziejem. Choć to wszystko jest przeszłością to może wrócić.
A ja już nie chcę nikogo skrzywdzić.
Gdy otwieram oczy jestem już w zupełnie innym miejscu. Na Wdowim Wzgórzu.
Nie zamierzam się zabić. Zamierzam tu zostać aż w końcu się odważę.
Tu mało kto przychodzi. Tu zaznam spokoju.
Jestem taki zmęczony...
Anastja?
Dawno tak nie biegliśmy. Dawno nie byłem taki szczęśliwy.
Nie zasługujesz na to, śmieciu.
Głos znowu się pojawił gdzieś w środku mojej głowy. Był to krzyk. A za raz za nim czaila się przeszłość. Przymykam oczy.
Szkoda, że nie utopili Cię wtedy.
Słowa dudnią w mojej głowie. Tak, mają rację. Nie mam po co istnieć. Jestem kimś złym.
- Altair! - krzyczy spanikowana Anastja, widząc, że zachowuję się co najmniej dziwnie.
Powinieneś być martwy. Kradniesz szczęśliwe chwile, które nie mogą Ci się przydarzyć.
Jestem mordercą i złodziejem. Choć to wszystko jest przeszłością to może wrócić.
A ja już nie chcę nikogo skrzywdzić.
Gdy otwieram oczy jestem już w zupełnie innym miejscu. Na Wdowim Wzgórzu.
Nie zamierzam się zabić. Zamierzam tu zostać aż w końcu się odważę.
Tu mało kto przychodzi. Tu zaznam spokoju.
Jestem taki zmęczony...
Anastja?
sobota, 27 sierpnia 2016
Od Tommen'a cd. Agrikoli
Moje spojrzenie powoli powędrowało w kierunku klaczy, która stała tuż obok mnie. Wpatrywała się w taflę wody, która wydawała się zatrzymać w miejscu.
- Mam nadzieję, że jesteś gotowa na najlepszy dzień swojego życia - mówię na rozładowanie napiętej już atmosfery. Klacz przeniosła swoje spojrzenie na mnie. Nie wydawała się zbyt szczęśliwa, wręcz przeciwnie. Jej oczy skrywały w sobie coś nieodgadnionego. - Nie takiej reakcji się spodziewałem. - odburknąłem po chwili. Nie byłem przyzwyczajony do tego typu koni.
Ruszyliśmy przed siebie w milczeniu. Tereny stada były bardzo obszerne. Sam nie zdążyłem zobaczyć ich wszystkich.
Dokładnie pamiętam dzień, w którym przybyłem do tego stada. Na początku myślałem, że zostanę tutaj tylko na chwilę. Nie sądziłem, że aż tak bardzo zakocham się w tym miejscu. Tutaj jest zupełnie inaczej niż w domu. Wszystko wydaje się być spokojne, jakby czekało na swoją chwilę. Wiele koni przybyło tutaj z niezliczoną ilością problemów, czy nieuleczonych ran. Sam byłem i jestem takim koniem.
- Jaskinia Akwamarynu - odparłem pokazując głową w kierunku ciemnej groty, która rzucała niebieską poświatę. - Nigdy tam nie byłem, możemy wejść zobaczyć, co ty na to? - zapytałem spoglądając na klacz, która tylko kiwnęła głową. Z każdym krokiem jaskinia wydawała się coraz większa, a niebieskie światło robiło się bardziej wyraziste. Nie wiedziałem co czeka nas w środku, jednak wyglądało to jak kawałek nieba, który został zamknięty w ciemnej skale.
W swoim życiu widywałem już wiele rzeczy, jednak widok, jaki zastał mnie wewnątrz groty zaparł mi dech.
- Skrawek nocnego nieba - westchnąłem jakby do siebie. Rozejrzałem się dookoła. Niebieskie kamienie mieniły się w czerni niczym gwiazdy, które połyskują na ciemnym niebie. Nigdy dotąd nie widziałem czegoś tak niezwykłego.
- Cudowne, prawda? - zapytałem patrząc na Agrikole, której wzrok utkwiony był w górze.
<Agrikola?>
- Mam nadzieję, że jesteś gotowa na najlepszy dzień swojego życia - mówię na rozładowanie napiętej już atmosfery. Klacz przeniosła swoje spojrzenie na mnie. Nie wydawała się zbyt szczęśliwa, wręcz przeciwnie. Jej oczy skrywały w sobie coś nieodgadnionego. - Nie takiej reakcji się spodziewałem. - odburknąłem po chwili. Nie byłem przyzwyczajony do tego typu koni.
Ruszyliśmy przed siebie w milczeniu. Tereny stada były bardzo obszerne. Sam nie zdążyłem zobaczyć ich wszystkich.
Dokładnie pamiętam dzień, w którym przybyłem do tego stada. Na początku myślałem, że zostanę tutaj tylko na chwilę. Nie sądziłem, że aż tak bardzo zakocham się w tym miejscu. Tutaj jest zupełnie inaczej niż w domu. Wszystko wydaje się być spokojne, jakby czekało na swoją chwilę. Wiele koni przybyło tutaj z niezliczoną ilością problemów, czy nieuleczonych ran. Sam byłem i jestem takim koniem.
- Jaskinia Akwamarynu - odparłem pokazując głową w kierunku ciemnej groty, która rzucała niebieską poświatę. - Nigdy tam nie byłem, możemy wejść zobaczyć, co ty na to? - zapytałem spoglądając na klacz, która tylko kiwnęła głową. Z każdym krokiem jaskinia wydawała się coraz większa, a niebieskie światło robiło się bardziej wyraziste. Nie wiedziałem co czeka nas w środku, jednak wyglądało to jak kawałek nieba, który został zamknięty w ciemnej skale.
W swoim życiu widywałem już wiele rzeczy, jednak widok, jaki zastał mnie wewnątrz groty zaparł mi dech.
- Skrawek nocnego nieba - westchnąłem jakby do siebie. Rozejrzałem się dookoła. Niebieskie kamienie mieniły się w czerni niczym gwiazdy, które połyskują na ciemnym niebie. Nigdy dotąd nie widziałem czegoś tak niezwykłego.
- Cudowne, prawda? - zapytałem patrząc na Agrikole, której wzrok utkwiony był w górze.
<Agrikola?>
Od Tommen'a cd. Lilith
Biorę głęboki oddech i spoglądam w niego. Moje myśli biegną do dnia, kiedy moja rodzina praktycznie rozpadła się na kawałki.
Moi rodzice mieli dwójkę dzieci, mianowicie mnie i moją młodszą siostrę. Czułem się kochany, a Malaya była całym moim światem. Swoją wewnętrzna radością potrafiła sprawić, że nawet najbardziej deszczowy dzień stawał się słoneczny. Myślałem, że jako jej starszy brat znaczę dla niej tyle samo, co ona dla mnie, jak widać bardzo się myliłem...
- To nie tak, że nie chcę żyć - wzdycham, po czym przerzucam swoje spojrzenie na klacz. - Nie mam w swoim życiu określonego celu, a także kogoś, kogo opłakiwałby moją śmierć... - odpowiadam spokojnie na jej wcześniejsze pytanie. - Nie potrafię popełnić samobójstwa, za każdym razem kiedy próbuję coś mnie zatrzymuje - dodaję przybliżając się znowu do klaczy. - dlatego daję ci ostatnią szansę, moje życie za życie siwej klaczy, obydwoje nie mamy nic do stracenia - kończę prawie szeptem.
Widzę jej wzrok, jest równie zagubiony jak mój. Może jednak nie chcę umrzeć? Może chcę... Zaczynam się gubić we własnych słowach.
<Lilith?>
Moi rodzice mieli dwójkę dzieci, mianowicie mnie i moją młodszą siostrę. Czułem się kochany, a Malaya była całym moim światem. Swoją wewnętrzna radością potrafiła sprawić, że nawet najbardziej deszczowy dzień stawał się słoneczny. Myślałem, że jako jej starszy brat znaczę dla niej tyle samo, co ona dla mnie, jak widać bardzo się myliłem...
- To nie tak, że nie chcę żyć - wzdycham, po czym przerzucam swoje spojrzenie na klacz. - Nie mam w swoim życiu określonego celu, a także kogoś, kogo opłakiwałby moją śmierć... - odpowiadam spokojnie na jej wcześniejsze pytanie. - Nie potrafię popełnić samobójstwa, za każdym razem kiedy próbuję coś mnie zatrzymuje - dodaję przybliżając się znowu do klaczy. - dlatego daję ci ostatnią szansę, moje życie za życie siwej klaczy, obydwoje nie mamy nic do stracenia - kończę prawie szeptem.
Widzę jej wzrok, jest równie zagubiony jak mój. Może jednak nie chcę umrzeć? Może chcę... Zaczynam się gubić we własnych słowach.
<Lilith?>
piątek, 26 sierpnia 2016
Od Tyriona - CD. Lune Onesty
Ruszyłem za nią, chcąc się odegrać za zaczepkę. Nie pędziłem za nią jak wariat, unosiłem z dumą nogi, jakby dumny, że mogę stąpać po tej ziemi. Musiałem wyglądać komicznie bo gdy Lune się na mnie popatrzyła wybuchła dzikim śmiechem.
Stanąłem w miejscu. Nagle zacząłem wirować dookoła swojej osi od czasu do czasu podskakując. Teraz dopiero moja partnerka była zdziwiona.
- Co Ty robisz? - pyta ze zdziwieniem
- Tańczę. - odpowiadam z dumą - A nie widać?
W odpowiedzi usłyszałem jedynie parsknięcie śmiechem.
- Potańcz ze mną. - odzywam się zachęcająco.
Lune Onesta?
Stanąłem w miejscu. Nagle zacząłem wirować dookoła swojej osi od czasu do czasu podskakując. Teraz dopiero moja partnerka była zdziwiona.
- Co Ty robisz? - pyta ze zdziwieniem
- Tańczę. - odpowiadam z dumą - A nie widać?
W odpowiedzi usłyszałem jedynie parsknięcie śmiechem.
- Potańcz ze mną. - odzywam się zachęcająco.
Lune Onesta?
Od Kazury - CD. Chibera
Czułam się oczarowana Chiberem. Dziwne, z początku wydawał mi się lekko gburowaty, ale czas pokazał, że jest całkiem miły, tylko trochę nieśmiały. Cieszyłam się, że smakowała mu kolacja. Była to mieszanka zbóż i mleczy. Moja ulubiona przekąska.
Nastała nieco niezręczna cisza, przez którą usilnie szukałam tematów do rozmowy. Niestety, dotąd byłam nieśmiała i raczej starałam się chować siebie przed innymi niż pokazywać im skrawek swojej duszy. W końcu jednak znalazłam temat, taki najzupełniej typowy.
- Długo jesteś w stadzie? - spytałam, kierując głowę w jego stronę i patrzę na niego z zaciekawieniem.
- Trochę. - odpowiedział dość krótko.
-Ja nawet nie zwiedziłam terenów. - mówię ze smutkiem - Chociaż jestem dłużej od Ciebie. - dodaję jeszcze.
Chiber?
Od Agrikoli - CD H. Tommen'a
Kiedy zobaczyłam za sobą gniadą sylwetkę Tommen'a, moje ciało ogarnęła ulga. Nie był w końcu zupełnie obcy, tak, jak inne konie ze stada.
- Masz na dzisiaj jakieś sprecyzowane plany? - spytał - Może chciałabyś lepiej poznać tereny?
Kiedy zadał drugie pytanie, zareagowałam zupełnie odruchowo, bezwolnie wręcz. Szkoda, że uświadomiłam sobie ten błąd dopiero później...
- Chciałabym, ale poradzę sobie z tym sama. Wybacz, muszę już iść - uniosłam dumnie głowę i ruszyłam przed siebie, wymijając ogiera, na którego nawet nie spojrzałam. Ile czasu minęło, odkąd ostatni raz miałam okazje aby tak się zachować...?
Nie kontynuowałam spaceru. Nogi same poniosły mnie do jaskini, a ja nie zamierzałam się sprzeciwiać.
Oparłam się o zimne skały i zamknęłam oczy wmawiając sobie, że i tak niewiele tracę, bo przecież niedługo zapadnie wzrok.
- Masz na dzisiaj jakieś sprecyzowane plany? - spytał - Może chciałabyś lepiej poznać tereny?
Kiedy zadał drugie pytanie, zareagowałam zupełnie odruchowo, bezwolnie wręcz. Szkoda, że uświadomiłam sobie ten błąd dopiero później...
- Chciałabym, ale poradzę sobie z tym sama. Wybacz, muszę już iść - uniosłam dumnie głowę i ruszyłam przed siebie, wymijając ogiera, na którego nawet nie spojrzałam. Ile czasu minęło, odkąd ostatni raz miałam okazje aby tak się zachować...?
Nie kontynuowałam spaceru. Nogi same poniosły mnie do jaskini, a ja nie zamierzałam się sprzeciwiać.
Oparłam się o zimne skały i zamknęłam oczy wmawiając sobie, że i tak niewiele tracę, bo przecież niedługo zapadnie wzrok.
***
Niechętnie skubnęłam rosnącą przed moją jaskinią trawę. Zamknęłam oczy rozkoszując się pierwszymi promieniami słońca, którego dzisiaj zbyt wiele nie zobaczę - ciemne chmury nad terytorium Mysterious Valley zwiastowały raczej dzień pełen burz niż słoneczne, letnie przedpołudnie.
- Rika?
Zamarłam. Po moim kręgosłupie przebiegł zimny dreszcz, a serce przyspieszyło. Nie, to nie możliwe. Musiałam się przesłyszeć.
- Rika, spójrz na mnie.
Powoli uniosłam głowę, a kiedy zobaczyłam przed sobą znajomego, siwego konia oblała mnie, dla odmiany, fala gorąca.
Nie potrafiłam nic z siebie wydusić, ani też jakkolwiek zareagować. Kiedy chaotyczne myśli w mojej głowie zdawały się układać, a mnie wydawało się, że będę w stanie wypowiedzieć je na głos, nagle wszystko znikało. Miałam w głowię zupełną pustkę, którą jednak szybko zastępował powtórny chaos.
- Nie mam wiele czasu. - powiedział siwy - Dlatego będę się streszczał. Rika, musisz w końcu się z tym pogodzić. Dostałaś od losu szanse, przeżyłaś. Nie możesz tego marnować. Zachowujesz się tak, jakbyś odeszła razem z nami, a na tym świecie pozostawiła tylko pustą skorupę. Jesteś tu zarówno ciałem jak i duchem, czy ci się to podoba, czy nie, dlatego spróbuj się dostosować.
Zanim zdążyłam zareagować, zostałam sama. Rozejrzałam się dookoła, jednak nic nie wskazywało na to, aby był tu ktokolwiek inny. Może to tylko przywidzenie?
***
Otworzyłam szeroko oczy i gwałtownie złapałam powietrze.
To tylko sen. Tylko sen...
Kiedy się uspokoiłam i przeanalizowałam sprawę na spokojnie zrozumiałam, że to, co usłyszałam we śnie nie było jedynie wytworem mojej udręczonej wyobraźni. A nawet jeśli - przecież to prawda. Muszę w końcu skupić się na teraźniejszości. Przeszłość przepadła, a skoro dostałam szanse - głupotą byłoby jej nie wykorzystać.
Ostatnie przeżycia odcisnęły bardzo mocne piętno na mojej psychice, ale mogę chyba spróbować być taka, jak przed tą tragedią. Muszę spróbować.
***
Tommen'a odnalazłam nad brzegiem dziwnego jeziorka, którego tafla byłą niezmącona mimo zimnego wiatru, który kołysał gałęziami drzew. Niebo było szare i podobnie jak w moim śnie zwiastować mogło jedynie burzę, jednak nie zamierzałam odpuścić. To nie leżało w mojej naturze.
Przystanęłam obok zamyślonego ogiera i przez chwilę wpatrywałam się w błękitną wodę, która wciąż pozostała nienaruszona.
- Wodospad Lorangi. - mruknął Tommen, jakby wiedząc, nad czym myślę. - Podobno tafla jeziora pozostaje nieruchoma nawet wtedy, gdy pada deszcz lub ktoś wskoczy do jeziora. Niektórzy nazywają je też Smoczym Okiem.
Kiedy na niego spojrzała, natychmiast spuścił wzrok. Przez chwilę staliśmy obok siebie w zupełnym milczeniu.
- Trochę za ostro wczoraj zareagowałam - wydusiłam, choć nie przyszło mi to łatwo. Nie potrafiłam i wciąż nie potrafię przepraszać, nie miałam z resztą takiego zamiaru. Staram się wrócić do życia, jednak nie zamierzam się zmieniać. - Jeśli twoja propozycja jest wciąż aktualna, to nie mam na dziś żadnych planów.
< Tommen? >
Od Tyriona - CD. Tancerki
Nigdy nie czułem się tak wspaniale, gdy nasze chrapy zetknęły się ze sobą. Przymknąlem oczy z rozkoszy. Jeśli taki ma być wieczór, to przychodzę, no problem. Kręci mnie coraz bardziej i bardziej.
- Czemu nie teraz? - pytam zrozpaczony.
Tancerka posyła mi w odpowiedzi słodki uśmiech i trzepocze rzęsami.
- Bo najlepiej smakuje coś na co się długo czeka. - odpowiada klacz.
Wzdycham. Może jednak ma rację? Tylko, cholera, będę musiał jakoś to załatwić. Tak, zwalę to na pracę. Lune nie może o niczym wiedzieć!
Tancerka?
- Czemu nie teraz? - pytam zrozpaczony.
Tancerka posyła mi w odpowiedzi słodki uśmiech i trzepocze rzęsami.
- Bo najlepiej smakuje coś na co się długo czeka. - odpowiada klacz.
Wzdycham. Może jednak ma rację? Tylko, cholera, będę musiał jakoś to załatwić. Tak, zwalę to na pracę. Lune nie może o niczym wiedzieć!
Tancerka?
środa, 24 sierpnia 2016
Od Tancerki-cd. Tyriona
Czy naprawdę wystarczyło popatrzeć na niego dłużej, zatrzepotać rzęsami, powiedzieć coś słodkim głosem i delikatnie użyć swojej mocy aby mi się poddał? Widocznie nie kocha swojej partnerki za mocno. Nie będę pozwalać mu na nic, pozwalając sobie na zbyt wiele. Najlepsza technika.
- Kiedy się uspokoisz i ogarniesz. - odpowiadam.
Jego zapał ani odrobinę nie ostygł. Pożerał mnie wzrokiem.
Postanowiłam już teraz się do niego zbliżyć. Jestem jeszcze bliżej. Nasze pyski się stykają. Delikatnie muskam go pyskiem. Przechodzi go dreszcz.
- Reszta wieczorem. - mówię stanowczo.
Tyrion?
- Kiedy się uspokoisz i ogarniesz. - odpowiadam.
Jego zapał ani odrobinę nie ostygł. Pożerał mnie wzrokiem.
Postanowiłam już teraz się do niego zbliżyć. Jestem jeszcze bliżej. Nasze pyski się stykają. Delikatnie muskam go pyskiem. Przechodzi go dreszcz.
- Reszta wieczorem. - mówię stanowczo.
Tyrion?
Od Tyriona - CD. Tancerki
Tancerka ma to coś w sobie, czego brakuje nawet Lune. Ona potrafi oczarować od razu. Charakter, wygląd... Kręci mnie bardzo. Z chęcią ją odwiedzę, o każdej porze!
Gdzie...mój...rozsądek? Czuję się jakbym zgubił ważną część siebie.
- Tyrion. - odpowiadam po czym dodaję jeszcze- Z chęcią Cię odwiedzę, księżniczko.
W odpowiedzi zostałem pacnięty ogonem.
- Nie pozwalaj sobie na zbyt wiele. - powiedziała twardym tonem głosu.
- Kiedy mogę przyjść? - pytam podekscytowany.
Nie jestem sobą, naprawdę.
Tancerka?
Od Tancerki- cd. Tyriona
Lubię bariery, więc fakt, że ogier jest zajęty tylko mnie nakręcił jeszcze bardziej na niego. Bariery mnie nie interesują, bo każdą pokonam.
- Dusisz się w związku. Przecież ogiery takie jak Ty nie powinny być z kimś. - mówię przy czym okrążam go parokrotnie ciągle na niego patrząc. Przybliżam się do niego.
-Tylko się marnujesz. Ze mną byłoby Ci dobrze. - odzywam się - Jestem Tancerka i pokażę Ci raj. Ze mną będziesz w raju.
Kręci głową.
Decyduję się na silniejszą manipulację. Odpuszcza. Uśmiecham się.
- Jak Ci na imię, skarbie? - pytam w końcu.
Tyrion?
- Dusisz się w związku. Przecież ogiery takie jak Ty nie powinny być z kimś. - mówię przy czym okrążam go parokrotnie ciągle na niego patrząc. Przybliżam się do niego.
-Tylko się marnujesz. Ze mną byłoby Ci dobrze. - odzywam się - Jestem Tancerka i pokażę Ci raj. Ze mną będziesz w raju.
Kręci głową.
Decyduję się na silniejszą manipulację. Odpuszcza. Uśmiecham się.
- Jak Ci na imię, skarbie? - pytam w końcu.
Tyrion?
Od Tyriona - CD. Tancerki
Poczułem się dziwnie otumaniony. Ale na szczęście nie całkowicie, mogłem odmówić. Choć coś było w jej spojrzeniu, coś co mnie kusiło. Na pewno ma ona charakterek. Kim jest nie wiem. Nie znam jej.
- Przyjść? Ja? Gdzie....- wydukalem nerwowo, bo coś mnie w niej niepokoiło. Nawet się nie przedstawiła. I mówiła jakbym musiał przyjść. - Do mnie. - mówiąc to przyjrzała mi się od góry do dołu. Czułem jakby prześwietliła mnie wzrokiem. Uśmiechnęła się. Ale z pewnością nie przyjaźnie. Raczej...drapieżnie.
- Jestem zajęty. I nie tylko teraz. Jestem w związku. - mówię, odzyskuje rozsądek, a przynajmniej na chwilę.
To jej chyba nie zniechęciło.
Tancerka?
- Przyjść? Ja? Gdzie....- wydukalem nerwowo, bo coś mnie w niej niepokoiło. Nawet się nie przedstawiła. I mówiła jakbym musiał przyjść. - Do mnie. - mówiąc to przyjrzała mi się od góry do dołu. Czułem jakby prześwietliła mnie wzrokiem. Uśmiechnęła się. Ale z pewnością nie przyjaźnie. Raczej...drapieżnie.
- Jestem zajęty. I nie tylko teraz. Jestem w związku. - mówię, odzyskuje rozsądek, a przynajmniej na chwilę.
To jej chyba nie zniechęciło.
Tancerka?
Od Arota CD. Midway
Moje serce słabnie... Oddech staje się coraz bardziej płytki a klatka piersiowa, coraz wolniej się unosi... Byłem tak strasznie słaby! Straciłem ponad połowę krwi. Niemal niemożliwe jest żebym to przeżył! Jednak... Chcę żyć! Chcę dalej oglądać ten świat! Moje powieki się zamknęły i z trudem łapałem oddech. Nagle usłyszałem znajomy głos... Z przed wielu, wielu lat... Zaraz... To przecież... Czy to możliwe?! Wtedy znalazłem się w jakimś ciemnym otoczeniu a przede mną pojawił się mój ojciec Inferis!
- A więc... Nareszcie się spotykamy! Mój synu... - powiedział jak zwykle ze stoickim spokojem.
- Tato... - powiedziałem niemal przez łzy - To naprawdę Ty? To nie zwidy?
- Tak! To ja! Nie masz zwidów zapewniam cię... - powiedział z usmiechem.
- Czy ja umieram? - spytałem się go.
- I tak, i nie... - odparł niezrozumiale dla mnie.
- To znaczy? - spytałem - Jak mam to rozumieć?
Mój ojciec przekrzywił charakterystycznie głowę na bok i patrzyła na mnie cierpliwie, lecz ja nie rozumiałem, do czego zmierza. W końcu jednak postanowił się odezwać:
- Jeszcze nie umarłeś... Póki co, twoje ciało walczy o życie, a Ty, jesteś uwięziony pomiędzy dwoma światami. Światem duchów i światem żywych. To czy przeżyjesz... Zadecyduje tylko i wyłącznie, twoja wola życia i upór.
- Przecież ja chcę żyć! Tylko... - nagle urwałem.
- No właśnie! Tylko... - powiedział spokojnie - Tylko, to zwykłe słowo oznacza, że coś sprawia, że jednak chcesz odejść ze świata żywych... Coś Cię dręczy... Coś Cię gnębi... Boisz się i przed tym chcesz uciec! - mówił spokojnie, patrząc na mnie.
- To nie takie proste! - mówię w końcu z lekkim westchnieniem.
- Czemu? Co sprawia, że czujesz się zagubiony? - pyta.
- Ja... Nie wiem! - odpowiadam niemal w panice.
- Oj wiesz... Tylko jeszcze sobie nie uświadomiłeś co to jest! - powiedział z mądrością.
- Nie rozumiem... Jak mam wiedzieć co to jest, skoro sobie jeszcze tego nie uświadomiłem?! - mówię niemal z gniewem.
- Ty mi to powiedz! - odparł, jakby nigdy nic. Jednak gdy zobaczył, że nadal go nie rozumiem, odezwał się ponownie: - Eh... W takim razie... Powiedz mi co czułeś gdy ja umarłem a później twoja matka... - powiedział z naciskiem na każde słowo.
- Ból, smutek, gniew i... winę... - powiedziałem spuszczając wzrok.
- Winę za co? - pyta.
- Za to, że nic nie zrobiłem! Że nie mogłem wam jakoś pomóc! - wyrzucam z siebie.
- Czemu tak myślisz? Przecież to nie Twoja wina! Nic nie mogłeś na to poradzić...
- Tak mi was brakuje... - powiedziałem w końcu.
- A widzisz! Czyli jest jeszcze tęsknota! Chcesz odejść do świata umarłych bo Ci nas brakuje... Jednak i jednocześnie powstrzymuje... Powiesz mi co to takiego? Bądź kto to taki? - pyta.
- Cóż... Jest taka jedna osoba... Jednak... - urwałem.
- Jednak co? - naciska.
Wzdycham głośno. Nie wiem jak to ubrać słowa i powiedzieć mu o Midway! O klaczy która mnie nie kocha... Lecz ja kocham ją! Zdołałem się już częściowo z tą myślą oswoić i przyzwyczajać się, że będziemy prawdopodobnie tylko przyjaciółmi... Jednak... Ciężko mi było nadal o tym, w ten sposób myśleć. Nagle z zamyśleń, wyrwał mnie mój ojciec:
- Odpowiesz mi wreszcie? - odezwał się.
- Jest taka jedna klacz... - mówię w końcu - Tylko, że nie wiem, co o tym wszystkim myśleć! - mówię niemal zrozpaczony.
- Arot... - mówi nagle moje imię, co świadczyło, że zaraz wygłosi mi wykład - Nie możesz kogoś zmusić, żeby Cię pokochał! Daj jej czas, a może zmieni zdanie! Lecz jednak, jeśli tego nie zrobi... Musisz się z tym pogodzić! Nie możesz jej otrzymać na siłę przy sobie! Boisz się że ją stracisz, tak jak swoją matkę, dlatego czujesz niepewność! Czas zamknąć tamten rozdział i ruszyć dalej... Pytanie tylko... Czy Ty nadal tego chcesz? - pyta w końcu.
- Sam nie wiem... - mówię w końcu. - Wiem że masz rację tato... Jednak... Tak bardzo mi ciężko!
- Nikt nie mówił, że w życiu będzie łatwo! Arot... Będziesz miał jeszcze czas, aby wejść do świata zmarłych! Póki co, skup się na życiu! Nie przekreślaj wszystkiego tylko dlatego, że coś nie idzie, po Twojej myśli! - mówi w końcu.
- Masz rację... - przyznaję, choć niechętnie. - Co teraz ze mną będzie? - pytam.
- Skoro chcesz żyć... To będziesz żył! Twoje ciało, jet obecnie w jaskini jednego z medyków, razem z klaczą, o której mi mówiłeś... Twój stan jest krytyczny, lecz stabilny. Leżysz już tak jakieś dwa tygodnie...
- CO?! Podczas, gdy rozmawialiśmy, minęły już dwa tygodnie?!!! - pytam z niedowierzaniem.
- Zapamiętaj! W królestwie zmarłych, nie ma czegoś takiego jak czas... Wszystko jest tutaj w harmonii, a dwa świat, pozostają ze sobą w równowadze, choć kruchej!
- A jak Midway?! Co z nią?!!! - pytam zdenerwowany.
- Z nią wszystko w porządku! Lecz tylko tyle mogę Ci powiedzieć... - powiedział tajemniczo - A teraz! Wracaj do swojego ciała! - powiedział, po czym rozpłynął się w powietrzu! A ja nagle zacząłem spadać w czarną otchłań... Która wydawała się nie mieć końca... Czy też dna! I wtedy, nagle otworzyłem oczy... Słońce mnie lekko oślepiło a po ciele przeszedł ból...
< Midway? :P >
- A więc... Nareszcie się spotykamy! Mój synu... - powiedział jak zwykle ze stoickim spokojem.
- Tato... - powiedziałem niemal przez łzy - To naprawdę Ty? To nie zwidy?
- Tak! To ja! Nie masz zwidów zapewniam cię... - powiedział z usmiechem.
- Czy ja umieram? - spytałem się go.
- I tak, i nie... - odparł niezrozumiale dla mnie.
- To znaczy? - spytałem - Jak mam to rozumieć?
Mój ojciec przekrzywił charakterystycznie głowę na bok i patrzyła na mnie cierpliwie, lecz ja nie rozumiałem, do czego zmierza. W końcu jednak postanowił się odezwać:
- Jeszcze nie umarłeś... Póki co, twoje ciało walczy o życie, a Ty, jesteś uwięziony pomiędzy dwoma światami. Światem duchów i światem żywych. To czy przeżyjesz... Zadecyduje tylko i wyłącznie, twoja wola życia i upór.
- Przecież ja chcę żyć! Tylko... - nagle urwałem.
- No właśnie! Tylko... - powiedział spokojnie - Tylko, to zwykłe słowo oznacza, że coś sprawia, że jednak chcesz odejść ze świata żywych... Coś Cię dręczy... Coś Cię gnębi... Boisz się i przed tym chcesz uciec! - mówił spokojnie, patrząc na mnie.
- To nie takie proste! - mówię w końcu z lekkim westchnieniem.
- Czemu? Co sprawia, że czujesz się zagubiony? - pyta.
- Ja... Nie wiem! - odpowiadam niemal w panice.
- Oj wiesz... Tylko jeszcze sobie nie uświadomiłeś co to jest! - powiedział z mądrością.
- Nie rozumiem... Jak mam wiedzieć co to jest, skoro sobie jeszcze tego nie uświadomiłem?! - mówię niemal z gniewem.
- Ty mi to powiedz! - odparł, jakby nigdy nic. Jednak gdy zobaczył, że nadal go nie rozumiem, odezwał się ponownie: - Eh... W takim razie... Powiedz mi co czułeś gdy ja umarłem a później twoja matka... - powiedział z naciskiem na każde słowo.
- Ból, smutek, gniew i... winę... - powiedziałem spuszczając wzrok.
- Winę za co? - pyta.
- Za to, że nic nie zrobiłem! Że nie mogłem wam jakoś pomóc! - wyrzucam z siebie.
- Czemu tak myślisz? Przecież to nie Twoja wina! Nic nie mogłeś na to poradzić...
- Tak mi was brakuje... - powiedziałem w końcu.
- A widzisz! Czyli jest jeszcze tęsknota! Chcesz odejść do świata umarłych bo Ci nas brakuje... Jednak i jednocześnie powstrzymuje... Powiesz mi co to takiego? Bądź kto to taki? - pyta.
- Cóż... Jest taka jedna osoba... Jednak... - urwałem.
- Jednak co? - naciska.
Wzdycham głośno. Nie wiem jak to ubrać słowa i powiedzieć mu o Midway! O klaczy która mnie nie kocha... Lecz ja kocham ją! Zdołałem się już częściowo z tą myślą oswoić i przyzwyczajać się, że będziemy prawdopodobnie tylko przyjaciółmi... Jednak... Ciężko mi było nadal o tym, w ten sposób myśleć. Nagle z zamyśleń, wyrwał mnie mój ojciec:
- Odpowiesz mi wreszcie? - odezwał się.
- Jest taka jedna klacz... - mówię w końcu - Tylko, że nie wiem, co o tym wszystkim myśleć! - mówię niemal zrozpaczony.
- Arot... - mówi nagle moje imię, co świadczyło, że zaraz wygłosi mi wykład - Nie możesz kogoś zmusić, żeby Cię pokochał! Daj jej czas, a może zmieni zdanie! Lecz jednak, jeśli tego nie zrobi... Musisz się z tym pogodzić! Nie możesz jej otrzymać na siłę przy sobie! Boisz się że ją stracisz, tak jak swoją matkę, dlatego czujesz niepewność! Czas zamknąć tamten rozdział i ruszyć dalej... Pytanie tylko... Czy Ty nadal tego chcesz? - pyta w końcu.
- Sam nie wiem... - mówię w końcu. - Wiem że masz rację tato... Jednak... Tak bardzo mi ciężko!
- Nikt nie mówił, że w życiu będzie łatwo! Arot... Będziesz miał jeszcze czas, aby wejść do świata zmarłych! Póki co, skup się na życiu! Nie przekreślaj wszystkiego tylko dlatego, że coś nie idzie, po Twojej myśli! - mówi w końcu.
- Masz rację... - przyznaję, choć niechętnie. - Co teraz ze mną będzie? - pytam.
- Skoro chcesz żyć... To będziesz żył! Twoje ciało, jet obecnie w jaskini jednego z medyków, razem z klaczą, o której mi mówiłeś... Twój stan jest krytyczny, lecz stabilny. Leżysz już tak jakieś dwa tygodnie...
- CO?! Podczas, gdy rozmawialiśmy, minęły już dwa tygodnie?!!! - pytam z niedowierzaniem.
- Zapamiętaj! W królestwie zmarłych, nie ma czegoś takiego jak czas... Wszystko jest tutaj w harmonii, a dwa świat, pozostają ze sobą w równowadze, choć kruchej!
- A jak Midway?! Co z nią?!!! - pytam zdenerwowany.
- Z nią wszystko w porządku! Lecz tylko tyle mogę Ci powiedzieć... - powiedział tajemniczo - A teraz! Wracaj do swojego ciała! - powiedział, po czym rozpłynął się w powietrzu! A ja nagle zacząłem spadać w czarną otchłań... Która wydawała się nie mieć końca... Czy też dna! I wtedy, nagle otworzyłem oczy... Słońce mnie lekko oślepiło a po ciele przeszedł ból...
< Midway? :P >
Od Lune Onesty cd. Tyriona
- Mam taką nadzieję... - powiedziałam i spojrzałam mu w oczy. Uśmiechnęłam się do niego.
- Miałbym Cię zostawić? - spytał retorycznie lecz ja i tak na to zareagowałam.
- Tyrion... - powiedziałam nieco jak naburmuszone dziecko.
- No przecież żartuję! - powiedział ze śmiechem.
- No ja myślę! - powiedziałam dumnie i lekko pociągnęłam go za grzywę.
- To co robimy? - spytał.
- Hm... Może popływamy albo się przespacerujemy? Sama nie wiem... A może pozwiedzamy nowe tereny? Nie mieliśmy jeszcze okazji...
- Ich obejrzeć? - dokończył za mnie.
- Nie wiesz, że damie nie ładnie jest przerywać? - spytałam się go ze śmiechem i czułością w oczach.
- Hm... To ciekawe...ale Ty mi to wybaczysz prawda? - spytał zadziornie.
- Może... - odparłam zadziornie, po czym ruszyłam przed siebie i lekko pacnęłam go ogonem w jego miękkie chrapy. Zaczepiłam go w ten sposób; A po chwili lekko przyspieszyłam do kłusa.
< Tyrion? c: >
- Miałbym Cię zostawić? - spytał retorycznie lecz ja i tak na to zareagowałam.
- Tyrion... - powiedziałam nieco jak naburmuszone dziecko.
- No przecież żartuję! - powiedział ze śmiechem.
- No ja myślę! - powiedziałam dumnie i lekko pociągnęłam go za grzywę.
- To co robimy? - spytał.
- Hm... Może popływamy albo się przespacerujemy? Sama nie wiem... A może pozwiedzamy nowe tereny? Nie mieliśmy jeszcze okazji...
- Ich obejrzeć? - dokończył za mnie.
- Nie wiesz, że damie nie ładnie jest przerywać? - spytałam się go ze śmiechem i czułością w oczach.
- Hm... To ciekawe...ale Ty mi to wybaczysz prawda? - spytał zadziornie.
- Może... - odparłam zadziornie, po czym ruszyłam przed siebie i lekko pacnęłam go ogonem w jego miękkie chrapy. Zaczepiłam go w ten sposób; A po chwili lekko przyspieszyłam do kłusa.
< Tyrion? c: >
Od Tancerki
Wysłuchałam przemowy alfy. Cieszyłam się, że mnie przyjęła. Poszło tak łatwo, wystarczyło zaserwować to co zwykle.
Zaproponowała mi, że ktoś może mnie oprowadzić. Grzecznie podziękowalam. Sama sobie kogoś znajdę.
Na początku poszłam nad Smocze Oko. To jedyne miejsce, do którego co nazwy się dowiedziałam. Cóż, akurat byłam dość spragniona. W końcu nie codziennie się tyle kilometrów przemierza.
Tam też spotkałam pierwszego ogiera, który przykuł moją uwagę. Był nieco niższy ode mnie. Rudy, dobrze zbudowany. 'Ciacho'. Na dobry początek taki wystarczy.
- Wpadniesz do mnie dzisiaj, do mojej jaskini? - odzywam się bez przywitania - Myślę, że będziesz się dobrze bawić.
Przy okazji choć nic nie czuł trzymałam go pod swoją mocą.
Tyrion?
Zaproponowała mi, że ktoś może mnie oprowadzić. Grzecznie podziękowalam. Sama sobie kogoś znajdę.
Na początku poszłam nad Smocze Oko. To jedyne miejsce, do którego co nazwy się dowiedziałam. Cóż, akurat byłam dość spragniona. W końcu nie codziennie się tyle kilometrów przemierza.
Tam też spotkałam pierwszego ogiera, który przykuł moją uwagę. Był nieco niższy ode mnie. Rudy, dobrze zbudowany. 'Ciacho'. Na dobry początek taki wystarczy.
- Wpadniesz do mnie dzisiaj, do mojej jaskini? - odzywam się bez przywitania - Myślę, że będziesz się dobrze bawić.
Przy okazji choć nic nie czuł trzymałam go pod swoją mocą.
Tyrion?
Nowa klacz- Tancerka
Witamy Tancerkę, nowo przybyłą klacz w stadzie.
Imię: Tancerka
Wiek: 4 lata
Stanowisko: podróżnik
Od Midway - Cd. Arota
Szum zamienia się w słowa. Słowa Arota wirują mi w głowie. Nie rozumiem ich. Nie dociera do mnie, że on umiera. Nie potrafię zrozumieć...Patrzę na medyków, którzy pochylają się nad ogierem. Czy to naprawdę koniec? Nie chcę w to uwierzyć. Nie mogę... Słowa powracają do mnie. On chce bym żyła. Bez niego. Żyła szczęśliwa bez niego. Ciągle to się powtarza. Ale on nie może umrzeć. Nie pozwolę. Jest dobry. Jest moim przyjacielem.
- Arot. - mówię. Mam ochotę powtarzać to imię całą wieczność. Nie umiem niczego innego wydobyć.
- Nie umieraj! - ponosi mnie panika gdy wreszcie wydobywam z siebie coś innego niż jego imię.
I znowu wraca szum. Nie słyszę odpowiedzi. Tylko szum. Ciągle jestem słaba ale przeżyję. A Arot...?
Jest zbyt słaby.
Nie chcę wierzyć w koniec. Ale niemożliwe by przeżył. A może...?
Arot?
Od Almy Salvaje cd. Odium
Nagle aż podskoczyłam! Odwróciłam się gwałtownie a i ujrzałam ducha. Zaśmiał się głośno i po chwili zniknął uradowany. Patrzyłam jak znika.
- Wieżę ci na słowo... - powiedziałam już nieco pewniej lecz radośniej. - Z tego co widzę i słyszę, to nie będę się tutaj nudzić!
- Na pewno nie! Tu zawsze coś się dzieje... - powiedział lekko rozbawiony.
- Założę się, że i Tobie wycięły jakiś śmieszny numer! - powiedziałam usmiechając się. - Prawda? - spytałam się go retorycznie. Ogier nie odpowiedział co prawda, ale się uśmiechnął, co znaczyło, że miałam rację.
- Męska duma co? - spytałam żartobliwie - No nie bądź taki! Powiedz mi jakiego figla Ci zrobiły, bądź jak Cie przestraszyły! - powiedziałam zachęcająco i niemal zaczęłam podskakiwać, niczym mały źrebak.
< Odium? >
- Wieżę ci na słowo... - powiedziałam już nieco pewniej lecz radośniej. - Z tego co widzę i słyszę, to nie będę się tutaj nudzić!
- Na pewno nie! Tu zawsze coś się dzieje... - powiedział lekko rozbawiony.
- Założę się, że i Tobie wycięły jakiś śmieszny numer! - powiedziałam usmiechając się. - Prawda? - spytałam się go retorycznie. Ogier nie odpowiedział co prawda, ale się uśmiechnął, co znaczyło, że miałam rację.
- Męska duma co? - spytałam żartobliwie - No nie bądź taki! Powiedz mi jakiego figla Ci zrobiły, bądź jak Cie przestraszyły! - powiedziałam zachęcająco i niemal zaczęłam podskakiwać, niczym mały źrebak.
< Odium? >
Od Anastji cd. Altaira
- Też już nie mam siły... - przyznałam - W takim razie stańmy wreszcie, bo zaraz płuca wypluję... - powiedziałam i po chwili stanęliśmy. Nogi nam się uginały lecz byliśmy rozbawieni.
- I co Alt?! Rozumiem, że to ja wygrałam? - spytałam żartobliwie zdyszana.
- Co?! O nie... To ja wygrałem! Wlokłaś się za mną... - powiedział również zdyszany.
Było nam bardzo ciężko złapać oddech. Musieliśmy biec bardzo długo! Spojrzałam na Altaira. Był cały zlany potem, tak jak ja...
- Chciałbyś! - powiedziałam już opanowując nieco oddech.
- To co?! W takim razie remis? - powiedział rozbawiony.
- Zgoda! - powiedziałam radośnie. - Uf... Mam nogi jak z waty! Patrz! trzęsą mi się jak galareta! - powiedziałam, a po chwili wybuchliśmy śmiechem ponownie.
< Altair? >
- I co Alt?! Rozumiem, że to ja wygrałam? - spytałam żartobliwie zdyszana.
- Co?! O nie... To ja wygrałem! Wlokłaś się za mną... - powiedział również zdyszany.
Było nam bardzo ciężko złapać oddech. Musieliśmy biec bardzo długo! Spojrzałam na Altaira. Był cały zlany potem, tak jak ja...
- Chciałbyś! - powiedziałam już opanowując nieco oddech.
- To co?! W takim razie remis? - powiedział rozbawiony.
- Zgoda! - powiedziałam radośnie. - Uf... Mam nogi jak z waty! Patrz! trzęsą mi się jak galareta! - powiedziałam, a po chwili wybuchliśmy śmiechem ponownie.
< Altair? >
Od Arota CD. Midway
Szedłem, lecz upadłem. Nogi odmawiały mi posłuszeństwa, lecz się nie poddawałem! Ocalę ją nawet, jeśli będzie to moje ostatnie zadanie w tym życiu... Dotrzymam obietnicy! Wstaję ponownie, choć z wielkim trudem. Czuję, że nogi mam jak z waty. Idę powoli i chwiejnie. Co chwilę się o coś potykałem lecz szedłem w zaparte... Wiedziałem, że jeśli się zatrzymam, to już nigdy się nie podniosę i tu umrę a wraz ze mną Midway! Nie mogłem na to pozwolić... Nie ona! Ona jeszcze nie wypełniła wszystkich swoich zadań w tym życiu... To dla niej za wcześnie! Ja już nikomu się nie przydam. Z resztą, nikomu się nie przydawałem, bo za każdym razem wędrowałem samotnie... Teraz chociaż mogę umrzeć ze świadomościom, że chociaż na coś się przydałem i że uratuję moją przyjaciółkę... Choć serce podpowiadało co innego.
Nie wiem ile minęło, ale nagle znalazłem się pod jaskinią medyka. Za mną ciągną się duże ślady mojej krwi. Ciężko dysze i w końcu upadam, a klacz razem ze mną. Serce mi wali jak szalone, choć czuję że jest coraz słabsze. a uderzenia stają się coraz bardziej chaotyczne. nagle czuję, że Midway się lekko przebudziła, więc mówię jeszcze:
- Midway... Jeśli umrę, to proszę... Żyj dalej! Żyj normalnie z kimś ważnym u Twego boku! Żyj za mnie... Żebym mógł patrzeć na świat twoimi oczyma... Żebym mógł z tamtego świata widzieć jeszcze ten piękny świat... Obiecaj mi że zaczniesz normalnie żyć, nawet jeśli umrę... Proszę... - mówię coraz bardziej zachrypnięty. Zaczynam się dławić własną krwią. Poczułem że ktoś mnie dotyka. Zdołałem jeszcze otworzyć, zamglone coraz bardziej oczy. Umieram... Czuję to! Przed sobą widzę medyków, którzy coś krzyczą miedzy sobą lecz ja nie wiem co... Próbują nas ratować, lecz ja wątpię, żeby mnie uratowali... Jestem coraz słabszy...
< Midway? Contesimo? >
Nie wiem ile minęło, ale nagle znalazłem się pod jaskinią medyka. Za mną ciągną się duże ślady mojej krwi. Ciężko dysze i w końcu upadam, a klacz razem ze mną. Serce mi wali jak szalone, choć czuję że jest coraz słabsze. a uderzenia stają się coraz bardziej chaotyczne. nagle czuję, że Midway się lekko przebudziła, więc mówię jeszcze:
- Midway... Jeśli umrę, to proszę... Żyj dalej! Żyj normalnie z kimś ważnym u Twego boku! Żyj za mnie... Żebym mógł patrzeć na świat twoimi oczyma... Żebym mógł z tamtego świata widzieć jeszcze ten piękny świat... Obiecaj mi że zaczniesz normalnie żyć, nawet jeśli umrę... Proszę... - mówię coraz bardziej zachrypnięty. Zaczynam się dławić własną krwią. Poczułem że ktoś mnie dotyka. Zdołałem jeszcze otworzyć, zamglone coraz bardziej oczy. Umieram... Czuję to! Przed sobą widzę medyków, którzy coś krzyczą miedzy sobą lecz ja nie wiem co... Próbują nas ratować, lecz ja wątpię, żeby mnie uratowali... Jestem coraz słabszy...
< Midway? Contesimo? >
Od Odium - Cd. Almy Salvaje
Próbuję sobie przypomnieć gdzie najczęściej bywa alfa, niestety, na marne.
Muszę liczyć na to, że szukając jej będziemy mieli po prostu szczęście. W miarę już potrafiłem się odnaleźć na tych terenach. Wiedziałem mniej więcej gdzie jest co. I to sprawiało, że mimo ślepoty dawałem sobie radę bez żadnej pomocy.
- Mogę Cię zaprowadzić - odzywam się w końcu - Tylko nie obiecuję, że szybko ją znajdziemy. Za bardzo nie wiem, gdzie może być. - przyznaję ze smutkiem w głosie.
Klacz nic nie powiedziała. Prawdopodobne, że pokiwała głową na zgodę ale tego nie mogłem zobaczyć. Uznam jednak, że tak było. Chcę pozostać jak najdłużej mogę naturalnym.
Ruszyliśmy. Alma co chwilę zatrzymywała się i zachwycala się terenami. Żałowałem, że nie mogę ich zobaczyć. Z jej relacji wydawały się jeszcze piękniejsze niż myślałem. Wielokrotnie starałem je sobie zobaczyć oczami wyobraźni - te na szczęście nie były ślepe. Ale raju nie da się sobie wyobrazić...
- Dużo z tych terenów jest magicznych. Czasami zdarzają się tu dziwne rzeczy. - odzywam się - Na przykład tutaj. To Las Peeves. Poltergeisty, złośliwe duszki lubią żartować z innych.
I jak na zawołanie jeden z duszków zaśmiał się klaczy tuż obok ucha. Chyba trochę się przestraszyła.
Alma Salvaje?
Muszę liczyć na to, że szukając jej będziemy mieli po prostu szczęście. W miarę już potrafiłem się odnaleźć na tych terenach. Wiedziałem mniej więcej gdzie jest co. I to sprawiało, że mimo ślepoty dawałem sobie radę bez żadnej pomocy.
- Mogę Cię zaprowadzić - odzywam się w końcu - Tylko nie obiecuję, że szybko ją znajdziemy. Za bardzo nie wiem, gdzie może być. - przyznaję ze smutkiem w głosie.
Klacz nic nie powiedziała. Prawdopodobne, że pokiwała głową na zgodę ale tego nie mogłem zobaczyć. Uznam jednak, że tak było. Chcę pozostać jak najdłużej mogę naturalnym.
Ruszyliśmy. Alma co chwilę zatrzymywała się i zachwycala się terenami. Żałowałem, że nie mogę ich zobaczyć. Z jej relacji wydawały się jeszcze piękniejsze niż myślałem. Wielokrotnie starałem je sobie zobaczyć oczami wyobraźni - te na szczęście nie były ślepe. Ale raju nie da się sobie wyobrazić...
- Dużo z tych terenów jest magicznych. Czasami zdarzają się tu dziwne rzeczy. - odzywam się - Na przykład tutaj. To Las Peeves. Poltergeisty, złośliwe duszki lubią żartować z innych.
I jak na zawołanie jeden z duszków zaśmiał się klaczy tuż obok ucha. Chyba trochę się przestraszyła.
Alma Salvaje?
Od Altaira - Cd. Anastji
Teraz nie miało już znaczenia gdzie biegniemy i kto tak w ogóle zwycięży. Wydawało mi się to najmniej ważne. Ważne, że każde z nas dobrze spędzało czas. Tylko to się liczyło w tej chwili.
- Ile my tak idziemy? - pytam po czym poprawiam się - Znaczy, biegniemy.
- A czy to ważne? - spytała klacz
- Trochę się zmęczylem. - przyznaję w końcu z wielką niechęcią w głosie. Jak widać, nie mam aż takiej kondycji jak wcześniej. Albo biegniemy już bardzo długo. Sam nie wiem.
Wstyd tak przyznać przed klaczą, ale to nie jakaś tam klacz tylko Anastja. Moja przyjaciółka.
Anastja?
- Ile my tak idziemy? - pytam po czym poprawiam się - Znaczy, biegniemy.
- A czy to ważne? - spytała klacz
- Trochę się zmęczylem. - przyznaję w końcu z wielką niechęcią w głosie. Jak widać, nie mam aż takiej kondycji jak wcześniej. Albo biegniemy już bardzo długo. Sam nie wiem.
Wstyd tak przyznać przed klaczą, ale to nie jakaś tam klacz tylko Anastja. Moja przyjaciółka.
Anastja?
Od Midway - Cd. Arota
Słyszałam odgłosy walki. Ktoś z kimś walczy...czy to pomoc? A może wilki walczą o pożywienie? Nie mam siły nawet unieść powiek. Trwa to długo. To po prostu szum. Wśród szumu mogę rozpoznać ciche skomlenie. A potem szum ustępuje. Wilki mnie opuściły? Tak po prostu? Dlaczego? Tak chciałabym zobaczyć co się dzieje. Nie mam siły.
Znowu szum. To jakieś słowa. Moje imię? Nie wiem. Ktoś coś do mnie mówi. Poruszam nogą na znak, że żyję. Od razu przeszywa mnie ból. Krzyczę z bólu a duża ilość powietrza wdziera mi się do płuc.
Nie mam siły by otworzyć oczu.
Coś mnie podnosi. Wiszę, przewieszona między dwoma punktami. Ktoś mnie niesie.
Nie trwa to długo. Po chwili ja i ten ktoś upadamy na ziemię. Znowu ból. Znowu szum. Tym razem otwieram oczy. Choć to również oznacza ból.
Dostrzegam zamglony obraz karego, zakrwawionego ogiera. Arot? Czy on mnie uratował? Chyba tak, ale chyba to ostatnie co zrobi. Chciałabym mu pomóc ale sama jestem wrakiem.
- Arot. - mówię chrapliwym głosem - Dziękuję.
I znowu ciemność mnie pochłania.
Arot?
Od Soleado cd. Annabeth
Klacz po chwili smacznie zasnęła, a ja wróciłem do swoich obowiązków.
Miałem jeszcze troszkę pracy koło siebie,którą musiałem wykonać. W końcu
nastała noc i też się w końcu położyłem. Zasnąłem lecz nie miałem zbyt
spokojnego snu...
***
Obudziłem się wcześnie rano. Klacz jeszcze spała, więc postanowiłem jej nie budzić. Jej noga wyglądała już troszkę lepiej, ale wiedziałem, że musi minąć jeszcze sporo czasu, żeby noga wróciła do pełnej sprawności. Do tego czasu nie mogła jej przemęczać. Wyszedłem spokojnie na zewnątrz i wziąłem głębszy wdech. Dzisiejsze powietrze było dość ciężkie, więc zwiastowało to na potężną burzę i deszcz. Zjadłem spokojnie przed swoją jaskinią i zebrałem troszkę jedzenia dla klaczy. Podstawiłem jej jedzenie blisko niej i zacząłem mieszać różne mikstury. Robiłem różne lekarstwa z ziół, które przynieśli mi zielarze. Nagle usłyszałem jak klacz lekko jęknęła. Odwróciłem się i zobaczyłem, że zaczęła się powoli budzić.
< Annabeth? >
***
Obudziłem się wcześnie rano. Klacz jeszcze spała, więc postanowiłem jej nie budzić. Jej noga wyglądała już troszkę lepiej, ale wiedziałem, że musi minąć jeszcze sporo czasu, żeby noga wróciła do pełnej sprawności. Do tego czasu nie mogła jej przemęczać. Wyszedłem spokojnie na zewnątrz i wziąłem głębszy wdech. Dzisiejsze powietrze było dość ciężkie, więc zwiastowało to na potężną burzę i deszcz. Zjadłem spokojnie przed swoją jaskinią i zebrałem troszkę jedzenia dla klaczy. Podstawiłem jej jedzenie blisko niej i zacząłem mieszać różne mikstury. Robiłem różne lekarstwa z ziół, które przynieśli mi zielarze. Nagle usłyszałem jak klacz lekko jęknęła. Odwróciłem się i zobaczyłem, że zaczęła się powoli budzić.
< Annabeth? >
Od Almy Salvaje Cd. Odium
Przez chwilę rozmyślałam, nad słowami ogiera. Już dużo w życiu przeżyłam i wiele widziałam. Już dawno nie byłam w żadnym stadzie, więc zaczynała mi doskwierać samotność. Może to szansa na leprze życie? Bardzo możliwe... Spojrzałam na ogiera. Czekał cierpliwie, na moją odpowiedź. Może mogłabym się z nim zaprzyjaźnić? Czemu nie?! Skoro to ma być mój nowy dom, to jakoś trzeba się zaprzyjaźnić z tutejszymi mieszkańcami, tego stada;
- Cóż... Dość długo tułałam się po tym świecie... - powiedziałam nieco zamyślona - Chętnie bym znalazła tutaj jakiś ciepły kąt! - powiedziałam już nieco radośniej. - A... Czy mógłbyś mnie zaprowadzić do alfy? To dość duże tereny a znając moje szczęści, to pewnie się zgubię... - powiedziałam nieco nieśmiało ale wciąż utrzymywałam przyjacielski ton.
< Odium? >
- Cóż... Dość długo tułałam się po tym świecie... - powiedziałam nieco zamyślona - Chętnie bym znalazła tutaj jakiś ciepły kąt! - powiedziałam już nieco radośniej. - A... Czy mógłbyś mnie zaprowadzić do alfy? To dość duże tereny a znając moje szczęści, to pewnie się zgubię... - powiedziałam nieco nieśmiało ale wciąż utrzymywałam przyjacielski ton.
< Odium? >
Od Arota cd. Midway
Stałem jak słup soli w miejscu gdy nagle usłyszałem wycie wilków... To mnie ocuciło. Z początku myślałem, żeby to zignorować lecz coś mnie tknęło. A co jeśli Midway jest w ich pobliżu?! Przecież te odgłosy dochodzą z kierunku, z którego przybiegłem i w którym niedawno zostawiłem klacz samą... Natychmiast zerwałem się z miejsca i pobiegłem jak szalony w tamtym kierunku. Nigdzie jej nie widziałem ale wycie wilków stawało się coraz głośniejsze i wyraźniejsze. Wybiegłem poza granice stada. Gdzie jesteś Midway?! Gdzie jesteś?! Biegłem coraz bardziej zmęczony i spanikowany. Nagle wbiegłem do jakiegoś lasu i wtedy ją zobaczyłem... Leżała na ziemi kompletnie bez sił a jeden wilk ugryzł ją w bok... I wtedy poczułem jak ogarnia mnie jakaś furia! Wbiegłem wprost na wilki niczym rozwścieczony byk.
Zaczęła się walka. Tego wilka, co ugryzł Midway kopnąłem w jego durny łeb. Usłyszałem jak miażdż się jego kości i z głośnym skomleniem, padł martwy na ziemię. Nagle poczułem jak jeden z wilków mnie ugryzł w nogę. Nie poczułem ból, gdyż adrenalina była na bardzo wysokim poziomie, więc czułem się jak jakiś super bohater. Na ziemię zaczęły padać kolejne martwe, bądź ciężko ranne wilki. W końcu reszta uciekła, zostawiając swoich towarzyszy i niedoszłą ofiarę... Przez chwilę stałem zziajany lecz po chwili podszedłem do Midway. Byłem ciężko ranny. Jednak póki adrenalina krążyła w moich żyłach, to mogłem jeszcze przez jakiś czas funkcjonować w miarę normalnie. Mam nadzieję, że uda mi się dojść z Midway do stada, zanim się wykrwawię... Nawet, jeśli stracę życie, to przynajmniej w słusznym celu! Obiecałem Midway, że może na mnie liczyć... I nie boje się konsekwencji, jakie może to przynieść...
< Midway? >
Zaczęła się walka. Tego wilka, co ugryzł Midway kopnąłem w jego durny łeb. Usłyszałem jak miażdż się jego kości i z głośnym skomleniem, padł martwy na ziemię. Nagle poczułem jak jeden z wilków mnie ugryzł w nogę. Nie poczułem ból, gdyż adrenalina była na bardzo wysokim poziomie, więc czułem się jak jakiś super bohater. Na ziemię zaczęły padać kolejne martwe, bądź ciężko ranne wilki. W końcu reszta uciekła, zostawiając swoich towarzyszy i niedoszłą ofiarę... Przez chwilę stałem zziajany lecz po chwili podszedłem do Midway. Byłem ciężko ranny. Jednak póki adrenalina krążyła w moich żyłach, to mogłem jeszcze przez jakiś czas funkcjonować w miarę normalnie. Mam nadzieję, że uda mi się dojść z Midway do stada, zanim się wykrwawię... Nawet, jeśli stracę życie, to przynajmniej w słusznym celu! Obiecałem Midway, że może na mnie liczyć... I nie boje się konsekwencji, jakie może to przynieść...
< Midway? >
Od Odium - Cd. Almy Salvaje
Alma Salvaje. Jestem wręcz pewien, że dotąd nie słyszałem tego imienia, a starałem się być na bieżąco z tym kto dołącza do stada.
W takim razie jest to intruz, albo zagubiony wędrowiec. Raczej stawiałbym na to drugie. Ma dosyć miły ton głosu. Nie zachowuje się agresywnie. Niestety nic więcej nie mogę o niej powiedzieć.
- Odium. - odpowiadam automatycznie, choć staram się zdobyć na delikatny uśmiech - Sądzę, że nie jesteś członkiem tego stada.
- Stada? To tu jest jakieś stado? - w głosie mogę usłyszeć zaskoczenie i podekscytowanie. Zdecydowanie to tylko zagubiona duszyczka, potrzebująca swojego kąta na ziemi.
- Ano, na tych terenach mieszka stado Mysterious Valley. Jestem tam strażnikiem. - odzywam się w miarę wyluzowany, albo bardziej próbowałem na takiego wyglądać. Nie chciałem by klacz zauważyła moją wadę. Pilnowałem by to oko zostawało przykryte grzywką.
Klacz długi czas nic nie mówiła, więc jeszcze raz się odezwałem.
- Alfa stada nie gryzie, można do stada zwyczajnie dołączyć. Jeśli nie jesteś w żadnym to je polecam. Każdy znajdzie tu coś dla siebie.
Alma Salvaje?
Od Midway - Cd. Arota
I w tej samej chwili, co ogier odwrócił się na pięcie i pobiegł, gniew całkowicie mnie opuścił. Czułam się teraz jedynie zmęczona próbą wpasowania się w definicję normalnego życia. Niestety, los stworzył klacz, która rani. Schowajcie się, nim zrani też was.
Ruszyłam galopem w kierunku do którego pobiegł ogier. Potrzebowałam się zmęczyć. Chciałam zatracić się w zawrotnej szybkości. Chciałam biec i biec, i właśnie to robiłam. Czułam jak wiatr mnie bije, po pysku, po szyi. Ale nic nie jest ważne, nawet to, że nie mam kondycji. Chciałabym pędzić i w końcu z tego powodu paść. I tak wszystkich ranię.
Obraz przestał być ostry, biegłam już naprawdę długo i zaczynało to być ponad moje siły. Ale im mniej sił tym więcej chęci by biec. Zmęczenie tylko mnie nakręca.
Słyszę wycie wilka. Nawet nie wiem gdzie jestem, czy to tereny stada czy nie. Słyszę też powarkiwanie wilków i wtedy właśnie moje nogi odmawiają mi posłuszeństwa. Padam na miękki mech a wilki krążą wokół mnie. Słyszę ich oddechy, ciężkie i chrapliwe. W końcu znalazły pożywienie. Czuję ból w prawym boku, chyba zaczęły...
Arot?
Ruszyłam galopem w kierunku do którego pobiegł ogier. Potrzebowałam się zmęczyć. Chciałam zatracić się w zawrotnej szybkości. Chciałam biec i biec, i właśnie to robiłam. Czułam jak wiatr mnie bije, po pysku, po szyi. Ale nic nie jest ważne, nawet to, że nie mam kondycji. Chciałabym pędzić i w końcu z tego powodu paść. I tak wszystkich ranię.
Obraz przestał być ostry, biegłam już naprawdę długo i zaczynało to być ponad moje siły. Ale im mniej sił tym więcej chęci by biec. Zmęczenie tylko mnie nakręca.
Słyszę wycie wilka. Nawet nie wiem gdzie jestem, czy to tereny stada czy nie. Słyszę też powarkiwanie wilków i wtedy właśnie moje nogi odmawiają mi posłuszeństwa. Padam na miękki mech a wilki krążą wokół mnie. Słyszę ich oddechy, ciężkie i chrapliwe. W końcu znalazły pożywienie. Czuję ból w prawym boku, chyba zaczęły...
Arot?
wtorek, 23 sierpnia 2016
Od Almy Salvaje Do Odium
I znowu wiatr mnie doprowadził w nieznane mi miejsce. Było ono piękne i jakby zaczarowane. Chodziłam po jakiś pięknych terenach, zupełnie nie świadoma, że to czyjeś tereny. Wszystko dookoła było koloru fioletowego. Nigdy czegoś takiego nie widziałam! Czułam, że to miejsce, będzie kolejną przygodą... Wzięłam głębszy wdech i ruszyłam energicznie dalej. Trawa pod moimi kopytami lekko szeleściła, co oznaczało, że deszcz dość dawno tu nie padał ale przyroda sobie jakoś radziła. Nagle usłyszałam za sobą szelest krzaków. Odwróciłam się spokojnie i zobaczyłam potężnego ogiera. Miał maść siwą jabłkowitą. Czego on ode mnie chce? Może on też podróżuje? Patrzyłam na niego a ten nagle stanął i zmierzył mnie wzrokiem.
- Kim jesteś? I co tu robisz? - spytał dość oschle.
- Oglądam.... - odparłam jakby to było oczywiste. - Jestem Alma Salvaje - powiedziałam przyjacielsko. Wciąż nie zdawałam sobie sprawy, że łażę po czyiś terenach. Takie moje nie ogarnięcie ale cóż!
< Odium? Taki mały nie ogar u niej :P >
- Kim jesteś? I co tu robisz? - spytał dość oschle.
- Oglądam.... - odparłam jakby to było oczywiste. - Jestem Alma Salvaje - powiedziałam przyjacielsko. Wciąż nie zdawałam sobie sprawy, że łażę po czyiś terenach. Takie moje nie ogarnięcie ale cóż!
< Odium? Taki mały nie ogar u niej :P >
Od Tyriona - CD. Lune Onesty
Przez dłuższą chwilę patrzę w dal. Chciałbym aby te drań, który ją skrzywdził cierpiał. Ale przez to znowu ją opuszczę, znowu będę się błąkać, znowu może się stać coś nieoczekiwanego.
Wszystko może przepaść w imię zemsty.
Wzdycham. Czyli muszę odpuścić, czego nienawidzę.
- Nie mam wyboru, muszę zostać - wołam spokojnym głosem, nie pokazującym po sobie emocji.
Lune pisnęła z radości i się do mnie przytulila. Ja zaś ciągle nie byłem zdecydowany.
- Nie opuszczę Cię. - mówię w końcu z czułością i delikatnie muskam jej ucho. Czuję, że jej się to podoba.
Lune Onesta?
Wszystko może przepaść w imię zemsty.
Wzdycham. Czyli muszę odpuścić, czego nienawidzę.
- Nie mam wyboru, muszę zostać - wołam spokojnym głosem, nie pokazującym po sobie emocji.
Lune pisnęła z radości i się do mnie przytulila. Ja zaś ciągle nie byłem zdecydowany.
- Nie opuszczę Cię. - mówię w końcu z czułością i delikatnie muskam jej ucho. Czuję, że jej się to podoba.
Lune Onesta?
Od Anastji cd. Altaira
- Bardzo dobrze! Przegrasz! - powiedziałam ze śmiechem i przyspieszyłam. Po chwili się z nim zrównałam i biegliśmy razem, niczym dwa konie wyścigowe, które są coraz bliżej linii mety. Nasze kopyta, uderzały potężnie o ziemię, zostawiając tylko za sobą kurz. Ziemia była bardzo sucha i twarda, lecz nie przeszkadzało to nam.
- No Alt! Chyba to ja dzisiaj wygram? - droczyłam się z nim przyjacielsko.
- Zobaczymy! - powiedział i jeszcze przyspieszył!
Nie mieliśmy co prawda wyznaczonej linii mety, więc biegliśmy jak najdłużej i do kompletnego wyczerpania. Był to test na wytrzymałość. Żadne z nas nie odpuszczało. Choć bieg był męczący, to nie chciałąm go przerywać i chyba Altair miał to samo odczucie, co ja...
Zaczął mnie wyprzedzać, choć jego ruchy stały się nieco chaotyczne. Był to wynik zmęczenia. Ja też biegłam już jak pokraka i pewnie zabawnie to wyglądało, jeśli ktoś nas widział; Nagle ogier sie odezwał:
- Wymiękasz? - spytał żartobliwie.
- Chciałbyś! - powiedziałam i ponownie się z nim zrównałam. Ile jeszcze tak będziemy biec? Nie wiadomo... Lecz pewne było jedno! Oboje świetnie się przy tm bawimy;
< Altair? ^^ >
- No Alt! Chyba to ja dzisiaj wygram? - droczyłam się z nim przyjacielsko.
- Zobaczymy! - powiedział i jeszcze przyspieszył!
Nie mieliśmy co prawda wyznaczonej linii mety, więc biegliśmy jak najdłużej i do kompletnego wyczerpania. Był to test na wytrzymałość. Żadne z nas nie odpuszczało. Choć bieg był męczący, to nie chciałąm go przerywać i chyba Altair miał to samo odczucie, co ja...
Zaczął mnie wyprzedzać, choć jego ruchy stały się nieco chaotyczne. Był to wynik zmęczenia. Ja też biegłam już jak pokraka i pewnie zabawnie to wyglądało, jeśli ktoś nas widział; Nagle ogier sie odezwał:
- Wymiękasz? - spytał żartobliwie.
- Chciałbyś! - powiedziałam i ponownie się z nim zrównałam. Ile jeszcze tak będziemy biec? Nie wiadomo... Lecz pewne było jedno! Oboje świetnie się przy tm bawimy;
< Altair? ^^ >
Od Arota CD. Midway
- Przecież.... Eh... Nieważne! Już sobie idę! - powiedziałem, odwróciłem się i zniknąłem pomiędzy drzewami. Nie rozumiałem jej złości. Gdzie kol wiek nie pójdę, wszędzie mnie odpychają... Jak widać, moim przeznaczeniem jest życie w samotności, z dala od wszystkich. Nagle do siebie wyszeptałem:
- Jak zwykle wszyscy mają mnie dosyć... - powiedziałem i przyspieszyłem.
Poczułem jak w moim sercu zagościł gniew! Straciłem przyjaciół i moją pierwszą miłość... A teraz straciłem Midway. Co dalej szykuje mi los? Może w końcu ze sobą skończę? Nie... to głupie! Ile jeszcze moja dusza musi cierpieć? Dlaczego muszę znosić takie katusze? Czy ktoś rzucił na mnie jakąś klątwę? A może ja sam jestem chodzącym problemem? To drugie jest raczej oczywiste. Nawet Midway ma mnie już dość... Pewnie się teraz na mnie jeszcze bardziej wścieka... Tak! Jestem chodzącym nieudacznikiem... Oj tato... Ja chyba nigdy nie będę mieć szczęścia w życiu tak jak ty... Pomyślałem sobie jeszcze i stanąłem w miejscu, ze wzrokiem wbitym w ziemię.
< Midway? Dramatycznie się zrobiło :P >
- Jak zwykle wszyscy mają mnie dosyć... - powiedziałem i przyspieszyłem.
Poczułem jak w moim sercu zagościł gniew! Straciłem przyjaciół i moją pierwszą miłość... A teraz straciłem Midway. Co dalej szykuje mi los? Może w końcu ze sobą skończę? Nie... to głupie! Ile jeszcze moja dusza musi cierpieć? Dlaczego muszę znosić takie katusze? Czy ktoś rzucił na mnie jakąś klątwę? A może ja sam jestem chodzącym problemem? To drugie jest raczej oczywiste. Nawet Midway ma mnie już dość... Pewnie się teraz na mnie jeszcze bardziej wścieka... Tak! Jestem chodzącym nieudacznikiem... Oj tato... Ja chyba nigdy nie będę mieć szczęścia w życiu tak jak ty... Pomyślałem sobie jeszcze i stanąłem w miejscu, ze wzrokiem wbitym w ziemię.
< Midway? Dramatycznie się zrobiło :P >
Od Lune Onesty cd.Tyriona
- Tyrion... - zaczęłam - Dopiero Cię odzyskałam! Nie zniosłabym myśli, że znowu odejdziesz.... Już jeden raz się to źle skończyło... Proszę! Po prostu o tym zapomnij! Dla mnie liczy się tylko to,że jesteś ze mną... Nie chcę żebyś się mścił... - powiedziałem niemal przez łzy.
Modliłam się w duchu, żeby nie chciał się mścić. Już raz niemal go straciłam! I na tyle czasu zniknął bez śladu... A co by było, gdyby jego noga nie stanęła ponownie na terenach tego stada? Zostałabym sama z bólem w sercu i ciągle bym się o niego martwiła. Nagle Tyrion się odezwał i tym samym wyrwał mnie z rozmyśleń.
< Tyrion?; >
Modliłam się w duchu, żeby nie chciał się mścić. Już raz niemal go straciłam! I na tyle czasu zniknął bez śladu... A co by było, gdyby jego noga nie stanęła ponownie na terenach tego stada? Zostałabym sama z bólem w sercu i ciągle bym się o niego martwiła. Nagle Tyrion się odezwał i tym samym wyrwał mnie z rozmyśleń.
< Tyrion?; >
Od Talona cd. Lacey
Zdziwiło mnie zachowanie klaczy! Najpierw normalnie ze mną rozmawia, a później mówi,że musi iść... Czyżby ją wystraszyła moja moc? Cóż... Większość koni przerażają takie zdolności, ale nic nie mogłem na to poradzić. Jedyne co mogłem wtedy zrobić, to pogodzić się z tą myślą... Klacz znacznie przyspieszyła. Mimo wszystko ruszyłem za nią, gdyż nie chciałem jej zostawiać w takim momencie! Chciałem żeby ten dzień zakończył się dobrze, a nie dramatycznie dla obu stron. Po chwili ruszyłem w jej kierunku galopem. Przez chwilę jej nie widziałem, lecz po chwili ją ujrzałem. Szła zamyślona i jakby zagubiona z lekka. Nie powiem, że mnie to nie zmartwiło, gdyż było zupełni inaczej!
- Hej! Czekaj! - zawołałem.
Klacz nagle stanęła i jakby się ocuciła. Spojrzała na mnie zdziwionym wzrokiem i chciała coś powiedzieć,lecz ja jej przerwałem:
- Wybacz jeśli zrobiłem coś nie tak... Słuchaj...Nie chcę, żebyśmy skończyli rozmowę w tak.. em... - nie mogłem znaleźć słowa. No ładnie! I co teraz Talon? Pobiegłeś za nią jak kretyn i teraz nawet wysłowić się nie potrafisz!Skarciłem siebie myślach. Nagle klacz się odezwała:
- Nieco dziwnych okolicznościach? - dokończyła, co mnie nieco zdziwiło.
- Ta...Tak... - odpowiedziałem w końcu. - Jeśli przeraziły Cię moje moce...To postaram się ich nie używać przy Tobie! Dla niektórych koni moja moc jest... no! Przerażająca i nie chcą mieć ze mną zbyt do czynienia.... Nie chcę żebyś też myślała, że jestem niebezpieczny czy coś... Więc wybacz, że użyje swoich mocy przy Tobie... - skończyłem w końcu. Dopiero teraz się zorientowałem że nieco hao tynie poskładałem słowa, ale miałem nadzieję, że klacz mimo wszystko zrozumie, to co do niej powiedziałem.
< Lacey? Wybacz że tak długo ;-; >
- Hej! Czekaj! - zawołałem.
Klacz nagle stanęła i jakby się ocuciła. Spojrzała na mnie zdziwionym wzrokiem i chciała coś powiedzieć,lecz ja jej przerwałem:
- Wybacz jeśli zrobiłem coś nie tak... Słuchaj...Nie chcę, żebyśmy skończyli rozmowę w tak.. em... - nie mogłem znaleźć słowa. No ładnie! I co teraz Talon? Pobiegłeś za nią jak kretyn i teraz nawet wysłowić się nie potrafisz!Skarciłem siebie myślach. Nagle klacz się odezwała:
- Nieco dziwnych okolicznościach? - dokończyła, co mnie nieco zdziwiło.
- Ta...Tak... - odpowiedziałem w końcu. - Jeśli przeraziły Cię moje moce...To postaram się ich nie używać przy Tobie! Dla niektórych koni moja moc jest... no! Przerażająca i nie chcą mieć ze mną zbyt do czynienia.... Nie chcę żebyś też myślała, że jestem niebezpieczny czy coś... Więc wybacz, że użyje swoich mocy przy Tobie... - skończyłem w końcu. Dopiero teraz się zorientowałem że nieco hao tynie poskładałem słowa, ale miałem nadzieję, że klacz mimo wszystko zrozumie, to co do niej powiedziałem.
< Lacey? Wybacz że tak długo ;-; >
poniedziałek, 22 sierpnia 2016
Od Hazarda
Dobranocka pod lianami
-Dlaczego po prostu nie możesz mi powiedzieć gdzie on to ukrył!?- byłem wściekły, stojąc przy Wodospadzie Dusz i wpatrując się z chłodem w ognika, który symbolizował moją matkę. A przynajmniej miałem taką nadzieję.Jeśli to co mówią o tej wodzie i tym miejscu jest prawdą, Miriam doskonale mnie widziała i słyszała. Czemu nie mogła dać jakiegoś znaku, cokolwiek? Tak bardzo pragnąłem się z nią zobaczyć. Nigdy mnie nie przytuliła. Tylko jedyny raz, gdy mówiła, że zostaliśmy sami. Nawet jak odchodziła, nie dała swojemu synowi za grosz ostatniego ciepła.
Normalnie pewnie w moich oczach pojawiłyby się łzy smutku. Jednak nie u mnie. Nie potrafię płakać, a przynajmniej tak sądzę. Teraz czułem tylko złość na wszystko dookoła.
Zachowuję się jak dziecko. Jak rozpuszczony bachor, mający żal do całego świata. Dość na dziś...
Odwróciłem się i zamierzałem iść. Tak też zrobiłem. Ostatecznie wydusiłem z siebie:
-Do zobaczenia, mamo- szepnąłem z przymrużonymi oczami i odszedłem.
Jednak myśl o tym, że ostatnia rzecz, która pozostała po moim ojcu jest gdzieś tu ukryta, na terenach mojego stada, nie dawała mi spokoju. Kręciła się zaciekle w moim mózgu, nie pozwalając o niczym innym myśleć. O spaniu nie było już żadnej mowy.
Gdzie mógł to ukryć?
Co to jest?
Co zawiera?
Czy znienawidzę go bardziej niż dotychczas?
Pokręciłem głową, próbując wyrzucić te myśli. Pomimo tego iż wiedziałem, że to na nic, zawsze trzeba próbować. Fuj. Skąd we mnie tyle optymizmu...
Odkąd pamiętam, bagna były miejscem moich samotnych treningów. Znam je jak własną kieszeń, wiem gdzie stawiać bezpiecznie kopyto by nie wpaść w pułapkę morderczych wód i roślin. Czuwała nad nimi jakby klątwa. Rosło tu pełno rosiczek, dzbaneczników i lian, które jakby z własnym umysłem, oplatały twoje nogi. Za każdym razem gdy przechodziłem przez odkrytą przeze mnie ścieżkę, przypominały mi się słowa matki. Pragnęła bym był silniejszy od niej i od każdego innego kogo napotkam na drodze. Trenowała mnie na takich terenach, nie okazując za grosz litości dla swego syna i źrebaka. I choć wiedziałem, że mnie kochała, mówiła to nie często, ale można było usłyszeć to z jej pyska, nie pokazywała słabości.
Z każdym korkiem gęstwina drzew zasłaniała przejrzyste niebo. Przestraszone ptaki zlatywały w górę. Nieliczne zwierzęta przyzwyczajone są do życia w takich warunkach. A jednak tu mogłem odnaleźć cząstkę utraconego życia.
To miejsce było puste i zastrzeżone. Rygorystycznie pilnowane przez siłę magii stada, która wpuszczała tylko tych, którzy nie zagrażali temu miejscu i swojemu życiu. Jednak dziś nie byłem sam. Czując słodki zapach w chrapach innej osoby. Sama jego obecność była wyczuwalna. Odwróciłem głowę, oglądając się za siebie. Ślady kopyt za mną nie miały świadczyć o czymś dobrym. To nie ja je zostawiłem. Ruch krzaków przede mną zdradził wszystko. Jednak zanim zdążyłem się odwrócić i zobaczyć kto to, dostałem w głowę. Zamroczyło mnie, a nogi same ugięły w stawach. Najpierw upadłem na dwie przednie, lecz uderzenie było na tyle mocne, że po chwili moje całe ciało i głowa bezwładnie opadły na grząskie błoto, plamiąc kasztanowatą, lśniącą sierść. Udało mi się otworzyć oczy, lecz obraz był rozmyty, jakbym patrzył przez mgłę w późną jesień. Widziałem tylko kopyta blisko mnie. W uszach słyszałem pisk, ale wydawało mi się jakby osoba stojąca nade mną wypowiadała jakieś zaklęcie. Pomimo chęci, nie udało mi się rozpoznać i obronić swoimi mocami. Nawet woda, która znajdywała się dookoła mnie nie pomogła. Powoli zamknąłem oczy, tracąc przytomność.
Obudziłem się w całkiem innym miejscu cały obolały. A jeszcze bardziej bolała mnie głowa. Nie mogłem się ruszyć, jedynie co delikatnie szyją, aby sprawdzić czy szyja mi nie zdrętwiała. Wzrok nadal szwankował, nie pozwalając określić dokładnego mojego miejsca położenia. Z kwaśną miną podniosłem głowę, słysząc w uszach jak serce szybko pompuje krew. Oddech miałem lekko przyśpieszony, ale nieznacznie.
Moja głowa...~ przekląłem w myśli, prostując przednie nogi, choć nie zamierzałem na razie wstać.
Uderzenie musiało być na tyle mocne bym stracił przytomność na dość długo. Pamiętam, że wybrałem się na spacer po południu, koło trzeciej. A musi być wieczór, bo słońce zaczynało zachodzić.
Tylko nie rozumiem po co napastnik miałby przenosić mnie w miejsce, które nawet nie kojarzę.
Rozejrzałem się dookoła jak tylko wzrok pozwolił mi na spokojne skorzystanie z niego. Leżałem na jakiejś polanie, obok lasu. Bagna znajdywały się stąd bardzo daleko. Ten ktoś musiał mnie przenieść za pomocą magii albo musiał mieć dużo krzepy. Wstałem na nogi, otrzepując się z resztek błota, pozostałego po upadku na bagnach. Trochę zaschniętego zostało na mojej grzywie, a ogona bałem się zobaczyć. Poranna pielęgnacja poszła się... ekhem.
Odwróciłem głowę i w tym samym momencie zobaczyłem jaskinię. Czyżby była domem tajemniczej osoby znad bagien? Stanąłem w wejściu, mrużąc oczy by zobaczyć w ciemności cokolwiek, ale jaskinia wydawała się normalna i pusta. Ani śladu życia. Wszedłem do niej powoli i w tym samym momencie usłyszałem za sobą czyjś głos.
-Hej! A co ty robisz w moim domu?- za mną pojawił się obcy koń, widocznie lekko zaniepokojony moją niespodziewaną wizytą w jego jaskini.
Zmierzyłem go szybkim spojrzeniem, lecz nie bardzo jeszcze mogłem się skupić. Wszystkie zmysły mi szwankowały.
-Wybacz- odparłem z kamiennym wyrazem twarzy, próbując wyglądać normalnie, ale byłem pewien, że z tymi śladami upadku i błotem na sierści nie mogło to być przyjęte w miarę pozytywnie. Może to napastnik z bagien?
Chętny?
Od Tommena cd. Agrikoli
- Agrikola – słyszę gdzieś w oddali. Puste słowo rzucone na
wiatr. Postać klaczy zaczyna znikać w smugach deszczu. Stoję jeszcze chwilę i
wpatruje się w miejsce, gdzie las łączy się z polaną.
- Agrikola - powtarzam pod nosem, jakbym chciał utrwalić to imię w swojej pamięci.
Deszcz powoli przestawał padać, a mokra trawa nie była zdatna do jedzenia. Kałuże zaczęły tworzyć małe stawki, a korony drzew uginały się pod ciężarem wody. To właśnie takie dni sprawiały, że nogi mimowolnie cofały się w stronę jaskini. Świat budził się na nowo do życia, jednak ja nie chciałem być tego świadkiem. Wolałem iść spać lub przyglądać się temu z oddali, niczym niebezpieczny drapieżnik.
Moje próby zaśnięcia tej nocy okazały się bezskuteczne. Przewracałem się z boku na bok, a moje myśli wybiegały daleko… Zarówno w przeszłość jak i przyszłość. Chciałbym wiedzieć dlaczego moje życie potoczyło się tak, a nie inaczej. Kim tak naprawdę jestem i jaki jest mój cel na tym świecie.
Świt nastał niezwykle szybko. Słońce powoli zaczęło wychodzić znad konarów drzew, a lekki wiatr lekko ogrzewał moją zmierzwioną sierść.
Jak zawsze rano, udałem się do lasu. Było to jedyne miejsce, które potrafiło mnie wyciszyć. Zawsze panował tutaj półmrok, a powietrze było niezwykle lekkie.
W oddali zobaczyłem znajomą mi, ciemną postać. Przystanąłem na chwilę, aby upewnić się, że nie jest to tylko wytwór mojej bujnej wyobraźni.
Szedłem spokojnie, a gałęzie cicho łamały się pod moimi kopytami. Klacz momentalnie uniosła głowę, aby zlokalizować źródło wydawanych dźwięków.
- Agrikola, zostałaś – bardziej stwierdziłem niż zapytałem. - Myślałem, że już się nie zobaczymy - dodałem po chwili, po czym spojrzałem na karą. Stała dokładnie w tym samym miejscu i wpatrywała się we mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Nie wiedziałem, co powiedzieć. Każde zdanie jakie układałem w głowie wydawało mi się niepotrzebne.
- Masz na dzisiaj jakieś sprecyzowane plany - pytam, po czym kieruję wzrok w jej stronę. - Może chciałabyś lepiej poznać tereny? - dodaję już nieco ciszej.
<Agrikola?>
- Agrikola - powtarzam pod nosem, jakbym chciał utrwalić to imię w swojej pamięci.
Deszcz powoli przestawał padać, a mokra trawa nie była zdatna do jedzenia. Kałuże zaczęły tworzyć małe stawki, a korony drzew uginały się pod ciężarem wody. To właśnie takie dni sprawiały, że nogi mimowolnie cofały się w stronę jaskini. Świat budził się na nowo do życia, jednak ja nie chciałem być tego świadkiem. Wolałem iść spać lub przyglądać się temu z oddali, niczym niebezpieczny drapieżnik.
Moje próby zaśnięcia tej nocy okazały się bezskuteczne. Przewracałem się z boku na bok, a moje myśli wybiegały daleko… Zarówno w przeszłość jak i przyszłość. Chciałbym wiedzieć dlaczego moje życie potoczyło się tak, a nie inaczej. Kim tak naprawdę jestem i jaki jest mój cel na tym świecie.
Świt nastał niezwykle szybko. Słońce powoli zaczęło wychodzić znad konarów drzew, a lekki wiatr lekko ogrzewał moją zmierzwioną sierść.
Jak zawsze rano, udałem się do lasu. Było to jedyne miejsce, które potrafiło mnie wyciszyć. Zawsze panował tutaj półmrok, a powietrze było niezwykle lekkie.
W oddali zobaczyłem znajomą mi, ciemną postać. Przystanąłem na chwilę, aby upewnić się, że nie jest to tylko wytwór mojej bujnej wyobraźni.
Szedłem spokojnie, a gałęzie cicho łamały się pod moimi kopytami. Klacz momentalnie uniosła głowę, aby zlokalizować źródło wydawanych dźwięków.
- Agrikola, zostałaś – bardziej stwierdziłem niż zapytałem. - Myślałem, że już się nie zobaczymy - dodałem po chwili, po czym spojrzałem na karą. Stała dokładnie w tym samym miejscu i wpatrywała się we mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Nie wiedziałem, co powiedzieć. Każde zdanie jakie układałem w głowie wydawało mi się niepotrzebne.
- Masz na dzisiaj jakieś sprecyzowane plany - pytam, po czym kieruję wzrok w jej stronę. - Może chciałabyś lepiej poznać tereny? - dodaję już nieco ciszej.
<Agrikola?>
Od Agrikoli - CD H. Tommen'a
Zatrzymałam się i wbiłam nieobecny wzrok przed siebie.
- Agrikola. - wymówiłam, jak mi się zdawała, bardzo powoli i z namaszczeniem, jakby starając się wyczuć każdą sylabę.
Agrikola. Tak dawno nie słyszałam własnego imienia. Teraz, gdy po raz pierwszy od dawna je wymówiłam, zdawało mi się być czymś, co łączy przeszłość z teraźniejszością. Przypominało to, co mnie spotkało, przypominało to, za czym tak bardzo tęskniłam i jednocześnie to, o czym chciałam zapomnieć.
Nie jestem pewna, czy ogier jeszcze coś powiedział. Stałam bezruchu z zamglonym wzrokiem wbitym w nieistniejący punkt gdzieś w oddali, nie potrafiąc nawiązać kontaktu z obecnym światem. Otrzeźwiły mnie dopiero coraz silniejsze krople deszczu uderzające w mój grzbiet. Spojrzałam za siebie.
Byłam sama. Ogier musiał odejść jakiś czas temu.
Potrząsnęłam głową chcąc odsunąć od siebie wszystkie myśl które sprawiały, że w nie potrafiłam się skupić. Za dużo tego, zdecydowanie za dużo!
Ruszyłam przed siebie, jednak po krótkim czasie dotarł do mnie sens słów Tommena. Podobno znajdzie się tu schronienie dla każdego konia. Podobno.
Może to szansa? Może dar od losu?
Nie, nie, nie! Nigdy więcej! Nie mogę znowu wrócić między...między swoich...
Kogo próbuję oszukać? Nie jestem stworzona do samotnego życia. Potrzebuję kogoś...Nie, dam sobie radę. Zawsze dawałam.
Potrzebuję tylko stada. Muszę czuć, że nie jestem zupełnie sama. Wystarczy, że ktoś będzie, nie muszę przecież ich znać. Sama ich obecność sprawi, że będzie mi łatwiej.
Spojrzałam za siebie.
Deszcz nie przestawał padać, ale to, co zostawiłam za sobą nie wydawało się już tak ponure. Westchnęłam i ostatni raz spojrzałam na drogę przede mną. To koniec tułaczki. Przynajmniej na razie.
I nagle moje uszy drgnęły niespokojnie. Nie byłam tu sama.
< Tommen? >
- Agrikola. - wymówiłam, jak mi się zdawała, bardzo powoli i z namaszczeniem, jakby starając się wyczuć każdą sylabę.
Agrikola. Tak dawno nie słyszałam własnego imienia. Teraz, gdy po raz pierwszy od dawna je wymówiłam, zdawało mi się być czymś, co łączy przeszłość z teraźniejszością. Przypominało to, co mnie spotkało, przypominało to, za czym tak bardzo tęskniłam i jednocześnie to, o czym chciałam zapomnieć.
Nie jestem pewna, czy ogier jeszcze coś powiedział. Stałam bezruchu z zamglonym wzrokiem wbitym w nieistniejący punkt gdzieś w oddali, nie potrafiąc nawiązać kontaktu z obecnym światem. Otrzeźwiły mnie dopiero coraz silniejsze krople deszczu uderzające w mój grzbiet. Spojrzałam za siebie.
Byłam sama. Ogier musiał odejść jakiś czas temu.
Potrząsnęłam głową chcąc odsunąć od siebie wszystkie myśl które sprawiały, że w nie potrafiłam się skupić. Za dużo tego, zdecydowanie za dużo!
Ruszyłam przed siebie, jednak po krótkim czasie dotarł do mnie sens słów Tommena. Podobno znajdzie się tu schronienie dla każdego konia. Podobno.
Może to szansa? Może dar od losu?
Nie, nie, nie! Nigdy więcej! Nie mogę znowu wrócić między...między swoich...
Kogo próbuję oszukać? Nie jestem stworzona do samotnego życia. Potrzebuję kogoś...Nie, dam sobie radę. Zawsze dawałam.
Potrzebuję tylko stada. Muszę czuć, że nie jestem zupełnie sama. Wystarczy, że ktoś będzie, nie muszę przecież ich znać. Sama ich obecność sprawi, że będzie mi łatwiej.
Spojrzałam za siebie.
Deszcz nie przestawał padać, ale to, co zostawiłam za sobą nie wydawało się już tak ponure. Westchnęłam i ostatni raz spojrzałam na drogę przede mną. To koniec tułaczki. Przynajmniej na razie.
****
Mijał kolejny dzień, który upłynął mi na przesiadywaniu w jaskini. Moim nowym domu.
Alfa przyjęła mnie bez zbędnego wypytywania, jej ton, gdy ze mną rozmawiała, nie był przepełniony ani litością ani nieufnością, której się spodziewałam.
Wstałam i ostrożnie przekroczyłam próg jaskini. Jeśli mam całymi dniami siedzieć w tej jamie, to równie dobrze mogę kontynuować samotną podróż donikąd. Ani jedno, ani drugie do niczego nie prowadzi i niczego nie zmieni.
Świadomość obecności innych koni trochę wyciszyła moje niespokojne myśli, co było niewątpliwym sukcesem. Spacerowałam po sosnowym lesie rozkoszując się zapachem wydzielanym przez nagrzane słońcem drzewa. Gdzieś w tle śpiewały ostatnie ptaki, a ciszę mącił jeszcze tylko spokojny wiatr.I nagle moje uszy drgnęły niespokojnie. Nie byłam tu sama.
< Tommen? >
Od Tommen'a cd. Lilith
Biorę głęboki oddech i spoglądam w niego. Moje myśli biegną do dnia, kiedy moja rodzina praktycznie rozpadła się na kawałki.
Moi rodzice mieli dwójkę dzieci, mianowicie mnie i moją młodszą siostrę. Czułem się kochany, a Malaya była całym moim światem. Swoją wewnętrzna radością potrafiła sprawić, że nawet najbardziej deszczowy dzień stawał się słoneczny. Myślałem, że jako jej starszy brat znaczę dla niej tyle samo, co ona dla mnie, jak widać bardzo się myliłem...
- To nie tak, że nie chcę żyć - wzdycham, po czym przerzucam swoje spojrzenie na klacz. - Nie mam w swoim życiu określonego celu, a także kogoś, kogo opłakiwałby moją śmierć... - odpowiadam spokojnie na jej wcześniejsze pytanie. - Nie potrafię popełnić samobójstwa, za każdym razem kiedy próbuję coś mnie zatrzymuje - dodaję przybliżając się znowu do klaczy. - dlatego daję ci ostatnią szansę, moje życie za życie siwej klaczy, obydwoje nie mamy nic do stracenia - kończę prawie szeptem.
Widzę jej wzrok, jest równie zagubiony jak mój. Może jednak nie chcę umrzeć? Może chcę... Zaczynam się gubić we własnych słowach.
<Lilith?>
Moi rodzice mieli dwójkę dzieci, mianowicie mnie i moją młodszą siostrę. Czułem się kochany, a Malaya była całym moim światem. Swoją wewnętrzna radością potrafiła sprawić, że nawet najbardziej deszczowy dzień stawał się słoneczny. Myślałem, że jako jej starszy brat znaczę dla niej tyle samo, co ona dla mnie, jak widać bardzo się myliłem...
- To nie tak, że nie chcę żyć - wzdycham, po czym przerzucam swoje spojrzenie na klacz. - Nie mam w swoim życiu określonego celu, a także kogoś, kogo opłakiwałby moją śmierć... - odpowiadam spokojnie na jej wcześniejsze pytanie. - Nie potrafię popełnić samobójstwa, za każdym razem kiedy próbuję coś mnie zatrzymuje - dodaję przybliżając się znowu do klaczy. - dlatego daję ci ostatnią szansę, moje życie za życie siwej klaczy, obydwoje nie mamy nic do stracenia - kończę prawie szeptem.
Widzę jej wzrok, jest równie zagubiony jak mój. Może jednak nie chcę umrzeć? Może chcę... Zaczynam się gubić we własnych słowach.
<Lilith?>
Od Midway - Cd. Contesima
Zaskoczyło mnie pytanie Contesima. Choć odpowiedź była jedna i była twierdzaca. Odkąd odzyskalam równowagę w swoim życiu myślałam dużo o przyszłości. Stało się pewne, że nie zejdę z tego świata z własnej woli tak szybko. Chciałam się nauczyć żyć i żyć obok kogoś. Potrzebowałam kogoś bliskiego ale jednocześnie bałam się miłości. Tamte wspomnienia wracały gdy myślałam, że już mnie opuściły.
- A więc? - spojrzał na mnie pytająco mój przyjaciel gdyż długo się nie odzywalam, będąc pogrążoną w myślach.
- Tak, myślałam o tym. Ale boję się miłości. Boję się ale jednocześnie jej potrzebuję. To głupie. - odzywam się w końcu z niepewnością w głosie.
- Wcale nie. - zaprotestował
- Ja chcę. Chcę, ale to nie zależy ode mnie. Wszystko wraca wtedy kiedy jest dobrze. Potrzebuję kogoś, kto będzie mnie znał dobrze. Na razie mam takie dwie osoby. I coś we mnie się blokuje, by poznać ich większą ilość. - z pewnością brzmiało to niezrozumiale, ale Conte potrafił zrozumieć najbardziej chaotyczne zdania z moich ust.
To też w nim ceniłam.
- A kim jest ten drugi? - spytał. I wtedy uświadomiłam sobie, że nie mówiłam mu o Arocie.
Jak mogłam ten temat pominąć, tak po prostu??
- Arot. Kary wojownik. - powiedziałam - Ale to tylko przyjaźń. Przynajmniej z mojej strony. I chcę by była to tylko przyjaźń. Mam nadzieję, że on nie...- tu urwałam. Contesimo i tak zrozumie co miałam na myśli.
Contesimo?
- A więc? - spojrzał na mnie pytająco mój przyjaciel gdyż długo się nie odzywalam, będąc pogrążoną w myślach.
- Tak, myślałam o tym. Ale boję się miłości. Boję się ale jednocześnie jej potrzebuję. To głupie. - odzywam się w końcu z niepewnością w głosie.
- Wcale nie. - zaprotestował
- Ja chcę. Chcę, ale to nie zależy ode mnie. Wszystko wraca wtedy kiedy jest dobrze. Potrzebuję kogoś, kto będzie mnie znał dobrze. Na razie mam takie dwie osoby. I coś we mnie się blokuje, by poznać ich większą ilość. - z pewnością brzmiało to niezrozumiale, ale Conte potrafił zrozumieć najbardziej chaotyczne zdania z moich ust.
To też w nim ceniłam.
- A kim jest ten drugi? - spytał. I wtedy uświadomiłam sobie, że nie mówiłam mu o Arocie.
Jak mogłam ten temat pominąć, tak po prostu??
- Arot. Kary wojownik. - powiedziałam - Ale to tylko przyjaźń. Przynajmniej z mojej strony. I chcę by była to tylko przyjaźń. Mam nadzieję, że on nie...- tu urwałam. Contesimo i tak zrozumie co miałam na myśli.
Contesimo?
Od Lilith - Cd. Tommena
Pogrywa ze mną. Podle ze mną gra. Każda komórka mojego ciała kipi gniewem. Mam ochotę go zniszczyć, sprawić by zniknął. Jednak coś mnie blokuje. Może fakt, że mu nie wierzę. Nie chce żyć? Przecież każdy ma po co żyć. To niemożliwe aby uważał się za aż takiego śmiecia. Z drugiej strony znałam już klacz, Arkadię, która miała wiecznie smutne oczy i twierdziła, że jej życie nie ma sensu. Oczekiwała pewnie pocieszenia, a odwdzięczała się powtarzaniem, że to nie ma sensu aż zniknęła. Wszyscy moi przyjaciele mnie opuścili. Tak właśnie jest: przyjaciele mijają, wrogowie zostają.
- Skoro nie chcesz żyć, dlaczego nie skoczysz z Wdowiego Wzgórza? - odzywam się bezdusznym głosem - Tam twoje miejsce. - dodałam cichym szeptem.
Ogier nie pokazywał po sobie emocji, ale pewnie go to dotknęło. Bo miało dotknąć. I głęboko zranić.
Nie odpowiedział. Tylko patrzył na mnie ze spokojem.
W tej samej chwili się cofnęłam. Zgubiłam się sama w sobie. Przecież ja wcale nie jestem zła. A może jestem. Ale kiedyś nie byłam. Kiedyś byłam niewinna. Młoda i otoczona przyjaciółmi. Młodość ustąpiła miejsca dorosłości a tamci odeszli.
- Rezygnujesz? - odzywa się w końcu ogier, dość zdziwiony moim zachowaniem. Uniosłam głowę i popatrzyłam przenikliwie na niego. Chciałabym umieć czytać w jego myślach. Dowiedziałabym się dlaczego nie chce żyć. Ale nie potrafię. A może to było rzucone tak po prostu, by mnie zachęcić? Mimo wszystko nie sądzę.
- Czemu nie chcesz żyć? - pytam w końcu, pomijając odpowiedź na jego pytanie.
Tommen?
- Skoro nie chcesz żyć, dlaczego nie skoczysz z Wdowiego Wzgórza? - odzywam się bezdusznym głosem - Tam twoje miejsce. - dodałam cichym szeptem.
Ogier nie pokazywał po sobie emocji, ale pewnie go to dotknęło. Bo miało dotknąć. I głęboko zranić.
Nie odpowiedział. Tylko patrzył na mnie ze spokojem.
W tej samej chwili się cofnęłam. Zgubiłam się sama w sobie. Przecież ja wcale nie jestem zła. A może jestem. Ale kiedyś nie byłam. Kiedyś byłam niewinna. Młoda i otoczona przyjaciółmi. Młodość ustąpiła miejsca dorosłości a tamci odeszli.
- Rezygnujesz? - odzywa się w końcu ogier, dość zdziwiony moim zachowaniem. Uniosłam głowę i popatrzyłam przenikliwie na niego. Chciałabym umieć czytać w jego myślach. Dowiedziałabym się dlaczego nie chce żyć. Ale nie potrafię. A może to było rzucone tak po prostu, by mnie zachęcić? Mimo wszystko nie sądzę.
- Czemu nie chcesz żyć? - pytam w końcu, pomijając odpowiedź na jego pytanie.
Tommen?
piątek, 19 sierpnia 2016
Od Tommen'a cd. Lilith
Patrzyłem na klacz z kamiennym wyrazem twarzy. Z jej oczu wręcz kipiał gniew. Obejrzałem się za siebie. Siwej już nie było. Nie wiedziałem czy przeżyje, jednak wolałem, żeby nie umierała na moich oczach.
- Zawsze mówiono mi, że klacze są delikatne - powiedziałem z lekkim sarkazmem patrząc karej prosto w oczy. - Jeżeli jesteś tak pewna swego, zabij mnie - dodałem spokojnie spoglądając w niebo.
Nie miałem nic do stracenia. Wszyscy, na których mi zależało odeszli ode mnie. Nie mogę wiecznie żyć nadzieją, a od dnia, w którym zaginęła moja młodsza siostra nie potrafię znaleźć sobie miejsca na ziemi.
- Nie pogrywaj ze mną - syczy klacz w moim kierunku. Spoglądam na nią ze spokojem.
- Mówiłaś, że nie dopadnie Cię poczucie winy, pomyśl o mnie jako o kim, kto nie za bardzo chce żyć na tym świecie - dodaję z lekkim grymasem po czym przybliżam się do klaczy.
- Zabij mnie - szepczę milimetry od jej pyska.
<Lilith?>
- Zawsze mówiono mi, że klacze są delikatne - powiedziałem z lekkim sarkazmem patrząc karej prosto w oczy. - Jeżeli jesteś tak pewna swego, zabij mnie - dodałem spokojnie spoglądając w niebo.
Nie miałem nic do stracenia. Wszyscy, na których mi zależało odeszli ode mnie. Nie mogę wiecznie żyć nadzieją, a od dnia, w którym zaginęła moja młodsza siostra nie potrafię znaleźć sobie miejsca na ziemi.
- Nie pogrywaj ze mną - syczy klacz w moim kierunku. Spoglądam na nią ze spokojem.
- Mówiłaś, że nie dopadnie Cię poczucie winy, pomyśl o mnie jako o kim, kto nie za bardzo chce żyć na tym świecie - dodaję z lekkim grymasem po czym przybliżam się do klaczy.
- Zabij mnie - szepczę milimetry od jej pyska.
<Lilith?>
Od Falki - CD H. Ryuu
Uniosłam głowę i nieobecnym spojrzeniem wodziłam po nocnym niebie. Rozmarzony głos ogiera przypomniał mi, jak sama kiedyś zachwycałam się tą bezkresną kopułą usianą srebrnymi gwiazdami, które zawsze wydawały mi się tak odległe, abstrakcyjne, i jednocześnie dziwnie znajome, bliskie.
- Niebo w nocy...- powtórzyłam machinalnie. To ciekawe, że patrzę na nie po raz tysięczny, a ono wciąż jest takie samo, jakby zmienność rządząca wszechświatem się go nie imała. Wciąż wygląda tak, jak za pierwszym razem.
Kiedy ostatni raz uniosłam głowę, aby podziwiać gwiazdy, minęło wiele czasu. Nigdy bym nie powiedziała, że kiedy spojrzę na nie kolejny raz, tak wiele się zmieni.
- Masz racje. To wyjątkowo dobre miejsce na nocne obserwacje. - powiedziałam, tym razem patrząc w ciemne oczy ogiera z przyjaznym uśmiechem na pysku. - Jesteś jedynym koniem, którego widzę tu o tej porze. W ogóle jedynym, który w ostatnim czasie odwiedził to miejsce. Stado raczej za nim nie przepada.
Kiedy dołączyłam do Mysterious Valley, unikałam samotności jak ognia. Nigdy nie czułam się bezpiecznie z samą sobą, a od czasu śmierci Kontry byłam na to skazana. Starałam się zawsze trzymać w miarę blisko większej grupy, miło się uśmiechać i do czasu do czasu zmarnować czas na rozmowę o niczym. To wypełniało dzień. Broniło przed samą sobą. Zajmowało choć na chwilę niespokojny umysł.
I pewnego dnia trafiłam do Bluszczolasu. Jakież było moje zdziwienie, gdy zamiast męczarni spowodowanej nazbyt głośnymi wyrzutami sumienia przyszło ukojenie. Od tego czasu Bluszczolas stał się dla mnie wyjątkowym miejscem, które pozwala mi się wyciszyć i nie myśleć o niczym.
Posłałam kasztanowi ukradkowe spojrzenie. Zdawał się być bez reszty pochłonięty rozmyślaniem, jednak czułam, że co jakiś czas dyskretnie na mnie spogląda. Był dobrze zbudowany, co prawda młody i niezbyt doświadczony, jednak przecież nie stanowiłabym dla niego większego zagrożenia. Dlaczego więc chciał wiedzieć, co robię?
Westchnęłam i bez słowa minęłam ogiera, kierując się do rosnącej tuż obok niego starej wierzby. Bez słowa położyłam się opierając bokiem o jej konar i przymknęłam oczy.
Gwiazdy. Podobno można w nich wyczytać przyszłość i przeszłość. Nigdy specjalnie w to nie wierzyłam. Stanowiły dla mnie jedynie pretekst do rozważań, bo patrząc na nie dopadały mnie zawsze myśli, które w ciągu dnia nie miały przystępu do mojego umysłu.
Ogier również się położył i nie odrywając wzroku od jednego odległego punktu zmarszczył brwi, jakby ktoś, kogo nie dane mi było zobaczyć, szepnął mu coś na ucho.
< Ryuu? >
- Niebo w nocy...- powtórzyłam machinalnie. To ciekawe, że patrzę na nie po raz tysięczny, a ono wciąż jest takie samo, jakby zmienność rządząca wszechświatem się go nie imała. Wciąż wygląda tak, jak za pierwszym razem.
Kiedy ostatni raz uniosłam głowę, aby podziwiać gwiazdy, minęło wiele czasu. Nigdy bym nie powiedziała, że kiedy spojrzę na nie kolejny raz, tak wiele się zmieni.
- Masz racje. To wyjątkowo dobre miejsce na nocne obserwacje. - powiedziałam, tym razem patrząc w ciemne oczy ogiera z przyjaznym uśmiechem na pysku. - Jesteś jedynym koniem, którego widzę tu o tej porze. W ogóle jedynym, który w ostatnim czasie odwiedził to miejsce. Stado raczej za nim nie przepada.
Kiedy dołączyłam do Mysterious Valley, unikałam samotności jak ognia. Nigdy nie czułam się bezpiecznie z samą sobą, a od czasu śmierci Kontry byłam na to skazana. Starałam się zawsze trzymać w miarę blisko większej grupy, miło się uśmiechać i do czasu do czasu zmarnować czas na rozmowę o niczym. To wypełniało dzień. Broniło przed samą sobą. Zajmowało choć na chwilę niespokojny umysł.
I pewnego dnia trafiłam do Bluszczolasu. Jakież było moje zdziwienie, gdy zamiast męczarni spowodowanej nazbyt głośnymi wyrzutami sumienia przyszło ukojenie. Od tego czasu Bluszczolas stał się dla mnie wyjątkowym miejscem, które pozwala mi się wyciszyć i nie myśleć o niczym.
Posłałam kasztanowi ukradkowe spojrzenie. Zdawał się być bez reszty pochłonięty rozmyślaniem, jednak czułam, że co jakiś czas dyskretnie na mnie spogląda. Był dobrze zbudowany, co prawda młody i niezbyt doświadczony, jednak przecież nie stanowiłabym dla niego większego zagrożenia. Dlaczego więc chciał wiedzieć, co robię?
Westchnęłam i bez słowa minęłam ogiera, kierując się do rosnącej tuż obok niego starej wierzby. Bez słowa położyłam się opierając bokiem o jej konar i przymknęłam oczy.
Gwiazdy. Podobno można w nich wyczytać przyszłość i przeszłość. Nigdy specjalnie w to nie wierzyłam. Stanowiły dla mnie jedynie pretekst do rozważań, bo patrząc na nie dopadały mnie zawsze myśli, które w ciągu dnia nie miały przystępu do mojego umysłu.
Ogier również się położył i nie odrywając wzroku od jednego odległego punktu zmarszczył brwi, jakby ktoś, kogo nie dane mi było zobaczyć, szepnął mu coś na ucho.
< Ryuu? >
czwartek, 18 sierpnia 2016
Od Lilith - Cd. Tommena
Próbował obudzić we mnie myślenie, tak abym się zastanowila i w końcu zrezygnowała. Nie wysilił się jednak za bardzo. Mógł bardziej, nie wyglądał przecież na debila. Popatrzyłam z niechęcią na Scolle, która oszołomiona stała parę metrów ode mnie. Tak chciałam ją skopać, tak by się nie podniosła. Ale przyszedł taki jeden i wszystko odwrócił. Teraz większy gniew czułam do niego. Igrał ze mną, igrał z losem.
- Myślisz, że takie gadanie mnie przekona? Mylisz się, złotko. - warknęłam w jego stronę.
Teraz przestała mnie obchodzić Scolle. Może nawet uciec. Kiedyś ją dorwę, obiecuję.
- Zabijanie nie rozwiązuje problemów, może je pogłębić. - odezwał się z dumą.
Nie jest głupi, ale mnie nie rozumie. Nie rozumie mojego postępowania, ani trochę.
- Ta regułka obowiązuje jedynie, gdy po zabiciu pojawia się poczucie winy. Nie sądzę aby w tym przypadku tak było. - odgryzłam się.
Tommen?
- Myślisz, że takie gadanie mnie przekona? Mylisz się, złotko. - warknęłam w jego stronę.
Teraz przestała mnie obchodzić Scolle. Może nawet uciec. Kiedyś ją dorwę, obiecuję.
- Zabijanie nie rozwiązuje problemów, może je pogłębić. - odezwał się z dumą.
Nie jest głupi, ale mnie nie rozumie. Nie rozumie mojego postępowania, ani trochę.
- Ta regułka obowiązuje jedynie, gdy po zabiciu pojawia się poczucie winy. Nie sądzę aby w tym przypadku tak było. - odgryzłam się.
Tommen?
środa, 17 sierpnia 2016
Od Tommen'a cd. Lilith
Spojrzałem ukradkiem na klacz stojącą przede mną. Była znacznie niższa ode mnie, jednak jej postawa wskazywała na to, że jest gotowa do walki. Miała niespokojne, przepełnione złością oczy.
Odwróciłem się w kierunku siwej klaczy. Oddychała niespokojnie, a jej wzrok utkwiony był w jeden punkt.
Pomogłem jej wstać przekazując jej część mojej energii. Moja moc pochodzi z wnętrza ziemi, więc jest nieskończona. Klacz niepewnie stanęła na nogach.
- Wszystko w porządku? - zapytałem kontrolnie, chociaż wiedziałem, że tak nie jest. Nie usłyszałem odpowiedzi. Nagle poczułem mocne popchnięcie z prawej strony. Nie wiedziałem dlaczego te klacze walczą ze sobą, jednak nie zamierzałem być tego świadkiem.
- Przestań! - mówię dosadnie w kierunku karej klaczy - Nie obchodzi mnie dlaczego chcesz ją zabić, jednak wierz mi, nie rozwiąże to twoich problemów... Z resztą, złość piękności szkodzi - dodaję z szyderczym uśmiechem.
<Lilith?>
Odwróciłem się w kierunku siwej klaczy. Oddychała niespokojnie, a jej wzrok utkwiony był w jeden punkt.
Pomogłem jej wstać przekazując jej część mojej energii. Moja moc pochodzi z wnętrza ziemi, więc jest nieskończona. Klacz niepewnie stanęła na nogach.
- Wszystko w porządku? - zapytałem kontrolnie, chociaż wiedziałem, że tak nie jest. Nie usłyszałem odpowiedzi. Nagle poczułem mocne popchnięcie z prawej strony. Nie wiedziałem dlaczego te klacze walczą ze sobą, jednak nie zamierzałem być tego świadkiem.
- Przestań! - mówię dosadnie w kierunku karej klaczy - Nie obchodzi mnie dlaczego chcesz ją zabić, jednak wierz mi, nie rozwiąże to twoich problemów... Z resztą, złość piękności szkodzi - dodaję z szyderczym uśmiechem.
<Lilith?>
wtorek, 16 sierpnia 2016
Od Chibera CD Kazury
— Nie ma za co. - odparłem i lekko uniosłem kąciki ust.
— Czy w ramach tego, że uratowałeś mi życie, mogłabym cię zaprosić na kolacje? - zapytała Kazura. Zawstydziłem się, to ja powinienem ją zaprosić. Podzieliłem się tym z klaczą, i za jej długimi namowami wreszcie się zgodziłem. Nie wiem czemu, ten wieczór był dla mnie ważny. Sam fakt, że będę tam z Kazurą, która wydawała mi się wyjątkowa, był niezręczny. Nie wiem po co tak się przejmowałem, bo przecież Kazura sprawiała wrażenie, że mnie lubi.
***
Wreszcie wybiła godzina naszego spotkania. Oczywiście byłem na czas pod domem Kazury i z uśmiechem, co jest dla mnie rzadkością, przywitałem klacz. Usiedliśmy i Kazura podała... Hmmm... Nie mam pojęcia co to było, lecz bardzo mi zasmakowało. Zadowolona z siebie klacz powiedziała:
— Smakuje?
— Bardzo - odparłem, nawet nie pytałem się, co to jest. Po prostu cieszyłem się chwilą.
<Kazura?>
— Czy w ramach tego, że uratowałeś mi życie, mogłabym cię zaprosić na kolacje? - zapytała Kazura. Zawstydziłem się, to ja powinienem ją zaprosić. Podzieliłem się tym z klaczą, i za jej długimi namowami wreszcie się zgodziłem. Nie wiem czemu, ten wieczór był dla mnie ważny. Sam fakt, że będę tam z Kazurą, która wydawała mi się wyjątkowa, był niezręczny. Nie wiem po co tak się przejmowałem, bo przecież Kazura sprawiała wrażenie, że mnie lubi.
***
Wreszcie wybiła godzina naszego spotkania. Oczywiście byłem na czas pod domem Kazury i z uśmiechem, co jest dla mnie rzadkością, przywitałem klacz. Usiedliśmy i Kazura podała... Hmmm... Nie mam pojęcia co to było, lecz bardzo mi zasmakowało. Zadowolona z siebie klacz powiedziała:
— Smakuje?
— Bardzo - odparłem, nawet nie pytałem się, co to jest. Po prostu cieszyłem się chwilą.
<Kazura?>
Od Havany cd. Castelana
Pomimo rutynowego zajęcia jakim było oprowadzenie nowo przybyłych członków, gdy ogier wypowiedział na głos prośbę zrobiło mi się przyjemnie. Pomijając fakt, że zrobił to z przesadnym szacunkiem. Ale skoro taki klimat, trzeba się dostosować.
-Ależ oczywiście- odwzajemniłam gest i stanęłam jak na alfę przystało, odwracając głowę w stronę widocznych w dali basenów- Zapraszam do zwiedzania. Punktem pierwszym naszej wycieczki będą Pamukkale czyli Kryształowe Baseny. Proszę zachować ostrożność i nie oddalać się od przewodnika oraz uważnie słuchać jego słów- zachowałam poważną minę jak prawdziwy przewodnik i zaprosiłam do zwiedzania.
Z delikatnym uśmiechem ruszyłam w kierunku naszego wspólnego celu. Ogier trzymał się raczej z tyłu, posyłając mi ukradkowe spojrzenie, na które reagowałam posyłając mu uśmiech.
Po chwili biel basenów mocno zaczęła razić w oczy i odbijające się promienie oświetlały wszystko co możliwe. Na moim czole pojawiły się krople potu. Było tu na prawdę gorąco, przez co miałam wątpliwości z dołączeniem tego miejsca do terenu. Jednak widok tak mnie urzekł, że nie mogłam być na niego obojętna.
-Przed sobą widzimy gorące źródła. Chociaż...- zastanowiłam się. Ogier podszedł bliżej, zrównując się ze mną- ...gorące źródła są pod nami. Jednak nie jestem tak doskonałym przewodnikiem- pokręciłam głową- Zresztą... Jako mój przyjaciel, mogę mówić ci byle jak- na moim pysku pojawił się szeroki uśmiech, lekko złośliwy- Woda w basenach jest bardzo gorąca. Trzeba uważać by dosłownie się nie ugotować. W niektórych z nich woda osiąga nawet temperaturę wrzenia, więc nie wolno w każdy wejść, ale... jako alfa, wiem gdzie nie wolno wkładać kopyta- uniosłam dumnie głowę.
-To trzeba trzymać się z alfą. Mi chyba ugotowanie nie grozi...?- zapytał niepewnie.
-Gotowana konina nie jest dobra- posłał mi pytające spojrzenie, na które odpowiedziałam śmiechem- Żartuję. Chyba specjalnie cię nie wpuszczę do garnka.
-Mam nadzieję- zrobił za mną kolejny krok z uśmiechem.
-Tutaj rzadko zachodzi słońce. A na pewno noc trwa o wiele krócej niż na innych terenach. Dlatego oprócz gorącej wody jest duszne powietrze. Przynajmniej w mroźną zimę można gdzie się wygrzać...
-Gdzie ty takie tereny wynalazłaś?- powąchał wodę w basenie, odsuwając głowę.
-Nie ja. Zasługa naszych podróżników. Choć... ja też miałam w tym pewien wkład. Po prostu mi się nudziło i postanowiłam sobie tak terenów poszukać- posłałam tajemnicze spojrzenie- Wiele się tu zmieniło.
-Ależ oczywiście- odwzajemniłam gest i stanęłam jak na alfę przystało, odwracając głowę w stronę widocznych w dali basenów- Zapraszam do zwiedzania. Punktem pierwszym naszej wycieczki będą Pamukkale czyli Kryształowe Baseny. Proszę zachować ostrożność i nie oddalać się od przewodnika oraz uważnie słuchać jego słów- zachowałam poważną minę jak prawdziwy przewodnik i zaprosiłam do zwiedzania.
Z delikatnym uśmiechem ruszyłam w kierunku naszego wspólnego celu. Ogier trzymał się raczej z tyłu, posyłając mi ukradkowe spojrzenie, na które reagowałam posyłając mu uśmiech.
Po chwili biel basenów mocno zaczęła razić w oczy i odbijające się promienie oświetlały wszystko co możliwe. Na moim czole pojawiły się krople potu. Było tu na prawdę gorąco, przez co miałam wątpliwości z dołączeniem tego miejsca do terenu. Jednak widok tak mnie urzekł, że nie mogłam być na niego obojętna.
-Przed sobą widzimy gorące źródła. Chociaż...- zastanowiłam się. Ogier podszedł bliżej, zrównując się ze mną- ...gorące źródła są pod nami. Jednak nie jestem tak doskonałym przewodnikiem- pokręciłam głową- Zresztą... Jako mój przyjaciel, mogę mówić ci byle jak- na moim pysku pojawił się szeroki uśmiech, lekko złośliwy- Woda w basenach jest bardzo gorąca. Trzeba uważać by dosłownie się nie ugotować. W niektórych z nich woda osiąga nawet temperaturę wrzenia, więc nie wolno w każdy wejść, ale... jako alfa, wiem gdzie nie wolno wkładać kopyta- uniosłam dumnie głowę.
-To trzeba trzymać się z alfą. Mi chyba ugotowanie nie grozi...?- zapytał niepewnie.
-Gotowana konina nie jest dobra- posłał mi pytające spojrzenie, na które odpowiedziałam śmiechem- Żartuję. Chyba specjalnie cię nie wpuszczę do garnka.
-Mam nadzieję- zrobił za mną kolejny krok z uśmiechem.
-Tutaj rzadko zachodzi słońce. A na pewno noc trwa o wiele krócej niż na innych terenach. Dlatego oprócz gorącej wody jest duszne powietrze. Przynajmniej w mroźną zimę można gdzie się wygrzać...
-Gdzie ty takie tereny wynalazłaś?- powąchał wodę w basenie, odsuwając głowę.
-Nie ja. Zasługa naszych podróżników. Choć... ja też miałam w tym pewien wkład. Po prostu mi się nudziło i postanowiłam sobie tak terenów poszukać- posłałam tajemnicze spojrzenie- Wiele się tu zmieniło.
Castelan?
Mam plantację arbuzów na parapecie. Należą do ziółek? :3
Od Lilith - Cd. Tomenna
Byłam wściekła na ogiera; nareszcie wzięłam się za coś, co nie dawało mi spokoju w normalnym życiu. Dlaczego nie mogę skończyć jej życia? Przecież to normalne. Jak ktoś komuś przeszkadza musi zostać zabity. Szczególnie, że byłam już tak blisko. Blisko jej końca. Blisko szczęścia.
- Dlaczego? - pytam zanosząc się nerwowym śmiechem - Przecież to normalne: ,,Oko za oko, ząb za ząb... życie za ratunek, śmierć za nieszczęście" - dodaję swoją wersję, jakże dopasowana. Cały czas się śmiałam, jak wariatka. Zwolniłam jedynie trochę chwyt by siwa oddychała. By i ogier się uspokoił.
- Taka zasada była modna sto lat temu. - rzucił szybko - Poza tym, co ona Ci zrobiła?
- Mi bezpośrednio nic. - powiedziałam słodkim głosem. - Ale mojej rodzinie zbyt wiele. -
Gdybym rzuciła się na niego, uwolniłabym Scolle. Obezwładniłabym go prądem i wygrała, chyba, że ma silniejszy żywioł. Hmm, na razie nie ma takiej potrzeby.
- Dlaczego? - pytam zanosząc się nerwowym śmiechem - Przecież to normalne: ,,Oko za oko, ząb za ząb... życie za ratunek, śmierć za nieszczęście" - dodaję swoją wersję, jakże dopasowana. Cały czas się śmiałam, jak wariatka. Zwolniłam jedynie trochę chwyt by siwa oddychała. By i ogier się uspokoił.
- Taka zasada była modna sto lat temu. - rzucił szybko - Poza tym, co ona Ci zrobiła?
- Mi bezpośrednio nic. - powiedziałam słodkim głosem. - Ale mojej rodzinie zbyt wiele. -
Gdybym rzuciła się na niego, uwolniłabym Scolle. Obezwładniłabym go prądem i wygrała, chyba, że ma silniejszy żywioł. Hmm, na razie nie ma takiej potrzeby.
Tommen?
poniedziałek, 15 sierpnia 2016
Od Tommen'a cd. Lilith
Chłodny wiatr przedziera się przez moją grzywę. Patrze w górę. Słońce usiłuje przebić się przez niezwykle bujne i szerokie korony drzew. W lesie panuje cisza. Od czasu do czasu słychać łamiące się gałęzie bądź szum liści.
Idę przed siebie. Myślę o moim dawnym życiu. Chciałbym wrócić do dawnych czasów. Mieć przy sobie moją rodzinę, ale przede wszystkim moją młodszą siostrę. Moje myśli przerywa dziwny jęk, który ledwie słyszę. Przyspieszam kroku. Odgłosy stają się coraz wyraźniejsze. Dostrzegam w oddali karego konia, który patrzył się na coś, co leżało przed nim.
Zobaczyłem przed sobą scenę walki. Siwy koń, który leżał na ziemi ostatkami sił łapał oddech.
- Co tu się dzie... - zaczynam powoli zbliżając się do karego konia.
- Zjeżdżaj stąd - odpowiada pewnym głosem.
- Odsuń się - mówię, po czym odsuwam klacz siwego konia. Patrząc na jego budowę wnioskuję, że to również klacz.
Kara nie daje za wygraną i pewnym krokiem odpycha mnie od siebie żeby dokończyć to, co zaczęła.
- Przestań - mówię, po czym staję pomiędzy dwoma kobyłami. - To nie ty będziesz decydować kto ma zostać, a kto ma odejść z tego świata - odpowiadam jej zjadliwie, po czym odwracam się, żeby zobaczyć, czy siwa klacz jeszcze żyje. Jej oddech jest płytki, wręcz niewidoczny. Prostuję głowę i dostrzegam przed sobą rozzłoszczone oczy.
<Lilith?>
Idę przed siebie. Myślę o moim dawnym życiu. Chciałbym wrócić do dawnych czasów. Mieć przy sobie moją rodzinę, ale przede wszystkim moją młodszą siostrę. Moje myśli przerywa dziwny jęk, który ledwie słyszę. Przyspieszam kroku. Odgłosy stają się coraz wyraźniejsze. Dostrzegam w oddali karego konia, który patrzył się na coś, co leżało przed nim.
Zobaczyłem przed sobą scenę walki. Siwy koń, który leżał na ziemi ostatkami sił łapał oddech.
- Co tu się dzie... - zaczynam powoli zbliżając się do karego konia.
- Zjeżdżaj stąd - odpowiada pewnym głosem.
- Odsuń się - mówię, po czym odsuwam klacz siwego konia. Patrząc na jego budowę wnioskuję, że to również klacz.
Kara nie daje za wygraną i pewnym krokiem odpycha mnie od siebie żeby dokończyć to, co zaczęła.
- Przestań - mówię, po czym staję pomiędzy dwoma kobyłami. - To nie ty będziesz decydować kto ma zostać, a kto ma odejść z tego świata - odpowiadam jej zjadliwie, po czym odwracam się, żeby zobaczyć, czy siwa klacz jeszcze żyje. Jej oddech jest płytki, wręcz niewidoczny. Prostuję głowę i dostrzegam przed sobą rozzłoszczone oczy.
<Lilith?>
Od Altaira - Cd. Sarity
Na ironię losu władam czasem, jedynym lekarstwem na unieszkodliwienie przeszłości, lecz nie potrafię zapomnieć. Bo widocznie zapomnieć się nie da. Zawsze będę nosił na sobie świadomość, że zabiłem. To nie minie. Ale życia im to nie wróci.
To złe myśli. Zwątpienie w samego siebie. To nie musi mnie wypełniać. To tylko zwątpienie.
Muszę się tego pozbyć z głowy. Tego całego obrazu.
- Już...już lepiej. - odzywam się po chwili walki z samym sobą - Wybacz, że zamieniłem się w ponuraka.
- Wystarczy, że teraz wróci prawdziwy Ty. Wtedy nie będę zła. - dodała z uśmiechem. Miała taki zaraźliwy uśmiech. Po chwili sam też się uśmiechałem.
- Już wrócił. - odpowiedziałem
Sarita?
Od Sarity - CD Altair'a
Mój wzrok łagodnieje, kiedy słyszę słowa Altair'a. Podchodzę do niego, patrzę w oczy i mówię cicho, wręcz przepraszająco, chociaż przecież to nie moja wina.
- Nie da się... Nie zapomnisz o przeszłości. Jedyne co możesz zrobić, to się z nią pogodzić.
Rozpacz malująca się na pysku przyjaciela, sprawia, że serce zaczyna mi krwawić. Nie chcę go widzieć tak przerażająco... smutnym. Przez chwilę się nie odzywa, nie patrzy mi w oczy, jakby wstydząc się samego siebie.
- Jak? - wreszcie się odzywa, łamiącym głosem
- Czas, Altair. Czas, to najlepszy lek na wszystko - przytulam ogiera z całą siła, chcąc go wesprzeć. Pomóc mu.
Wiem, że nie mogę. Że z przeszłością musi się zmierzyć sam, chociaż najchętniej ja bym to zrobiła za niego. Niech przynajmniej widzi we mnie wsparcie. Ogier ponownie zapada w zamyślenie, a ja patrzę na niego uważnie, szukając jakichkolwiek emocji innych od smutku. Tak wielkiego smutku, tak przejmującego. Czuję jak serce mi się ściska. Nie mogę go takiego widzieć.
(Altair?)
- Nie da się... Nie zapomnisz o przeszłości. Jedyne co możesz zrobić, to się z nią pogodzić.
Rozpacz malująca się na pysku przyjaciela, sprawia, że serce zaczyna mi krwawić. Nie chcę go widzieć tak przerażająco... smutnym. Przez chwilę się nie odzywa, nie patrzy mi w oczy, jakby wstydząc się samego siebie.
- Jak? - wreszcie się odzywa, łamiącym głosem
- Czas, Altair. Czas, to najlepszy lek na wszystko - przytulam ogiera z całą siła, chcąc go wesprzeć. Pomóc mu.
Wiem, że nie mogę. Że z przeszłością musi się zmierzyć sam, chociaż najchętniej ja bym to zrobiła za niego. Niech przynajmniej widzi we mnie wsparcie. Ogier ponownie zapada w zamyślenie, a ja patrzę na niego uważnie, szukając jakichkolwiek emocji innych od smutku. Tak wielkiego smutku, tak przejmującego. Czuję jak serce mi się ściska. Nie mogę go takiego widzieć.
(Altair?)
Od Contesimo - CD Midway
Mój wzrok powoli wędruje w kierunku klaczy, by po chwili skierować się w stronę, w którą idziemy. Nie odzywam się, zastanawiając się nad słowami Midway. Uśmiecham się do siebie, dochodząc do wniosku, że nikt inny nie wymyśliłby równie prostego, co skomplikowanego stwierdzenia. Jest wyjątkowa. Skomplikowana. Trudna. Inteligentna. I jest moją przyjaciółką.
- Kochana Midway, mimo, że te słowa większość oceniłabym jako bezsensowne zdanie, zgadzam się z tobą. - mówię poważnie, patrząc nadal przed siebie
Zapada cisza, podczas której obydwoje pogrążamy się w swoich rozmyślaniach. Powoli idziemy, lawirując pomiędzy drzewami i, kiedy trzeba, przeskakując większe przeszkody. Wsłuchując się w radosny śpiew ptaków, czując promienie słońca, przebijające się przez korony drzew, wypatrując leśnych zwierząt posuwamy się obok siebie, ocierając się swoimi bokami. Odprężam się.
- Midway - przerywam ciszę, na chwilę przymykając z rozkoszy oczy - Myślałaś kiedyś o jakimś poważniejszym związku?
Otwieram oczy, by zobaczyć zdziwione spojrzenie klaczy.
(Midway?)
- Kochana Midway, mimo, że te słowa większość oceniłabym jako bezsensowne zdanie, zgadzam się z tobą. - mówię poważnie, patrząc nadal przed siebie
Zapada cisza, podczas której obydwoje pogrążamy się w swoich rozmyślaniach. Powoli idziemy, lawirując pomiędzy drzewami i, kiedy trzeba, przeskakując większe przeszkody. Wsłuchując się w radosny śpiew ptaków, czując promienie słońca, przebijające się przez korony drzew, wypatrując leśnych zwierząt posuwamy się obok siebie, ocierając się swoimi bokami. Odprężam się.
- Midway - przerywam ciszę, na chwilę przymykając z rozkoszy oczy - Myślałaś kiedyś o jakimś poważniejszym związku?
Otwieram oczy, by zobaczyć zdziwione spojrzenie klaczy.
(Midway?)
piątek, 12 sierpnia 2016
Od Lilith - Do Tommena
Ciało Scolle kopnął prąd. Klacz podskoczyła z bólu a ja się śmiałam. Mój głos roznosił się echem po lesie Peeves podobnie jak jej krzyki. Zasługiwała na to. Zadała mojej matce cios w plecy, jakim był fakt, że rozstała się z dziadkiem. Doprowadziła go na skraj załamania. A potem odeszła. I kto wie ilu miała partnerów. Idealna matka, idealna babcia.
Miałam ochotę ją zniszczyć. Sprawić, że będzie cierpiała. Z początku traktowałam to jako sprawę z przeszłości lecz teraz była to czysta zabawa. Uśmiechnęłam się nieznacznie na widok jej wytrzeszczonych oczu. Czułam się w pełni sobą. Mogłam ją zabić i tu zostawić. Ona nic dla nikogo nie znaczy. Nikt jej nie potrzebuje. Chora, podła jędza.
Pochłonęła mnie żądza mordu. Po siwej sierści spłynęło parę kropel krwi. Czułam się wniebowzięta.
Zła krew płynie w nas. Scolle zabiła radość, matka jakiegoś ogiera, wujek mojego ojca. A ja zabiję Scolle i zamknę błędne koło. Tak. Właśnie na to zależy.
Milczy. Widzę, że stara się złapać oddech ale idzie jej to coraz gorzej. Jest słaba. Nareszcie. Tracę czujność, tak mnie pochłonęła chęć zabicia jej. Już niedługo.
- Co tu się...- słyszę za sobą. Odwracam się. Jakiś ogier. Przeszkadza mi. Przeszkadza nam. Mi w jej zabiciu, jej w spokojnej śmierci. Nie będę z nim dyskutować niech zjeżdża.
- Zjezdzaj stąd - mówię zjadliwie ale po chwili coś mnie odpycha od klaczy. To jednak on. Dlaczego mi nie pozwala? Przecież ona zasługuje! Przecież tak ma być!
- Odsuń się. - mówi po prostu po czym na siłę mnie odpycha
- Nie robię nic złego. - mruczę pod nosem - Ale Ty już tak. Przeszkadzasz jej w spokojnym odchodzeniu na inny świat a mi w mordowaniu. - mówię przewracając oczami.
Tommen?
środa, 10 sierpnia 2016
Od Ryuu - Do Falki
Osiągnąłem wiek młodzieńczy. Zaszły we mnie niewielkie zmiany i tylko w wyglądzie - nie składałem się tylko z samych nóg, podrosłem znacznie a kasztanowaty odcień mojej sierści był intesywniejszy. Nie byłem dorosły. Zacząłem po prostu następny etap w życiu. W tym etapie zacznę szkolenie u Marla jak i tutaj - planuję za niedługo poprosić kogoś o szkolenie na obrońcę. Wprawdzie do dorosłości jeszcze dużo czasu ale chcę w nią wkroczyć z dumą, będąc już kimś. Kimś potrzebnym. Tak, to moje największe marzenie.
Marlo odwiedził mnie w dość niespodziewanym dla mnie momencie - akurat zajadałem się o poranku soczystą trawą gdy usłyszałem jego głos. Poczułem wtedy jak przenoszę się do innego wymiaru.
- Jesteś już starszy, nieco dojrzalszy. Sądzę, że czas zacząć szkolenie na wojownika. - powiedział uroczyście - Ryuu, jaka jest Twoja druga, niedawno odkryta moc? - pyta jeszcze
- Czasami natura mi pomaga. Na przykład gdy się zgubiłem drzewa pokazywały nam odpowiednią drogę. Albo gdy miałem zebrać kwiaty, bo siostra Ryuu prosiła to same się do mnie wyrywały. Ale to raczej nie jest żadna moc. - stwierdzam. Czuję jednak, że przewodnik zaprzeczy.
I mam rację, co okazuje się chwilę później.
- To nie moc, to dar. Natura Ci ufa a bardziej lojalnego sojusznika w życiu nie znajdziesz. - mówi z tą mądrością, której mu od zawsze zazdroszczę. Gdy dorosnę chciałbym posiadać całą jego wiedzę.
- Szkolenie zaczniesz jednak na razie zajmij się tym czym dotąd się zajmowałeś. Dziś jednak poćwiczysz coś bardziej przydatnego w życiu. - odezwał się. To nie wróżyło niczego dobrego. Ostatnio wysłał mnie nocą do lasu Peeves. Złośliwe chochliki były zadowolone, że mogły kogoś postraszyć. To było ćwiczenie na odwagę, na budowanie w sobie pewności siebie.
Słuchałem jednak uważnie.
- Zauważyłem, że Twoje życie towarzyskie leży i kwiczy. Mógłbyś mi to jakoś wytłumaczyć? - odezwał się karcącym tonem na co potulnie zwiesiłem głowę i próbowałem się tłumaczyć, oczywiście bez skutku.
Wynik dyskusji z nim był znany od samego jej początku. Jak zwykle przegram.
- Ja...do nich nie pasuję. - powiedziałem w końcu. Wiedziałem, że to słaby argument. Nie zdziwię się jeśli następnie zadanie będzie nauka sztuki argumentacji.
- Myślę, że dobrym zadaniem będzie dla Ciebie nawiązanie z kimś znajomości. Chociażby próba. - mówi rozkazującym głosem.
Nie mam wyboru.
***
Wracam do rzeczywistości. Stoję jak głupek, z otwartą gębą i pozwalam, by dopiero wyrwane źdźbła trawy wypadały mi z pyska. Nikt na szczęście tego nie zobaczył.
Nie zamierzałem od razu zabrać się do wykonania zadania. Często ich wykonywanie bywało ściśle powiązane z losem. Często tak po prostu musiało być. Miałem nadzieję, że ten ktoś mnie znajdzie. Nie chciałem sam zaczynać rozmowy.
Do późnego popołudnia trzymalem się z siostrą lecz po dwudziestej nasze drogi się rozbiegły. Zacząłem wtedy spacerować po moim ulubionym terenie - Mglistym Bluszczolasie. Tam odnajdowałem spokój choć wielu młodych to miejsce zwyczajnie przerażało. Byłem wyjątkiem potwierdzającym regułę.
W pewnym momencie bluszcz zaszeleścił nerwowo. Wsłuchałem się w słowa wiatru. Przekazywał mi, że ktoś się zbliża.
I po chwili na tle ciemniejącego lasu dostrzegłem najpierw głowę - smukłą i zgrabną a zaraz potem resztę ciała. Była to bez wątpienia klacz. Wyglądała, jakby wyłaniała się z ciemności. Nie miałem pojęcia kim jest.
- Coś się stało? - spytała się łagodnym głosem-Zgubiłeś się może?
Nie wiedziałem jak z nią postąpić. Brzmiała miło i na taką wyglądała. Ale pozory...to tylko mogły być pozory.
- Dziękuję, że pytasz, ale nie zgubiłem się. Odkryłem, że z tego terenu najlepiej widać niebo a to nocą jest przepiękne. - odezwałem się z rozmarzeniem w głosie.
Marlo odwiedził mnie w dość niespodziewanym dla mnie momencie - akurat zajadałem się o poranku soczystą trawą gdy usłyszałem jego głos. Poczułem wtedy jak przenoszę się do innego wymiaru.
- Jesteś już starszy, nieco dojrzalszy. Sądzę, że czas zacząć szkolenie na wojownika. - powiedział uroczyście - Ryuu, jaka jest Twoja druga, niedawno odkryta moc? - pyta jeszcze
- Czasami natura mi pomaga. Na przykład gdy się zgubiłem drzewa pokazywały nam odpowiednią drogę. Albo gdy miałem zebrać kwiaty, bo siostra Ryuu prosiła to same się do mnie wyrywały. Ale to raczej nie jest żadna moc. - stwierdzam. Czuję jednak, że przewodnik zaprzeczy.
I mam rację, co okazuje się chwilę później.
- To nie moc, to dar. Natura Ci ufa a bardziej lojalnego sojusznika w życiu nie znajdziesz. - mówi z tą mądrością, której mu od zawsze zazdroszczę. Gdy dorosnę chciałbym posiadać całą jego wiedzę.
- Szkolenie zaczniesz jednak na razie zajmij się tym czym dotąd się zajmowałeś. Dziś jednak poćwiczysz coś bardziej przydatnego w życiu. - odezwał się. To nie wróżyło niczego dobrego. Ostatnio wysłał mnie nocą do lasu Peeves. Złośliwe chochliki były zadowolone, że mogły kogoś postraszyć. To było ćwiczenie na odwagę, na budowanie w sobie pewności siebie.
Słuchałem jednak uważnie.
- Zauważyłem, że Twoje życie towarzyskie leży i kwiczy. Mógłbyś mi to jakoś wytłumaczyć? - odezwał się karcącym tonem na co potulnie zwiesiłem głowę i próbowałem się tłumaczyć, oczywiście bez skutku.
Wynik dyskusji z nim był znany od samego jej początku. Jak zwykle przegram.
- Ja...do nich nie pasuję. - powiedziałem w końcu. Wiedziałem, że to słaby argument. Nie zdziwię się jeśli następnie zadanie będzie nauka sztuki argumentacji.
- Myślę, że dobrym zadaniem będzie dla Ciebie nawiązanie z kimś znajomości. Chociażby próba. - mówi rozkazującym głosem.
Nie mam wyboru.
***
Wracam do rzeczywistości. Stoję jak głupek, z otwartą gębą i pozwalam, by dopiero wyrwane źdźbła trawy wypadały mi z pyska. Nikt na szczęście tego nie zobaczył.
Nie zamierzałem od razu zabrać się do wykonania zadania. Często ich wykonywanie bywało ściśle powiązane z losem. Często tak po prostu musiało być. Miałem nadzieję, że ten ktoś mnie znajdzie. Nie chciałem sam zaczynać rozmowy.
Do późnego popołudnia trzymalem się z siostrą lecz po dwudziestej nasze drogi się rozbiegły. Zacząłem wtedy spacerować po moim ulubionym terenie - Mglistym Bluszczolasie. Tam odnajdowałem spokój choć wielu młodych to miejsce zwyczajnie przerażało. Byłem wyjątkiem potwierdzającym regułę.
W pewnym momencie bluszcz zaszeleścił nerwowo. Wsłuchałem się w słowa wiatru. Przekazywał mi, że ktoś się zbliża.
I po chwili na tle ciemniejącego lasu dostrzegłem najpierw głowę - smukłą i zgrabną a zaraz potem resztę ciała. Była to bez wątpienia klacz. Wyglądała, jakby wyłaniała się z ciemności. Nie miałem pojęcia kim jest.
- Coś się stało? - spytała się łagodnym głosem-Zgubiłeś się może?
Nie wiedziałem jak z nią postąpić. Brzmiała miło i na taką wyglądała. Ale pozory...to tylko mogły być pozory.
- Dziękuję, że pytasz, ale nie zgubiłem się. Odkryłem, że z tego terenu najlepiej widać niebo a to nocą jest przepiękne. - odezwałem się z rozmarzeniem w głosie.
Falka?
Subskrybuj:
Posty (Atom)