niedziela, 3 stycznia 2016

Od Odium do Tancreda

Robi się coraz zimniej. Mróz powoli staje się codziennością. Pewnie niedługo ziemię oprószy biały puch. Każda śnieżynka jest inna i niepowtarzalna. Podobno tak też jest z nami. Że ogółu nie ma.
Kiedyś w to wierzyłem. Tak głęboko jak teraz w nienawiść. Kiedyś, kiedyś. Szkoda, że nie umiem tego słowa wymazać z pamięci.
Na szczęście zima mi nie zagraża. Znalazłem schronienie w stadzie Mysterious Valley. Tylko ma zimę. Po niej ruszam w kolejną samotną podróż.
I raczej znalazłem tu już wszystko, czego od losu można żądać. Ciepła jaskinia i dostatek pożywienia. Nie potrzebuję ogółu.
- Odi... -  słyszę szept dochodzący z mojej grzywny. To Kor.
- Hmm? -  chrząkam  -  Co się stało?
- Cii... Ktoś się zbliża. Na horyzoncie widzę kogoś. -  szepcze Kor
Wsłuchuję się w otaczające mnie dźwięki. Rzeczywiście, z oddali słyszę kroki. Ziemia lekko drży.
- Klacz, ogier?  -  pytam cicho Kor'a.
- Czekaj... -  Pewnie się właśnie przypatruje przybyszowi  - Ogier.
Prycham z niechęcią. Ogół ogierów jest zły. To paskudne i pełne nienawiści do innych potwory.
Nieznajomy przystaje w pewnej odległości ode mnie.
- Witaj.  -  słyszę. O dziwo ma miły głos. Ale to tylko kolejna sztuczka. Jest taki sam jak reszta.
- Życie Ci niemiłe, że na mnie naskakujesz? -  zaczynam lodowatym głosem.
Przybysz wyraźnie jest zaskoczony. I dobrze. To pewnie kolejny ogierek wychowany w cukierkowym nieistniejącym świecie.
- Chciałem się tylko przywitać. - tłumaczy
- A wyglądam na zainteresowanego tym przywitaniem?  -  prycham.

Tancred, CD.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz