niedziela, 31 stycznia 2016

Od Baccardiego

  - Odczep się. - warczę w stronę stojącego na mojej drodze ogiera.
 Sett jest jednak wyjątkowo uparty. Znacznie bardziej niż go o to podejrzewałem.
Marszczy brwi, mierzy mnie wzrokiem i na koniec z niezadowoleniem kręci głową
- Będziesz tego żałował, Backy.
 Grymas na moim pysku w jednej chwili zmienia się w kpinę. Och, Sett, gdybyś wiedział...
- Całe moje życie to jedna wielka żałość. Zejdź mi z drogi.
 Wie już, że mnie nie powstrzyma. Ponownie marszczy brwi, wznosi oczy ku niebu. Jest zły. I trochę zawiedziony.
 Mimo wszystko dosuwa się robiąc mi miejsce, a ja bez namysłu ruszam przed siebie. Doskonale wiem, że odprowadza mnie wzorkiem. Nienawidzę tego. Korci mnie żeby krzyknąć, żeby zajął się własnymi sprawami. Nie umiem. Zresztą...to także jego sprawa, czy tego chcę czy nie.
 Na skraju lasu zatrzymuję się. Sett dobrze wie, że nie odwrócę się by na niego spojrzeć. Choć ma na to nadzieję, podobnie jak ja. Obaj dobrze wiemy, że to równie prawdopodobne co spotkanie smoka na środku łąki.
 Źle się wyraziłem. Nadzieję ma tylko Sett. Ja zaś jedynie ukryte pragnienie, które staram się stłamsić. To słabość, a słabości trzeba zabijać.
 Obniżam łeb i szepcze zaklęcie, dzięki któremu już po chwili zmieniam się w wilka o czarnej sierści i złotych oczach. To moja ulubiona moc - możliwość korzystania z tego zakęcia.
 Idę przed siebie. Wiem, że Sett wciąż nie ruszył się z miejsca, ale jestem już daleko. On należy do przeszłości, którą próbuje zostawić za sobą. Biegnąc przez las usiłuję dogonić teraźniejszość i dojrzeć przyszłość. Który to już raz...?

CDN

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz