-Chodźmy dalej. To miejsce przybrało nieprzyjemną atmosferę- rozejrzałem się i ruszyłem dalej z poważną miną.
-Qerido?- dogoniła mnie Rossa, trącając lekko głową w bark- Coś nie tak?- spytała troskliwym głosem.
-Nie- mój pysk bardziej rozpromieniał- Zimno w kopytka- uśmiechnąłem się szerzej.
-I mówi to koń, którego żywiołem jest powietrze. Zawsze możesz przywołać South`a- wzruszyła ramionami.
-Taaa... żeby potem mi prawił kazania, że jest środek zimy i mam rozmawiać z East`em lub North`em. Na pewno nie. Wolę już marznąć- pokręciłem oczami.
-Przynajmniej miałbyś jakieś ciekawe zajęcie- uniosła "brwi" do góry.
-Wolę się kłócić z tobą niż z nimi. Przynajmniej wiem, że po pierwsze nie będziesz na mnie obrażona tydzień, po drugie nie zrobisz mi żadnego niestosownego psikusa, a po trzecie lepiej mi się kłóci z partnerką niż z wiatrami- posłałem jej złośliwe spojrzenie.
-Pf! Coś jeszcze ciekawego masz do powiedzenia?- udała obrażoną.
-Owszem- przytaknąłem, kiwając głową.
-A więc słucham pana. Proszę bardzo, wygłoś swoją ciekawą przemowę...
-Tak więc... -stanąłem prze nią, wręcz stykając pysk z jej- Jesteś cudowną, piękną, wyrozumiałą, najsłodszą osobą, która potrafi ze mną wytrzymać...
-Mów dalej- uśmiechnęła się tajemniczo.
-Że nawet gwiazdy przy tobie tracą blask a promienie słoneczne oświetlaj twą niesamowitą urodę- przybrałem ogłoszeniowy ton.
-Dobra, dobra mój poeto. Nie przesadź z trawką- zachichotała.
-Kocham cię tak jak nikt. Jeśli tylko mogę, postaram się abyś czuła się jak księżniczka, jak moja bogini, jakbym mógł zastąpić ci wszystkich których straciłaś- pocałowałem ją, uśmiechając się w jej kierunku i patrząc prosto w oczy.
Rossa?
Musimy iść spotkać Denivera, bo usiedzieć w miejscu nie może xD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz