Cieszyłam się, że możemy zmienić temat. I najlepiej do niego nie wracać. Ruszyłyśmy kłusem w stronę Doliny Rozmów. Lubię ten teren. Często spędzam tam czas. Tam jest dużo przestrzeni i mogę polatać. I pobiegać. I poskakać. I w ogóle robić mnóstwo fajnych rzeczy. Nie minęło dużo czasu i naszym oczom ukazała się Dolina Rozmów. Zasypana śniegiem. Wyglądała jakby zamierzała iść spać. Tonęła w bieli. Biały puch skrzypiał pod naszymi kopytami, gdy zbiegałyśmy z pagórka. Polubiłam towarzystwo tej małej. Z resztą ja lubię towarzystwo każdego. Nieważne. Wiecie co? Czerwień komponuje się z bielą. Ale już nie lubię tego połączenia. Krew na śniegu nie wygląda fajnie. Ale po kolei. Zbiegałyśmy właśnie z pagórka (tak, znowu) gdy nagle moje kopyto postanowiło się poślizgnąć. Runęłam w dół. Zaryłam mocno pyskiem o ziemię i zjechałam z pagórka, więc jeśli będziecie w Dolinie Rozmów i zobaczycie brak śniegu w jednym miejscu, to właśnie tam miałam zderzenie z ziemią. Krew lała się z mojego ganasza robiąc przepiękne wzory w śniegu.
-Nic ci nie jest?-spytała zatroskana Lilith.
-Spoko, przeżyję.-odpowiedziałam i spróbowałam się uśmiechnąć, ale przeszkodził mi ból.-Miewało się gorsze spotkania z ziemią.
<Lilith?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz