Pogoda była bardzo wietrzna i do tego zaczynało padać. Drzewa uginały się mocno pod mocą wiatru. Czułam wielką melancholię i pokój wewnętrzny. Galopowałam przed siebie patrząc ze spokojem na konia stojącego przed moją osobą. Nie wzbudzał u mnie żadnych emocji, był za to z wyglądu groźny. Biała jego grzywa powiewała niespokojnie na wietrze. Minęłam go obojętnie, ten też nie zwracał z początku na mnie uwagi. Zaraz potem jednak zamyślił się patrząc na mnie niby ze współczuciem. Odwróciłam głowę, przystanęłam. Popatrzyłam mu się prosto w oczy twardym wzrokiem. Jednak nie chciałam, żeby wydawał się taki, jaki był. Pobiegłam w każdym razie przed siebie. Po chwili zobaczyłam kilka takich koni. No, trochę innych, ale były wysokie. Czego ja się spodziewałam, że na świecie są same kucyki? Cóż... Pierwszy spotkany przeze mnie koń objaśnił mi, że znajdujemy się na terenach stada. Był to ogier, który maści był gniadej. Zdawał się dość miły, ale znamy się przecież tylko od dwóch minut. Nie mogłam stwierdzić o nim cokolwiek, jeżeli nawet go jeszcze nie znałam. Zaprowadził mnie również do alfy, o co go poprosiłam. Po chwili mądrze wyglądająca klacz wyszła z jakiejś jaskini, czy też groty. Uśmiechnęłam się więc lekko i bez najmniejszego zadowolenia.
- Witaj. Jestem Havana, alfa tego stada. Zapewne chcesz dołączyć?
Powiedziała sympatycznym głosem owa klacz, której imię brzmiało Havana.
- Owszem. Moje imię brzmi Ocean. Miło mi.
Powiedziałam patrząc w górę na alfę, która zniżyła głowę, abym nie czuła się taka niska... Po chwili uzgodniłyśmy, że można mi tu dołączyć i że zostanę mordercą. Tak. Byłam pewna. Właśnie ja. I choćby nie wiem kto się z tego śmiał, to ja i tak będę morderczynią. Na zawsze. Ktoś zaskoczył mnie od tyłu. Odwróciłam głowę i zobaczyłam...
<Ktoś?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz