-Cass...
-Słucham?- ogier przerwał swą jakże ciekawą wypowiedź, która była złożona z znakomitych słów, których nawet nie do końca słyszałam.
-Ja wiem, że te herbatki, które dała ci Lawenda wpływają pozytywnie na duszę i ciało, ale może mógłbyś o drobinę...
-Havciu! Ja ci mówię jaki kop po tych eliksirach. No właśnie! Lawenda! Może ona dałaby ci coś co mogłoby pomóc, chociażby na te zawroty głowy, które masz i mroczki przed oczami. Wtedy byś stanęła na nogi, ale nie. Ona za daleko mieszka. Lepszy medyk, a ja na prawdę znam bardzo dobrego. On pomoże. Jednak chyba przyniosę wodę do picia i trochę jedzenia, może jak łykniesz to zrobi ci się lepiej. Albo nie! Mam lepszy pomysł! Może...
-Cass...- powtórzyłam, patrząc wzrokiem jakbym miała porządnego kaca.
Ogier przerwał i wpatrywał się we mnie oczekującym wzrokiem.
-Wybacz, że przerywam ci jakże wspaniale ciekawy monolog, ale chcę tylko abyś odesłał podróżników, którzy przyjdą tu za chwilę złożyć raport. A medykom nie będę zawracać głowy. To samo minie. Pić i jeść też nie chcę. Dziękuję za twoją troskę- posłałam mu słaby uśmiech- Powiedz im, że przyjmę ich jutro wieczorem. I nie, nie wołaj Lawendy.
-Oczywiście. Gdy tylko tu przyjdą. Nie wzywać Lawendy- kiwnął głową.
-A może byś się przespała?- wtrącił Bailando.
Widziałam jak Castelan posyła ogierowi ukradkowe spojrzenie.
Castelan? Bailando?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz