- Czego tu się bać mając ze sobą taką ciebie.
Odezwałem się spokojnym tonem odwracając głowę w stronę klaczy.
- Nie wiem, co nas tam może spotkać.
Odpowiedziała nadal bardzo niepewnie i niespokojnie.
- Prowadź, proszę. Przecież zwierzęta boją się ognia. Nic nam nie będzie.
Powiedziałem, co tylko częściowo ją uspokoiło. Obawiała się czegoś całkiem innego, czegoś nie będącego stworzeniem. Zjaw, dźwięków, samego ognia...? Cóż, nie władałem nim jeszcze wcale, więc nie mogłem nas uratować przed tym żywiołem. Ale ona mogła. Po dziesięciu minutach byliśmy na miejscu. Moim oczom ukazał się pierwszy promyczek 'wyrastający; z ziemi, który ożywił się wraz z naszym przybyciem do tego miejsca. Potem kilka innych, a na końcu już całe podłoże paliło się i trzeba było uważać. Lilith syczała stąpając po ogniu. Szedłem za nią i - co zauważyłem po chwili - nie byłem czuły na ogień. Nie mógł mnie oparzyć. Ucieszyłem się i uznałem to już za jakiś sukces. Przyglądałem się bacznie podłożu usłanym promieniami.
- WITH! TWÓJ OGON!
Usłyszałem. Obejrzałem się za siebie, na swój ogon. Nic nie czułem, jednak on zwyczajnie palił się. Skupiłem się patrząc nań i nagle ogień zniknął.
Usłyszałem. Obejrzałem się za siebie, na swój ogon. Nic nie czułem, jednak on zwyczajnie palił się. Skupiłem się patrząc nań i nagle ogień zniknął.
- To nie wina podłoża. Mój ogon jest zbyt krótki. Więc już coś potrafię...
I wtedy woskowe drzewo, na które się parzyłem, stanęło w ogniu i rozpuściło się w nim. Wreszcie było woskowe... Ależ mnie to ucieszyło! Lilith stojąca przy nim tak się przestraszyła, że wystrzeliła w powietrze metalową strzałę. Za zaś odsunąłem się i podpaliłem ją. Patrzyliśmy uradowani na nasze dzieło. Spojrzałem w niebieskie oczy Lilith.
<Lilith?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz