- To nie ja! - zawołałem gdy tylko poczułem na sobie wzrok Havany i starej klaczy. - Ledwie podszedłem, a one...one mnie zaatakowały, przysięgam!
Havana pokręciła głową, lecz Lawenda tylko się uśmiechnęła.
- Nic się nie stało. Szklane, to i się potłukło. Ech, takie są skutki używania ludzkich wyrobów. Nic nie szkodzi, to i tak były tylko próbki. - po tych słowach odwróciła się i zniknęła za progiem.
Ponownie poczułem na sobie przelotne spojrzenie Havany, na które odpowiedziałem najbardziej rozbrajającym uśmiechem na jaki było mnie stać.
- Zostawić cię na chwile samego...- mruknęła klacz i poszła za Lawendą.
Stałem na środku jaskini, ponownie zamierzając się rozejrzeć, kiedy nagle jeden z flakoników na skalnej półce zaczął niebezpiecznie drżeć i podskakiwać.
- Ooo, nieee! - zawołałem sam do siebie i pomknąłem szukać Havany. Niech się tłucze, ale tym razem bez mojej pomocy!
Moja przyjaciółka stała nad dziwnym, jaskrawozielonym naczyniem i wpatrywała się w jego zawartość. Przemknęło mi przez myśl, że nie taktownie jest przerywać klaczy w takim...em...momencie? Zaraz jednak przypomniało mi się niebezpiecznie wyglądające flakoniki, które najwyraźniej miały ochotę trochę po wybuchać.
< Havcia? C: >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz