Wracam ze spuszczonym łbem. Nie jestem dumna z tego co powiedziałam Lilith. Mogłam to łagodnej ubrać w słowa. Pewnie ją to zabolało. Cóż. A mnie bolał fakt, że musiałam ją wychowywać. Jej oczy codziennie wpatrywały się w moje a ja widziałam tam Magnetica. Ktoś powie, że ześwirowałam ale ból po urazie był zbyt silny.
Słyszę za sobą kroki. To pewnie Lilith i Firuse. Nie chcę się odwracać. Nie mogę się odwracać.
Dostrzegam Slayera i Havanę. Chcę krzyknąć wesoło, że wróciłam ale szczęścia we mnie nie ma.
Niestety.
- Gdzie byłaś, Midway? - pyta Slayer typowo ojcowskim tonem. Nie wiem czy chodzi mu o całą nieobecność czy o to co było przed chwilą.
- Formalności z przeszłości. - wzdycham
- Słucham? - włącza się Havana
Wtem za mną pojawiają się Firuse i Lilith. Biorę wdech.
- Slayer... To Lilith. Twoja wnuczka. Lecz nie moja córka. Adoptowała ją Firuse. Dla mnie to było za trudne. - tłumaczę - Lilith to Slayer... Twój dziadek.
Havana? Slayer?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz