Czekałem cierpliwie, aż ściany rozsuną się. Czekałem i czekałem. Nic. Chłodny kamień dalej boleśnie ściskał mi brzuch. Spojrzałem na Havanę z niepokojem. W jej oczach malował się strach, ale nic nie dawała po sobie poznać. Ja zresztą też. Czy ona na pewno wie co robić? Już miałem się odezwać, gdy ściany lekko ustąpiły. Czekałem cierpliwie, aż rozsuną się bardziej. Wreszcie to zrobiły. Havana zaczęła się wolno wycofywać, a ja zaraz po niej. Szliśmy wąskim przesmykiem. Panowała cisza, bo żadne z nas nie śmiało się odezwać. Wreszcie klacz ruszyła cwałem na zewnątrz, a ja za nią. Słyszałem zgrzyt i odgłos spadających kamieni, ale nie odwróciłem się, aby na nie spojrzeć, choć pokusa była wielka. No co? Jak ktoś mi coś rozkaże, to ja słucham. Zazwyczaj... Havana rozkazała mi się nie odwracać, to się nie odwracałem. W końcu wybiegliśmy na dwór. Jeszcze padało, więc parsknąłem niezadowolony.
-Co to była za jaskinia?-spytałem spoglądając na wejście groty niespokojnym wzrokiem.
<Havana?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz