sobota, 11 czerwca 2016

Od Hagara - Do Sharee

Trzeba... zaczerpnąć w życiu czegoś nowego, zaryzykować, wystawić swoje życie na sprzedaż zarezerwowaną dla niepewności... Raz na jakiś czas, każde istnienie potrzebuje zrobić coś ogromnie niebezpiecznego. Dla innych będzie to skok ze spadochronem dla innych zaś ucieczka z domu... Mnie jednak nie interesowała żadna z tych aktywności. Tak. Chciałem naprawdę zaryzykować. Tak, aby nie wiedzieć czy przetrwam.
Legendy i podania glosiły cuda i dziwy na temat istnienia wyrzutka, Sharee. Nieraz to imię wydawało się być przekleństwem a sama klacz czymś co jest ostatecznym wyrokiem. Ja byłem aż tak ciekaw kim ona jest, że postanowiłem, że to sprawdzę. Tu całe ryzyko i niebezpieczeństwo! Może nie wrócę...?
A jeśli wrócę opowiem, że wyrzutek jest zerem i rzeczywiście, jest z nim coś nie w porządku. Z głową rzecz jasna. I że wszystkie ostrzeżenia to tylko mity. Że jest miła. Uda mi się.
Challenge accepted.
Idę. Po prostu idę, zapuszczając się w mroczne tereny tego stada. Nigdy tu nie byłem. Zawsze się bałem a teraz rządzi mną przekora.
Długo jej szukałem. Widocznie wyrzutki lubią ciemne miejsca. Szkoda, że mam białą sierść. Będę zbyt widoczny, lecz w sumie czy nie o to chodzi?
Słyszę szelest. Skruszona pod naporem jakieś siły duża gałąź pęka. To nie...Nie ja, prawda? Nieco straciłem swojej pewności siebie.
Ktoś tu jest. Pewnie ta ciemna, ciemna jak noc duszyczka, zwana Sharee. W nagłym blasku widzę coś gniadego. Nie mogę się wycofać. Muszę ją sprowokować.
- Halo, czy zastałem tu rzekomego wyrzutka. Wyjdź, chyba, że się mnie boisz. - wołam.

Sharee? Możesz mu spuścić lanie, nie żal mi go  :>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz