Zebrałem w sobie wszystkie siły i zacząłem biec coraz szybciej. Już prawie doganiałem klacz, kiedy to przede mną wyrosła ściana pnączy, która zmusiła mnie do szybkiego odskoku w bok. Ponownie, Kaskada wygrywała. Zabawa zaczęła się od nowa. Kiedy klacz znalazła się w moim polu widzenia usłyszałem głos swojej mamy... "Dae, urwisko". Nie wiem czy to mi się zdawało, ale była to prawda, zmierzaliśmy w kierunku urwiska.
- Stój! - krzyknąłem, jednak Kaskada odebrała to jako dalszą część zabawy. Obiecałem sobie, że nie będę wnikał w umysły innych jeśli sobie tego nie życzą, jednak nie miałem wyboru.
Przedostałem się do jej umysłu i nakazałem jej się zatrzymać. Efekt był natychmiastowy i Kaskada stanęła jak wryta. Dogoniłem ją po kilkunastu sekundach.
- Urwisko - powiedziałem wskazując głową w kierunku, gdzie kończyła się ziemia - wszystko w porządku? - zapytałem cicho i nie chodziło mi o jej zdrowie fizyczne.
< Kaskada?;D>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz