Wyczuwanie emocji innych było na prawdę ciekawym darem. Doskonale wiedziałem w jakim kierunku idą myśli Kaskady, sam miałem podobne. Niemożliwe było to, że duch mojej matki był tylko wybrykiem mojej wyobraźni. Zbyt dobrze czułem jej obecność. Analizowałem w głowie to, co przed chwilą powiedziała mi klacz.
- Jesteśmy zupełnymi przeciwieństwami... Ty niesiesz życie, ja natomiast śmierć - powiedziałem patrząc na morze. Fale były wyjątkowo burzliwe. Rozbijały się o piasek niczym szkło. Nasze życie jest zupełnie takie samo. Jesteśmy jak te fale, łatwo nas zniszczyć.
- Chodź, chciałbym Ci coś pokazać - odparłem patrząc na Kaskadę, po czym ruszyłem przed siebie. Nie chciałem żeby się bała tego, czego jestem w stanie uczynić, a co lepsza, chciałem żeby uwierzyła.
Szliśmy w milczeniu. Jedyny dźwięk jaki wydawaliśmy to szum kopyt na piasku. Weszliśmy do lasu, jest to miejsce, gdzie czuje się najlepiej.
- Chciałbym Ci pokazać co potrafię zrobić, proszę nie bój się, nie ma czego, to ja je kontroluję - powiedziałem szybko. Kaskada była bardzo zdezorientowana. Popatrzyłem jej w oczy i przywołałem moje cienie, które nas otoczyły. Chwilę później zniknęły. Czekałem na reakcję klaczy, jednak ona stała w milczeniu wpatrując się we mnie.
- Jutro chciałbym zobaczyć co Ty potrafisz - odparłem lekko żartobliwie żeby rozluźnić atmosferę.
<Kaskada:)?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz