Gdy klacz się we mnie wtuliła, poczułem się niezaprzeczalnie dziwnie... Mimo iż było mi to uczucie znane, bo przecież moja mama często mnie przytulała dodając mi otuchy podczas ciężkich treningów oraz moja młodsza siostra! Która jak była mała, często się czegoś bała i chowała się za mną bądź się we mnie wtulała, żebym ją obronił czy też ochronił... Jednak Avatari byłą dla mnie obcym koniem i nie za bardzo wiedziałem co mam robić...
-Jeśli Ci przeszkadzam to mów .. -szepnęła.
Cóż! Nie wiedziałem czy mi to przeszkadzało! Po prostu czułem się dziwnie... Jednak wiedziałem że nie mogę odtrącić klaczy, gdyż wyczułem że tego właśnie potrzebowała, a właściwie to ja też, po tym co przeżyłem... Brakowało mi ciepłego uśmiechu mojej matki, która była troskliwą i kochającą osobą, ale też potrafiła być zaciekłą wojowniczką. Nagle usłyszałem jak oddech klaczy się uspokoił a serce zwolniło. Avatari w końcu się rozluźniła i zasnęła wyczerpana, oparta na moim boku.
Nie wiem czemu ale ucieszyłem się w duchu, ze w końcu zaczęła mi w miarę ufać. Ostrożnie się podniosłem i delikatnie położyłem ją na jej miejscu, tak, aby nie poczuła, że ja przeniosłem. Gdy wygodnie ją ułożyłem, użyłem swoich mocy a po chwili przykryła ją kołdra z liści, żeby było jej ciepło. Dołożyłem drewna do ognia i sam w końcu zasnąłem po dniu pełnym wrażeń.
< Avatari? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz